Artykuły

Teatr - mój pracodawca

Najbardziej rozrywani przez telewizje aktorzy zrezygnują z etatów teatralnych. Dyrektorzy będą mieli do wyboru albo podkulić ogon i tolerować telewizyjne fuchy swoich aktorów, albo brnąć w coraz ostrzejsze restrykcje, co wywoła mnóstwo konfliktów i jeszcze bardziej zmniejszy w teatrach frekwencję na widowni - Jerzy Skoczylas w Gazecie Wyborczej - Kraków o projekcie zabraniającym aktorom teatralnym gry w serialach.

Każdy, kto robi w usługach, powinien lubić swoich klientów, a przynajmniej zdawać sobie sprawę, że to właśnie z nich żyje. Taksówkarze nie powinni więc psioczyć na ludzi z kasą, bo ci, którzy z trudem wiążą koniec z końcem, raczej rzadko jeżdżą taksówkami. Na tej zasadzie ja czuję ogromną sympatię dla urzędników wymyślających durne przepisy.

(...)

W tym tygodniu moim pracodawcą jest Ministerstwo Kultury do spółki z wieloma dyrektorami teatrów. Pod naciskiem bowiem niektórych dyrektorów teatrów ministerstwo zamierza wprowadzić przepis, że aktorowi, który ma etat w teatrze, nie wolno grać w serialach bez zgody swojego dyrektora. A dyrektor za wydanie takiej zgody będzie mógł zażądać słonej opłaty. Bo - argumentują zwolennicy tego pomysłu - to w teatrze aktor wypracowuje sobie artystyczny warsztat i zyskuje renomę, dzięki której zarabia potem często wielkie pieniądze, a teatr nic z tego nie ma. A nawet przeciwnie, czasami teatr na tym traci: wystawia tragedię, a tu nagle na widowni rozlegają się śmichy-chichy, bo na scenę wszedł aktor, którego cała Polska zna z wygłupów w "Kiepskich" czy "Brzyduli".

W tym rozumowaniu jest sporo racji i ludzie mądrzy wymyśliliby rozsądny kompromis. Kompromis, bo dyrektorzy teatrów powinni zdawać sobie sprawę z oczywistego faktu, że to działa też w drugą stronę: że popularny aktor przyciąga widzów do teatru.

Pryncypialność dyrektorów miałaby większy sens, gdyby teatry pękały od nadmiaru publiczności. Nie jestem ekspertem teatralnym, ale raczej nie popełnię zbyt rażącej pomyłki, gdy zaryzykuję śmiałą hipotezę, iż budżety większości teatrów zależą nie od wpływów z biletów, lecz od państwowych czy samorządowych dotacji, prawda?

I nie muszę być jasnowidzem, by z góry wiedzieć, co się stanie, gdy ten przepis zacznie obowiązywać: najbardziej rozrywani przez telewizje aktorzy zrezygnują z etatów teatralnych. Dyrektorzy będą mieli do wyboru albo podkulić ogon i tolerować telewizyjne fuchy swoich aktorów, albo brnąć w coraz ostrzejsze restrykcje, co wywoła mnóstwo konfliktów i jeszcze bardziej zmniejszy w teatrach frekwencję na widowni.

A wszystkim dyrektorom popierającym ministerialny pomysł podpowiadam: honorarium za ten felieton zarobiłem dzięki wam. Zażądajcie swojego udziału!

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji