Artykuły

Mefisto w Domu Aktora

Jedynie połowiczny sukces długo oczekiwanego filmu Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór" pokazanego na festiwalu polskich filmów w Gdyni. Za to pełne zwycięstwo grających w nim aktorów - pisze Tadeusz Sobolewski w Gazecie Wyborczej.

Jacek Bławut przygotowywał się do tego filmu od lat. "Jeszcze nie wieczór" to jeden z najbardziej ryzykownych jego projektów, w których zatraca się granica między kreacją a dokumentem. Ryzyko polegało na obnażeniu ludzi, którzy chcieliby ukryć przed światem swoją słabość, swoje postarzałe sylwetki. Ci ludzie są starymi aktorami, pensjonariuszami Domu Aktora w Skolimowie. Nie jest to w filmie dosłowną prawdą - duża część gwiazdorskiej obsady to aktorzy, którzy ofiarnie na użytek filmu zechcieli stać się lokatorami tego domu. Niektórych widzimy po raz pierwszy od bardzo wielu lat - dla mnie najbardziej niesamowitym odkryciem tego filmu jest Ewa Krasnodębska, aktorka, która wycofała się ze sceny i z filmu jeszcze w latach 60., została dziennikarką, robiła dla TVP wywiady z największymi gwiazdami kina, potem zniknęła na 40 lat i wraca, doskonale rozpoznawalna dla tych, którzy pamiętają, piękna.

Niesamowita Irena Kwiatkowska w tym filmie demonstracyjnie odmawia gry, jest po prostu sobą, ale w pewnym momencie i ona włącza się do tańca. Krzyczy na widok atakującego ją Mefista z rogami, po czym mówi "na stronie": Ja się nie zlękłam, ja tylko zagrałam!

Danuta Szaflarska zagrała u Bławuta swoją śmierć, ale jednym z piękniejszych momentów, wyraźnie zaimprowizowanych przed kamerą, jest jej pantomima z kwiatem, scena z filmowym mężem odegrana w parkowej alejce. To, co kreują przed kamerą starzy aktorzy, przypomina japoński teatr butoh, podnoszący do rangi piękna to, co zwyczajne, a często brzydkie. Bławut nie pozwala widzowi roztkliwić się nad swoimi bohaterami, nie traktuje ich z góry, chce widzieć w nich partnerów, rozbija wzruszenie śmiechem. Ksiądz Kazimierz Orzechowski - były aktor grający tu siebie - uchyla drzwi do pokoju, pyta: Chrystusa potrzeba? Na co Szaflarska, prosto od stolika z kartami i koniakiem: Wieczorem, Kaziu, wieczorem!

Mefistem jest Jan Nowicki - intruz w świecie "starego aktora", który nie chce uszanować majestatu starości. Przybywa do Domu, aby "rozruszać" jego lokatorów. Każe im zagrać "Fausta", i to gdzie - w pobliskim więzieniu! Bławut zna dobrze takie miejsca - w jednym ze swoich najlepszych dokumentów doprowadził do spotkania młodego więźnia z niepełnosprawnym chłopcem; brutalność zderzona z delikatnością.

Nowicki reprezentuje w tym filmie reżysera. Przypomina też nauczyciela muzyki z "Nienormalnych", który traktował swoich uczniów z zespołem Downa, w równie bezwzględny sposób, jakby nie biorąc pod uwagę ich niepełnosprawności. W filmie "Jeszcze nie wieczór" Nowicki dokonuje desantu na Dom Aktora, którego lokatorzy zastygają w nostalgii, w sentymentach, w kontemplacji swojego przemijania. Ten niesforny, troszkę tylko młodszy kolega - który potrafi jeszcze poderwać dziewczynę z kuchni i przerobić ją na aktorkę (Sonia Bohosiewicz) - daje staruszkom do wiwatu. Ale ich uśmiechy w scenie finałowej, gdy udaje im się doprowadzić grę do końca i gdy Wieńczysław Gliński powie swój wymarzony monolog Hamleta - świadczą o wdzięczności aktorów i czystej radości z gry, nawet jeśli się gra własną śmierć. Wspaniała Nina Andrycz, którą w filmie koledzy witają jak królową, chwali się, że przekroczyła "biblijne i geriatryczne" granice, wita "Sławka Glińskiego, który siedzi w pierwszym rzędzie". Kino demonstruje tu swoją starą sztuczkę unieśmiertelniania, zacierania granic. Według kwestii Mefista z "Fausta" "to, co przeminęło, nigdy nie istniało". Liczy się "chwila, która trwa" - a taką chwilę zapewnia kino. Więc zwycięstwo? Sukces aktorstwa przekraczającego wszelkie granice? Aktorzy zwyciężają - ale czy zwycięża reżyser? Tu można mieć pewne wątpliwości. Prawda filmu Bławuta zawiera się w dokumentalnej warstwie filmu, która chwilami "odpada" od warstwy fabularnej, od tekstu "Fausta", którego wybór wydaje się podyktowany zbyt łatwymi skojarzeniami. Oglądam "Jeszcze nie wieczór" jak przedstawienie baletu czy opery, gdzie liczy się sama gra, sama sztuka - nie treść, nie libretto. Troszke to wszystko za proste.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji