Artykuły

Zrób sobie teatr, odc. 1

Nie mamy w sobie chrześcijańskiej cnoty, która każe czekać pod drzwiami aż będzie nam otworzone. Zamiast pokornie pukać, woleliśmy zbudować własny dom, do którego drzwi mamy klucze. Z tej potrzeby powstał Teatr TrzyRzecze - pisze dla e-teatru Konrad Dulkowski.

Na przykładzie doświadczeń opowiemy jak walczyć o dotacje nie zasługując na miano nieudaczników zgodnie z definicją Krystyny Jandy, czym jest pasja, jak znaleźć swoje artystyczne korzenie w lokalnej historii, z czego buduje się wspólnotę celu, by aktorzy chcieli współtworzyć teatr a nie tylko w nim grać, jak robić casting i jak się do niego przygotować powinien aktor, oraz jak przeskakiwać kłody rzucane przez rodzimy system prawny. Czyli jak założyć sobie nowy teatr zamiast podpalać stare.

Jest zima 2010 r. Na parterze domu przy Młynowej 19 w Białymstoku trwają prace remontowe. Dwa kaflowe piece, sterty gruzu, zwisająca instalacja elektryczna. Wśród tego pobojowiska oprowadzam dziennikarza Radia Białystok. "Tu na razie jest ściernisko, ale będzie...teatr" - mówię do podstawionego mikrofonu. Dziennikarz patrzy na sterczący pośrodku samotny biały sedes (wcześniej była tu łazienka), a ja widzę w jego wzroku niedowierzanie.

Po dwóch latach ten sam dziennikarz przyzna, że wtedy nie dawał Teatrowi TrzyRzecze więcej niż pół roku zanim skończą się nam pieniądze i zapał i skończymy jak większość organizacji pozarządowych zamykanych przed upływem dwóch lat od startu.

Dzisiaj mamy za sobą 7 własnych premier, komplety widzów na przedstawieniach, nasz "Blackbird" jest grany na Scenie Przodownik Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy, "Błazenada" zbiera świetne recenzje w Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, przeprowadziliśmy kilkanaście warsztatów i akcji społecznych, naszą akcją "Zamaluj zło" uruchomiliśmy system kontroli obywatelskiej nad organami ścigania, by zajęły się problemem rasistowskich incydentów w województwie podlaskim, doprowadziliśmy do zwolnień w prokuraturze po kuriozalnej odmowie uznania namalowanej na murze swastyki za propagowanie nienawiści, bo jest to "hinduski znak szczęścia". Nabieramy rozpędu.

Na początku nie wiedzieliśmy nic. Nie wiedzieliśmy nawet, że nic nie wiemy. Była w nas tylko chęć, by zrobić coś ze swoim życiem. Ja - przez kilkanaście lat reporter, który przeszedł bojowy szlak od radiowej Trójki przez większość znaczących redakcji w Polsce, oraz Rafał Gaweł - specjalista od marketingu koncernów farmaceutycznych. Dla mnie skończył się zawód dziennikarza w chwili, gdy kolejne redakcje starały się mnie usadzić za biurkiem, bo w dobie kryzysu nikt nie miał pieniędzy na reportaż i jeżdżenie w teren. Rafał miał dosyć korporacyjnej filozofii "nie wychylaj się" i szefów niepotrafiących dostrzec potencjału jego rewolucyjnych pomysłów. Kiedy w międzynarodowym koncernie odrzucili jego innowacyjny projekt nowego środka medycznego, jakiego nie potrafił opracować zespół badawczy, opatentował go na własną rękę i odszedł. Wymyślony przez Rafała BUTOSEPT stanie się w przyszłości podstawą nietypowego sposobu finansowania kultury.

Na razie jest jesień 2010. Rafał znajduje w Białymstoku piętrowy drewniany budynek wybudowany w 1936 r. przez Jakuba Flikiera, żydowskiego przedsiębiorcę, który zaczynał jako uczeń rymarza, a dopracował się zatrudniającej 500 osób fabryki oleju jadalnego. Dom jest wielki, piękny i ma duszę. I jest do wynajęcia.

Wówczas studiuję dramatopisarstwo w Laboratorium Dramatu, więc decyzja jest szybka: "Ja nie wiem nic, ty nie wiesz nic o prowadzeniu teatru - to akurat tyle żeby go otworzyć" - parafrazujemy scenę z "Ziemi obiecanej".

Ustalamy formę działalności - stowarzyszenie. W polskich warunkach prawnych jest to forma najbardziej korzystna, bo nie wymaga prowadzenia skomplikowanej księgowości. Zbieramy grupę 17 osób, którym bliska jest idea niezależnego teatru, z pomocą znajomych prawników piszemy status i składamy do sądu wiosek o rejestrację.

Nie chcemy nic od władz. Najpierw zrobimy coś sami. Wielokrotnie potem będziemy spotykać się z ludźmi, którzy przychodzą do nas mówiąc "dostaliście od miasta taki piękny budynek, dajcie nam salę". Musimy tłumaczyć, że wynajmujemy go od prywatnego właściciela, po rynkowych cenach. Przyjdzie nam wielokrotnie oglądać niezrozumienie w oczach młodszych kolegów z pokolenia wyrosłego w czasach dobrobytu. Znam to spojrzenie - jako reporter często odpowiadałem na pytanie studentów dziennikarstwa "jak znaleźć pracę w redakcji". Przede wszystkim zanim zaczniesz żądać etatu, bo należy ci się z racji skończonych studiów, najpierw napisz coś sam - temat, który chodzi za tobą, który uważasz za ważny, który zwyczajnie musisz opisać. Bo u podstaw dziennikarstwa leży zawsze potrzeba zrozumienia świata, tak ja je zawsze definiowałem. I na moje pełne pasji słowa słyszałem w odpowiedzi: "a jeśli nie zechcą wydrukować to napracuję się na darmo". Ręce opadały. A jeśli zapraszasz dziewczynę na randkę to pytasz ją czy będzie ciąg dalszy, bo inaczej stracisz czas i pieniądze na kino?

Stawiamy wszystko na jednej szali. Mam pieniądze ze sprzedanego w Warszawie mieszkania, Rafał wysoką odprawę z koncernu. Burzymy ściany działowe pomiędzy pokojami na parterze i w ten sposób powstaje otwarta przestrzeń widowiskowa. Na piętrze remontujemy pomieszczenia - biuro i pokoje dla aktorów, bo od początku zakładamy, że nie zatrudniamy stałego zespołu tylko bazujemy na castingu do każdego przedstawienia.

Profesjonalne rozwiązania infrastruktury teatralnej są nie na naszą kieszeń więc wymyślamy własne. System zawieszenia świateł scenicznych konstruuję z elementów poręczy schodowych przyczepionych do sufitu. Na scenie wykładzina, bo nie stać nas na wygłuszenie podłogi. Cyklinowanie, malowanie, prace elektryczne, stolarskie, palenie w piecach, jakimi ogrzewany jest stary dom - szybko uczymy się kolejnych praktycznych zawodów.

Kiedy spotykam jedną z aktorek w jednej ręce trzymam młotek, w drugiej niosę drabinę. Przedstawiam się.

Pan jest tutaj technicznym? - domyśla się artystka.

Właściwie to dyrektorem artystycznym - odpowiadam.

Patrzy na moje ubranie robocze z miną jakby trafiła na kogoś twierdzącego, że jest Chrystusem.

Może pan być kim chce - uśmiecha się łagodnie uznając, że z wariatami nie należy dyskutować.

W mieście rozwieszamy nasze pierwsze plakaty. Na czarnym tle adres strony www oraz napis "A teraz ja!". To tytuł inaugurującego działalność TrzyRzecza monodramu Grzegorza Sierzputowskiego, ale jednocześnie oznajmiamy, że będzie o nas głośno.

Data pierwszego spektaklu: 9 grudnia 2010.

Czasu coraz mniej. Metalowe krzesła dla widzów kupujemy z likwidowanej jednostki wojskowej. Marzą nam się tapicerowane fotele teatralne, ale wygrywa cena: 5 zł za sztukę. Malujemy je na czarno, ale na godzinę przed przedstawieniem okazuje się, że farba nie wyschła. Szybka jazda po sklepach w poszukiwaniu poduszek. Wybór pada na wzór w motylki. Żaden inny teatr nie ma takich.

Widownię stawiamy własnymi rękami z europalet. Wieczorem, gdy stajemy na przyszłej scenie i patrzymy na wznoszącą się przede nami poziomowana konstrukcję czujemy po raz pierwszy, że to, co dotąd było w naszych głowach nabiera realnych kształtów.

Mamy teatr - mówię cicho w pustej sali do wyimaginowanych widzów.

Uruchomiliśmy instytucję kultury promującą współczesną dramaturgię, jakiej dotąd nie było w Białymstoku. Skoro podnieśliśmy "społeczny potencjał kulturowy" uznaliśmy, że mamy prawo sięgnąć po finansowe wsparcie samorządu.

Włożyliśmy w teatr ponad 200 tys. zł. Pierwsza dotacja opiewała na...12 tys.

"Zakładane rezultaty realizacji zadania publicznego", "uzasadnienie potrzeb", osobogodziny, ewaluacje - czyli o tym jak spędzaliśmy noce ucząc się urzędniczego metajęzyka w następnym odcinku.

***

Konrad Dulkowski - dramaturg, reżyser, dziennikarz, dyrektor artystyczny Teatru TrzyRzecze w Białymstoku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji