Artykuły

Silne rządy dyrektorek teatrów

11 listopada 1918 r., podczas wieczornego spektaklu w Teatrze Polskim, na wieść o podpisaniu rozejmu między Niemcami a państwami ententy, Leon Schiller odegrał na szpinecie "Marsyliankę". Polacy z teatralnym przytupem wchodzili w zupełnie nową erę, gotowi budować nowoczesne i suwerenne państwo, Warszawa zaś stawała się sercem nabierających rozpędu wydarzeń - pisze Barbara Michalczyk w miesięczniku Stolica.

To w Warszawie polskie sufrażystki wymogły na Józefie Piłsudskim zajęcie się kwestią praw kobiet. Po raz pierwszy w historii uzyskały wówczas prawo do głosowania, do samostanowienia, własności oraz edukacji. Na papierze wszystko to wyglądało dumnie, potrzeba było jednak wielu lat, aby zmienić mentalność ludzi i wszystkie prawa konsekwentnie wprowadzać w życie. Nie było to łatwe, jeszcze przez dziesięciolecia kobiety były nieobecne albo stanowiły wyjątek na stanowiskach dyrektorskich i kierowniczych. Dotyczyło to prawie wszystkich środowisk, może jedynie z wyjątkiem szkolnego i... teatralnego.

W Warszawie po 1918 r. kwitło życie teatralne - jeśli przed wojną rolę teatralnego centrum pełnił Kraków, tak teraz wszyscy związani z teatrem przenieśli się do stolicy. Przez kolejnych 20 lat powstało tu prawie 200 teatrów, w większości prywatnych. Jedynie kilka scen mogło się poszczycić miejskim finansowaniem, pozostałe były skazane na krótką egzystencję oraz bezpardonową walkę o widza. Dyrektorzy teatrów odpowiadali wówczas nie tylko za linię programową, repertuar czy zatrudnionych aktorów, ale także za finanse, nierzadko dokładając do interesu ze swojej kieszeni. Chętnych do prowadzenia własnych scen jednak nie brakowało.

Wśród gotowych do pracy na rzecz teatru były i kobiety. Nie tylko dlatego, że właśnie uzyskały prawa wyborcze - obecność dyrektorek w teatrze datuje się na same jego początki w Polsce: wszak prowadzenie sceny narodowej po Wojciechu Bogusławskim przejęła aktorka Agnieszka Truskolaska. Do wybuchu pierwszej wojny światowej teatry na ziemiach polskich prowadziło łącznie 51 kobiet, jednak ze względu na monopol sceniczny Warszawskich Teatrów Rządowych nie mogły się przebić w stolicy. Początek nowej epoki dał im ogromną szansę na zaistnienie w Warszawie.

Swoje działania były gotowe realizować nawet w obliczu trwającej wojny, jak Stanisława Wysocka, która prowadziła teatr w Pomarańczami przez letnie miesiące 1920 r. w atmosferze powszechnego zwątpienia w zwycięstwo, kiedy Warszawę opuszczali kolejni mieszkańcy, a każdego dnia nadchodziły informacje o nacierających Sowietach - w Łazienkach wystawiano "Pannę mężatkę" Józefa Korzeniowskiego. Ostatni pokaz teatru odbył się w dniu Bitwy Warszawskiej, potem placówkę zamknięto. Nie oznaczało to jednak końca starań Stanisławy Wysockiej, która walczyła o reformę teatru - w jej opinii aktorzy grali zbyt naturalistycznie, nie siląc się na pokaz sceniczny, tylko kopiując życie, a widzowie nie byli traktowani poważnie, odebrano im prawo do używania wyobraźni w odbiorze widowiska, a tym samym szansę na jego współtworzenie. Aby zmienić ten stan rzeczy, potrzeba było radykalnych środków - kształcenia nowych aktorów i wychowywania widowni. Najlepiej tej ciągle niedocenianej - robotniczej. W grudniu 1925 r. Wysocka ruszyła ze swoim teatrem Rybałt w objazd po stolicy. Ich wozem Tespisa stał się tramwaj, a naczelnym założeniem - realizowanie taniego teatru, którego sceniczne baśnie porwą serca widzów.

Na pierwszy ogień poszła "Balladyna" Słowackiego, której wystawienie śmiało można uznać za dzieło życia Wysockiej. Teatr przez cały okres swej działalności balansował na krawędzi bankructwa, a ona pełniła w nim funkcje nie tylko reżyserskie i dyrektorskie, ale też grała, sklejała dekoracje i szyła kostiumy. Razem ze swoimi aktorami pojechała w objazd po wschodnich rubieżach II RP, docierając tam, gdzie nikomu nie chciało się krzewić kultury teatralnej. Ostatecznie - z powodu jawnej niechęci warszawskiego magistratu - teatr upadł sześciu miesiącach działalności, pozostawiając wiele niespełnionych postulatów.

Naczelnym teatrem robotniczym II RP stało się Ateneum - powstałe pod auspicjami Związku Kolejarzy.

Wszystko zaczęło się od sali na Powiślu, w której miały odbywać się widowiska dla mieszkańców dzielnicy. Dyrekcję zaproponowano twórcom Placówki Żywego Słowa - Janinie Górskiej oraz Mieczysławowi Szpakiewiczowi, którzy jako byli redutowcy zaproponowali teatr oparty na recytacji. Spektaklami z tego nurtu zapełnili sezon 1928/1929. W kolejnym sezonie zdecydowano się na zmianę i dyrekcję powierzono aktorce Marii Strońskiej. W tym okresie zakładano duże zaangażowanie społeczne granych sztuk, zbliżenie do robotniczej publiczności oraz edukację przez teatr. Jednocześnie - z różnym skutkiem - Strońska starała się unikać tematów politycznych. Być może obawiała się, że je] teatr podzieli los Teatru im. Bogusławskiego, najbardziej rozpolitykowanego teatru robotniczego w stolicy, zamkniętego tuż po przewrocie majowym. Ateneum można z powodzeniem nazwać teatrem o najbardziej sfeminizowanych władzach. Nawet kiedy jego dyrektorem był już Stefan Jaracz, nie za* brakło u jego boku kobiety, która miała ogromny wpływ na ostateczny kształt artystyczny placówki - Stanisławy Perzanowskiej.

Kobiety tworzyły także teatry dla dzieci. Najważniejszym na teatralnej mapie międzywojennej stolicy był bez wątpienia teatr Jaskółka, który działał gościnnie na różnych warszawskich scenach. Jego twórczyniami były Halina Starska i Janina Strzelecka. Spektakle Jaskółki były właściwie przeznaczone dla widzów w każdym wieku, choć opierały się na baśniach i legendach. Placówka ta -mimo różnych przeciwności - przetrwała aż cztery lata.

Teatr warszawski grał w tym okresie dla wszystkich mieszkańców, także tych mówiących w języku jidysz.

Ester Rachel Kamińska wraz córką Idą oraz Zygmuntem Turkowem założyli Teatr Centralny. W 1924 r. instytucja zmieniła nazwę na Warszawer Idiszer Kunstteater, czyli Warszawski Żydowski Teatr Artystyczny. Ze zmiennym powodzeniem placówka działała w Warszawie, we Lwowie oraz w terenie - dii do bombardowań stolicy w 1939 r.

W 1932 r. Irena Solska stworzyła na Żoliborzu, na osiedlu WSM, Teatr im. Stefana Żeromskiego. Zaczynano od pokazów w przedszkolnej salce, a skończono na własnej scenie awangardowej konstrukcji - scenie symultanicznej, która pozwalała dowolnie modyfikować ułożenie widowni i sceny. Jednocześnie Solska, choć teatr biedował, była niezmordowana w organizowaniu jego filii i rozszerzaniu działalności na całe miasto. Apogeum swojej działalności placówka osiągnęła po przekształceniu w Studio Teatralne im. Stefana Żeromskiego - gdzie Solska uzyskała przestrzeń na edukowanie aktorów. Teatr został zamknięty w wyniku skandalu po premierze spektaklu "Paragraf 245 KK", który podejmował temat chorób wenerycznych i prostytucji.

Nie brakowało w tym okresie także teatrów muzycznych. Wśród najważniejszych kobiecych nazwisk z nimi związanych warto zapamiętać Janinę Korolewicz-Waydową, śpiewaczkę, która - jak dotąd - była jedyną dyrektorką Teatru Wielkiego. Skłócona z ZASP-em, prowadziła Operę na własny koszt i podług własnego gustu, zapraszając do współpracy np. Lodę Halamę oraz, dla podniesienia rentowności przedsięwzięcia, wprowadzając na scenę operetki. Wśród osiągnięć dyrektorskich w operetce wyróżnić zaś należy działalność Lucyny Messal oraz Kazimiery Niewiarowskiej.

Teatrem typowo gwiazdorskim, w starym stylu, był teatr Marii Malickiej, który stał się ostatnią placówką teatralną otwartą przed wybuchem drugiej wojny światowej. Malicka prowadziła go początkowo ze swoim partnerem, Zbyszkiem Sawanem; oboje jako ulubieńcy stolicy grywali w nim główne role.

Teatry prowadzone przez kobiety stanowiły jedynie ok. 10 procent wszystkich scen, jakie przez 20 międzywojennych lat funkcjonowały w Warszawie. Działalność dyrektorska z pewnością miała dla wielu kobiet wydźwięk emancypacyjny - zdobywały władzę, niejednokrotnie zyskując tym samym silny wpływ na kształt życia teatralnego stolicy. Dwudziestolecie międzywojenne, okres ogromnego postępu, a jednocześnie różnic społecznych i skrajnej nędzy, było wyjątkowym czasem pod względem liczby działających przedsiębiorstw teatralnych. Było także wyjątkowe pod względem liczby kobiet na kierowniczych stanowiskach w warszawskich teatrach - nigdy później nie było ich już tak wiele.

Na zdjęciu: portret Ireny Solskiej z wystawy "Korzenie Teatru Polskiego w Warszawie"

***

Barbara Michalczyk - absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, dramatopisarka, recenzentka, historyczka teatru

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji