Artykuły

Francuskie oblicze Awinionu

Kończący się dziś festiwal w Awinionie był przede wszystkim prezentacją francuskiego teatru. Taki profil narzucił Frédéric Fisbach, który zaprosił do festiwalowej prezentacji swoich rówieśników należących do tego samego pokolenia co u nas Jarzyna i Warlikowski - pisze Piotr Gruszczyński w Gazecie Wyborczej.

Fisbach po bajkowych "Parawanach" Geneta pokazał jeszcze spektakl złożony z niespełna 250 krótkich wierszy René Chara. Grane na dziedzińcu Pałacu Papieży "Feuillets d'Hypnos" [na zdjęciu] można potraktować jako próbę przełożenia martwej litery poezji na język niby nowego teatru. Scenografia złożona z białych pawilonów i świecących ostrym światłem ulicznych latarń przywoływała rozwiązania, jakie znamy z teatru niemieckiego. Aktorzy na początku zachowywali się prywatnie, z niezwykłą jak na francuski teatr dezynwolturą. Kiedy jednak zaczęli mówić poetyckie teksty, natychmiast wpadli w pułapkę recytacji i udawania. Nawet setka statystów, która w dwóch trzecich przedstawienia weszła z widowni na scenę, uległa poetyckiej manierze. Części z nich pozwolono na mówienie tekstów Chara, ale ich brak profesjonalizmu aktorskiego został zastąpiony dykcyjną nadgorliwością i w rezultacie wpuszczenie na scenę naturszczyków nie przyniosło tak potrzebnej w teatrze świeżej krwi i przełamania konwencji.

Podobnie rozczarowujący, choć przez francuską krytykę przyjęty jako rewolucyjnie współczesny, okazał się "Król Lear" wyreżyserowany przez Jean-François Sivadiera, grany w nowym przekładzie.

Zaczęło się obiecująco. Na środku dziedzińca stało wielkie podium okryte ogromną czerwoną materią, która falowała na wietrze. Aktorzy, ubrani właściwie prywatnie, witali się z widzami. Lear także zjawiał się prywatnie i z radością oznajmiał swoje postanowienie o podziale królestwa. Jedna z córek - Regana - okazywała się ciemnoskórym mężczyzną. Wszystko to zapowiadało ciekawą i przewrotną dyskusję z szekspirowską konwencją, ale już po mniej więcej półgodzinie cały spektakl utonął w historycznym kostiumie, czerwona płachta zniknęła w kulisach, Regana włożyła suknię, utrefiła włosy i wszyscy z reżyserem na czele zapomnieli, że gra ją mężczyzna, a długie przedstawienie coraz bardziej grzęzło w podawaniu tekstu i podbijaniu jego poetyckiego waloru. Recytacja i udawanie zastąpiły poszukiwanie sensów.

Z kolei Ludovic Lagarde wystawiający w Awinionie "Ryszarda III" próbował w swoim spektaklu z użyciem transkrypcji tekstu dokonanej przez Petera Verhelsta przybliżyć teatr do stylistyki znanej z filmów Lyncha i Tarantino. Ale same chęci nie pomogą. Za ideą reżysera musieliby jeszcze podążyć aktorzy i zaryzykować grę choć trochę transową i uwolnioną od mówienia tekstu. Jednak w teatrze francuskim tekst jest zawsze nadrzędny i w dodatku nie służy aktorowi, tylko aktor służy tekstowi.

Pokazy młodszych twórców, choć zdecydowanie bardziej performatywne, także koncentrowały się na tekście i jego podawaniu widowni. Choć w przedstawieniu Christopha Fiata "Dziewczynka z bombą" aktorzy mówią obróceni tyłem do widowni, co wywołało masową ucieczkę publiczności, to jednak ich prowokacja nie posuwa się dalej, a spektakl zamienia się w słuchowisko radiowe. Ucieczki od teatru poszukuje Eleonore Weber, która sama napisała tekst wystawianej sztuki ciekawie traktującej o granicach płci i ich społecznej tożsamości. Ale te małe prowokacje nie mają wpływu na całkowity obraz francuskiego teatru jawiącego się jako wielki organizm, z którego powoli uchodzi życie. Z prostej przyczyny - francuscy twórcy nie chcą przyjąć do wiadomości, że w teatrze powinno się z ludźmi rozmawiać, a nie do ludzi przemawiać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji