Artykuły

Niezapomniana Tragedia

5 lipca 1981 roku w katowickim Spodku odbyła się premiera "Tragedii Romantycznej". Spektakl zorganizowany przez Zarząd Regionalny NSZZ "Solidarność" obejrzało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Widowisko w Spodku, było dla ówczesnej partyjnej wierchuszki, przysłowiową solą w oku - piszą Jędrzej Lipski i Piotr Mielech w Dzienniku Zachodnim.

Katowicki Spodek - monumentalna budowla, o kształcie latającego spodka - powstał w 1971 roku. Sztandarowa budowla socjalizmu, znamionować miała przodujące w budowie socjalizmu masy robotnicze. Zjazdy i masówki partyjne, propagandowe wiece, dziękczynno-hołdownicze apele i akademie ku czci sowieckich dygnitarzy, miały zapełniać harmonogram socjalistycznych imprez, socjalistycznego narodu, socjalistycznej Polski. I tak było, bez mała przez całą dekadę lat 70.

ROK 1980 OBRÓCIŁ W PERZYNĘ DZIAŁANIA KOMUNISTYCZNYCH WŁADZ PRL. "Karnawał" Solidarności uwolnił entuzjazm, przyniósł nadzieję i powiew wolności. Rewolta wolności nie ominęła także katowickiego Spodka. Dwa wydarzenia z tamtych dni na zawsze zdjęły z tego miejsca odium socjalizmu. Pierwszym było, zorganizowane właśnie w katowickim Spodku w październiku 1980 roku, spotkanie z Lechem Wałęsą. Drugim wydarzeniem, o wiele bardziej znaczącym, było wystawienie w lipcu 1981 roku, monumentalnego widowiska teatralnego pod znamiennym tytułem "Tragedia Romantyczna". Wymyślona i opracowana w całości przez ówczesnych studentów reżyserii Wydziału RTV Uniwersytetu Śląskiego, Adama Gesslera i Mirosława Kina, inscenizacja połączyła w jedną całość dwa dzieła polskich wieszczów epoki romantyzmu: Kordiana - Juliusza Słowackiego i Dziady - Adama Mickiewicza. Pomysł, by połączyć w jednym dziele, niemal zderzyć ze sobą postacie, wszak przeciwstawiane sobie, Kordiana i Konrada, to niemal prowokacja artystyczna. Prowokacja, która już w chwili zamysłu stała się największym niezależnym widowiskiem artystycznym od czasów dejmkowskich "Dziadów" z 1968 roku.

TRAGEDIA ROMANTYCZNA, NIE TYLE WPISAŁA, ILE WRYŁA SIĘ W UMYSŁY I DUSZE MIESZKAŃCÓW ŚLĄSKA. Była to jednak nie tylko strawa duchowa. Tragedia była wynikiem żmudnej, ciężkiej, a chwilami nadludzkiej pracy wielu setek ludzi. Oprócz reżyserów, producentów, scenarzystów czy scenografów, w sumie około 40 osób, jej sukces zależał od pracy wielu anonimowych ludzi, członków Solidarności, pracowników śląskich i zagłębiowskich zakładów pracy. Scenografię, ważącą ponad 60 ton wykonano w Hucie Katowice, mundury żołnierzy carskich, uszyli pracownicy jednego ze śląskich zakładów odzieżowych.

Tragedia Romantyczna wystawiana była w Hali Spodka tylko osiem razy. Obejrzało ją aż ponad pięćdziesiąt tysięcy ludzi. O wiele za mało. Dla władzy ludowej o wiele za dużo. Widowisko, było dla ówczesnej partyjnej wierchuszki, przysłowiową solą w oku. Toteż, nic dziwnego, że twórcy i organizatorzy przedsięwzięcia, co rusz napotykali trudności i przeszkody. A to znikały nagle różne przedmioty, a to na czas nie docierały przesyłki ze stolicy dematerializując się w drodze. Jednym z ewidentnych przykładów takiego sabotażu było "zniknięcie" mikrofonów bezprzewodowych na dzień przed premierą. Na szczęście po nagłym zniknięciu, nastąpiło "cudowne" odnalezienie, chociaż premierę przesunięto, m.in. z tego powodu o jeden dzień.

TRAGEDIA ROMANTYCZNA JUŻ W UMYSŁACH TWÓRCÓW, BYŁA MONUMENTALNYM WIDOWISKIEM, zbiorowym misterium narodowym, wypełnionym esencją polskiego romantyzmu. By zamysł wprowadzić w czyn potrzebni byli artyści. Kalina Jędrusik, Daniel Olbrychski, Krzysztof Chamiec, Wirgiliusz Gryń, Bogusz Bilewski i wielu, wielu innych, znanych i mniej znanych oddało swój talent, umiejętności, duszę artysty, by dzieło sięgnęło szczytu. I sięgnęło. W sumie kilkaset osób przewijało się podczas spektaklu przez deski spodkowej areny.

SUKCES WIDOWISKA BYŁ OLBRZYMI. NIESTETY, KOMUNISTYCZNE WŁADZE ZROBIŁY WSZYSTKO BY ZMINIMALIZOWAĆ JEGO ZNACZENIE. By... zepchnąć go w niebyt. Nastała zmowa milczenia. Media z oziębłą obojętnością potraktowały całe wydarzenie. Kilka zdawkowych informacji, jeden fotoreportaż, a potem cisza. Cisza trwająca przez niemal ćwierć wieku. Wystarczający czas by zniszczyć dokumenty, spalić kilometry taśm filmowych i dźwiękowych, wyczyścić archiwa. Można zniszczyć pamiątki, ale wspomnień wymazać się nie da. Nigdy do końca. I tak było z Tragedią. Pozostała w pamięci, twórców, artystów, świadków, a zwłaszcza tych, którzy widzieli.

To było jak msza...

wspomina Jędrzej Lipski

Obrazy, sztandary, krzyże, pobojowisko. .. Salwy, werble, tętent koni, muzyka rosnąca dreszczem wzdłuż pleców i słowa... Słowa wielkie, wieszcze, mocne i tragiczne. .. bijące w kopułę i spadające w dół lawiną iskier. I monologi. .. Tak pamiętam "swoją" Tragedię Romantyczną. Dwadzieścia pięć lat temu, lipcowym popołudniem, ówczesną katowicką aleją Armii Czerwonej w stronę górującego nad miastem Spodka szedł tłum. Trochę bezładnie, jak na wiec, manifestację, czy kolejną masową imprezę. Byłem wtedy w tym tłumie. Trochę podekscytowany, podenerwowany, z setkami idących ludzi, falą spłynąłem pod rondo i z falą wypłynąłem na plac przed Spodkiem. Wszyscy szli w stronę bram wejściowych Spodka. Tłum gęstniał, coraz dłuższa kolejka do wejścia, nad głowami unosił się gwar rozmów. W końcu wszedłem. Usiadłem w "swoim" sektorze. Wysoko. Po chwili zgasły światła, zapadła cisza... Potem rozbłysły reflektory, zajaśniała scena, padły pierwsze słowa... Trudno dzisiaj opisać to, co wówczas ujrzałem, to czego byłem świadkiem, to w czym wziąłem udział. To było jak msza, zbiorowe misterium, pełne modlitw, uniesień i wzruszeń. Patos słów, przeplatany burzami oklasków. Przede mną przewijały się postacie znane z telewizyjnego ekranu: Jędrusik, Gryń, Chamiec, Olbrychski, Świderski, Bilewski... Wielcy aktorzy, odgrywający role z dzieł Słowackiego i Mickiewicza, w tym widowisku przestali być aktorami, a stali się bohaterami, których tragiczny los przeplatał się losem narodu. Konrad, Kordian, ksiądz Piotr... Pamiętam zdziwienie, gdy ujrzałem dojrzałego wiekiem Chamca wcielającego się w postać młodego Kordiana. Zamysł, początkowo nie do pojęcia, zmienił się w podziw dla tej właśnie interpretacji, wizji i samej aktorskiej gry. W owym Misterium zatracała się granica pomiędzy realnością widowni, a magią sceny. Ja

zatracałem się, w słowach konradowskiej improwizacji, w pieśni o zemście, "Zemście na wroga, z Bogiem, a choćby mimo Boga", wyśpiewywanej w takt muzyki Czesława Niemena... Przed oczami przetaczały się setki żołnierzy, w uszach brzmiały szepty spiskowców, a ponad wszystkim płynęły strofy "Do Przyjaciół Moskali".

I pamiętam jeszcze coś. Nabożną wręcz ciszę, unoszącą się nad widownią, w skupieniu opuszczającą Spodek po skończonym spektaklu.

Dane mi też było bliżej poznać twórców "Tragedii". Zwłaszcza Mirosława Kina, reżysera części opartej na Dziadach Mickiewicza. Był taki czas, kiedy Mirek ze szczegółami opowiadał o kulisach pracy nad spektaklem, o chwilach trudnych, dramatycznych, a nieraz zabawnych. Opowiadał też, jak po spektaklach mieszał się z tłumem wychodzących i podsłuchiwał "gorących" recenzji. Większość była bardzo podniosła i górnolotna. Najmocniej jednak zapadły mu w pamięć słowa przechodzących obok nastolatków, komentujących między sobą spektakl. W pewnym momencie jeden z nich powiedział: ...a Ona [nauczycielka j. polskiego, od red.] tak mi tego Mickiewicza obrzydzała, a to takie fantastyczne. Pozostała mi, oprócz wspomnień, dzięki zbiorom żony, nagrana amatorsko ścieżka dźwiękowa z tego spektaklu. Słuchana później, setki razy, nie była zaledwie pocztówką dźwiękową z dawnych lat. Stała się w pewnym momencie, nieomal kultowym nagraniem rozbrzmiewającym w pokojach moich córek, zwłaszcza Pieśń Zemsty, wyśpiewywana przez Daniela Olbrychskiego. To chyba właśnie ona, a jeszcze bardziej śpiew Olbrychskiego otworzył bramy do krainy romantyków moim dzieciom. Setki godzin w szkolnej ławie nie były w stanie wywołać takiego efektu jak te 3 minuty i 45 sekund nagrania. A przy okazji, zupełnie niedawno, zaledwie kilka dni temu, Daniel Olbrychski wspominając swoją rolę w Tragedii Romantycznej, opowiedział mi rozmowę dwóch sprzątaczek, którą usłyszał, siedząc w garderobie i przygotowując się do swojej roli: jedna z pań zapytała drugą: idziesz na teatr?, a druga odpowiedziała: Nie, skocza ino na ta "Zemsta" i biorą się dalej do roboty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji