Artykuły

Łódź. Camerimage zawieszony

Organizacja Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage w Łodzi została zawieszona. - Skoro mnie tutaj nie chcecie, to przeniosę festiwal gdzie indziej - zapowiedział na wczorajszej konferencji prasowej Marek Żydowicz, dyrektor imprezy.

Właściwie trudno jednoznacznie powiedzieć "o co poszło".

Pewne jest tylko jedno: po tym, jak nie doszło do wczorajszego spotkania Marka Żydowicza z marszałkiem województwa łódzkiego Włodzimierzem Fisiakiem (marszałek je odwołał, ponieważ wyleciał wczoraj do Brukseli - dop. dp), dyrektor Camerimage stwierdził, że nie widzi możliwości dalszej organizacji festiwalu w Łodzi.

- Nie pozwolę się traktować niepoważnie - powiedział. - Mam propozycje z innych miast (według nieoficjalnych informacji chodzi o Wrocław i Poznań - dop. dp), ale nie chciałbym z Łodzi odchodzić. Jednak jeśli sytuacja się nie zmieni, będę musiał się na to zdecydować.

Wszystko wskazuje na to, że kością niezgody stała się budowa centrum festiwalowo-konferencyjnego na terenie dawnej elektrociepłowni EC1 koło dworca Łódź Fabryczna. Żydowicz domaga się - i to m.in. miało być celem spotkania dyrektora Camerimage z marszałkiem - by Włodzimierz Fisiak zadeklarował, iż wspólnie z prezydentem Łodzi Jerzym Kropiwnickim, doprowadzi do wybudowania centrum.

- Widzę, że cała sprawa ma podtekst polityczny i wynika z niemożności porozumienia się Urzędu Miasta Łodzi z Urzędem Marszałkowskim - mówił Żydowicz. - Pracuję w Łodzi od 8 miesięcy jako doradca prezydenta i zauważyłem, jakie są trudności z pokonywaniem urzędniczych barier. Ale wiem też, że można je pokonywać. Jednak gdy słyszę z ust marszałka, że on nic nie może obiecać, to odechciewa mi się cokolwiek robić.

Od politycznego podtekstu odżegnywała się obecna na konferencji wicemarszałek Elżbieta Hibner (odpowiedzialna w województwie łódzkim za fundusze unijne). Wskazywała raczej na przepisy i procedury.

- Projekt rewitalizacji EC1 to, na moje oko, koszt co najmniej 500 milionów złotych - powiedziała. - I zdobycie funduszy na takie przedsięwzięcie nie może się opierać na przyrzeczeniach, ale wymaga przestrzegania prawa i konkretnych procedur.

Elżbieta Hibner wyjaśniła, że projekt EC1 został włączony do Regionalnego Programu Operacyjnego bez konkursu i obecnie jest na etapie oczekiwania na szczegółową dokumentację od wnioskodawców.

- Sam projekt dotyczący EC1 opiera się na razie na dziesięciostronicowym wniosku, który tak naprawdę można nazwać dopiero zapowiedzią projektu - twierdziła. - Jest w nim w mowa o 180 mlionach złotych potrzebnych na przebudowę EC1, z czego beneficjent, czyli miasto, wnioskuje o 82 miliony. Jak rozumiem, budowa centrum festiwalowo-konferencyjnego to kolejny projekt. W takim razie musi on startować w konkursie i po zgłoszeniu zostanie oceniony przez komisję. Innej prawnej drogi na dofinansowanie nie ma. I dlatego marszałek nic obiecać nie może.

Marek Żydowicz narzekał, że jest to jedynie urzędnicze tłumaczenie i on przede wszystkim nie widzi chęci ze strony marszałka, by przedsięwzięcie doprowadzić do końca.

- Nie chcę być ofiarą komunikacji między urzędami Miejskim i Wojewódzkim - podkreślił. - To jest typowe ucinanie aktywności obywatelskiej. Wszędzie na świecie takie centra kultury budują miasta, a nie prywatni inwestorzy. To właśnie obowiązkiem władz samorządowych, miejskich i wojewódzkich, jest budowa infrastruktury, która zapewni rozwój miastu i regionowi. A gdybyśmy takie centrum z prawdziwego zdarzenia mieli, wtedy zmietlibyśmy inne miasta, nie tylko polskie, w staraniach o stanie się europejską stolicą kultury. Wielu imprez nie można w Łodzi organizować, bo nie ma gdzie. Poza tym jesteśmy przekonani, że nasz projekt przyciągnie inwestorów.

Żydowicz zasugerował też budowę obiektu w partnerstwie publiczno-prywatnym, jednak marszałek Hibner znów zasłoniła się lukami prawnymi w odpowiedniej ustawie. Szef Camerimage potwierdził, że ustawa jest wadliwa, ale stwierdził też, że istnieją legalne możliwości jej obejścia. I tak dalej, i tak dalej, przez 1,5 godziny dyskusji obu stron...

Gdy zniecierpliwieni dziennikarze poprosili na koniec o konkretne deklaracje, Żydowicz zgłosił pod adresem Urzędu Marszałkowskiego dwa postulaty: zadeklarowania udziału w budowie centrum festiwalowego i zwiększenia dotacji na Camerimage.

- Urząd Marszałkowski dał nam w tym roku 150 tysięcy złotych (w przyszłym ma to być 200 tysięcy - dop. dp), co stanowi 5 procent budżetu festiwalu. Urząd Miasta daje nam 15 procent. Nie nazwałbym takiej kwoty poważnym traktowaniem - stwierdził Żydowicz.

Marszałek Elżbieta Hibner żadnych deklaracji poczynić nie chciała. Powiedziała tylko, że trzeba się trzymać procedur. Zdenerwowany Marek Żydowicz słuchać dalej nie chciał, rzucił tylko, że w takim razie zabierze festiwal z Łodzi, zebrał swoje rzeczy i wyszedł z konferencji...

Emocje sięgnęły zenitu, ale sprawa na szczęście będzie miała swój dalszy ciąg. Wczoraj wieczorem Marcin Nowicki, rzecznik prasowy marszałka województwa łódzkiego, poinformował, że w czwartek odbędzie się spotkanie marszałka z szefem Plus Camerimage. Jak napisał: "tematem spotkania będzie m.in. dalsza współpraca przy organizacji festiwalu w Łodzi"...

Dziecinny spór dorosłych

Marek Żydowicz wyprowadzał Camerimage z Torunia w atmosferze awantury, teraz ten scenariusz może się powtórzyć w Łodzi. Byłoby to kolejną porażką miasta, bo obojętnie co o charakterze szefa Camerimage i jego metodzie "grania" festiwalem byśmy powiedzieli, jest człowiekiem z wizją. W dodatku z determinacją do tej wizji realizowania, a takich postaci w naszym mieście jak na lekarstwo. W Łodzi dominuje bowiem postawa smerfa Marudy: i tak się nie uda, wywołana zresztą w dużej mierze przez obycie z urzędniczym murem, inercją i lokalnymi układami.

Dzięki Żydowiczowi mamy w mieście imprezę światowej rangi w jak najbardziej światowej dziedzinie (film), która trafia w punkt aspiracji i tradycji Łodzi. Imprezę docenioną już w Polsce i za jej granicami. Najświeższy numer "Wprost" umieścił Camerimage w dziesiątce najważniejszych imprez kulturalnych w kraju.

Tymczasem na naszych oczach znowu toczy się dziecinny spór dorosłych: ktoś nie zadzwonił, ktoś się nie chciał spotkać, ktoś się z kimś nie dogadał. Al-bo może ktoś się czuje od kogoś ważniejszy. Żydowicz ma rację: urzędnicy są od tego, by pomagać ta-kim ludziom jak on, którzy chcą coś zrobić, zamiast rzucać im kłody pod nogi i odgradzać się przepisami. Jeśli Żydowicz lub inni pomysłodawcy fajnych i cennych przedsięwzięć nie dopełnili jakichś formalności lub nie mogą zdobyć na nie środków (bo nie tym się powinni zajmować, tylko wymyślaniem) to urząd ma pomóc te bariery pokonać, a nie twierdzić tylko, że się nie da, bo nie ma. Urzędnicy mają rację: trzeba się trzymać obowiązujących przepisów i nawet oni nie potrafią czynić cudów. Więc może chociaż trzeba zrobić jedno: nauczyć się ze sobą rozmawiać i chcieć, by w Łodzi działo się dużo rzeczy szalonych, zamiast spokojnego nie-dziania się nic.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji