Orzechowski do Mrozka
Odpowiedź dyrektora Krzysztofa Orzechowskiego na artykuł Witolda Mrozka "Słaba wróżba, czyli Teatr Słowackiego" zamieszczony na portalu e-teatr.pl w dniu 22-03-2016.
Szanowny Panie Redaktorze!
W pełni podzielam Pana troskę o los Teatru im. Juliusza Słowackiego i o wynik konkursu na jego dyrektora, w którym zabrakło - jak Pan pisze - "gorętszych nazwisk" kandydatów. Zgadzam się również z wieloma Pańskimi spostrzeżeniami na temat przyczyn tego zjawiska. Nie mogę jednak nie zareagować na wyraźnie przewijającą się w artykule sugestię, że winna jest sytuacja artystyczna tego teatru, że "kiedyś postrzegany był jako przede wszystkim zachowawczy, dziś zaś skręca w stronę rozrywki". Jak rozumiem, dowodem ma być opisana przez Pana droga przybysza z innego miasta, który wędruje z krakowskiego nowego dworca przez Planty (nie bez przygód!), by trafić na zawieszony przed budynkiem teatru afisz "Arszeniku i starych koronek" w reż. Krzysztofa Babickiego.
Pański domniemany przybysz mógłby równie dobrze trafić na afisz "Pinokia" w reż. Jarosława Kiliana, co mogłoby stanowić dowód, że jest to teatr dla dzieci. Albo na afisz "Ziemi obiecanej" w reż. Wojciecha Kościelniaka, co by świadczyło, że jest to scena musicalowa. Lub też na afisz "Rytuału" w reż. Iwony Kempy, co by znaczyło, że tutaj wystawia się wyłącznie psychologiczne sztuki współczesne. Itd., itp.
Rzecz w tym, że w naszym teatrze gramy repertuar eklektyczny, czyli zróżnicowany. Ja wiem, że to dzisiaj nie jest modne, ale zapewniam, że głęboko zakorzenione w tradycji i historii tej sceny. Bierzemy pod uwagę preferencje publiczności, jej oczekiwania. A oprócz wspomnianego "Arszeniku i starych koronek" mamy w repertuarze Szekspira (dwie tragedie), Czechowa, Moliera, Gombrowicza, Bergmana itp. Za chwilę - premiery Balzaka i "Solaris" Lema. Problem, wg mnie, nie leży w tytule, ale w wykonaniu. Zaręczam, że nie gramy pod publiczkę! Ale na ten temat niewiele może Pan powiedzieć, ponieważ nie ogląda Pan naszych przedstawień i nie pisze z nich recenzji.
Słusznie Pan zauważa, że w teatrach "zachodzą pewne mechanizmy rynkowe". Dlatego my nie możemy uprawiać teatru przeciw publiczności, tylko dla niej. Wbrew Pańskiej opinii nasza dotacja nie jest wysoka, jeśli uwzględni się ogrom naszej teatralnej infrastruktury. A nasz budżet opiera się w znaczącym procencie na wpływach za bilety.
Reasumując, nie sądzę, aby sytuacja artystyczna była powodem nie zgłoszenia się do konkursu "artystów z czołówki, albo tych najbardziej obiecujących". Bo przecież, jeśli udało się kiedyś - przywołanemu przez Pana - Piotrowi Kruszczyńskiemu zmienić "na lepsze" teatr w Wałbrzychu, to myślę, że to samo można zrobić w Krakowie.
Nie będę rozwijał tematu: na lepsze, to znaczy na jakie? Sądzę, że na takie, które odpowiada Pańskim gustom i estetyce. Broń Boże nie kwestionuję Pańskich przekonań. Chcę tylko zauważyć, że taka retoryczna "urawniłowka" niebezpiecznie spłaszcza i zubaża ofertę artystyczną, która nie powinna wykluczać nikogo. Dlatego zawsze uważałem, że krakowskie teatry powinny mieć jak najbardziej różnorodne oblicza.
Zaręczam, że prowadzenie tak dużego teatru (stale niedofinansowanego!) to nie jest łatwy chleb. I ci wielcy o tym na ogół wiedzą! Pragnę też, choć częściowo, Pana uspokoić: po siedemnastu latach zostawiam teatr w bardzo dobrej kondycji, pod wieloma względami i mój następca będzie miał znakomite pole do wprowadzania własnych koncepcji. A że człowieka odchodzącego należy porządnie kopnąć, a potem wdeptać go w ziemię? No cóż, takie mamy czasy, choć to smutne i boli!
Z wyrazami szacunku
Krzysztof Orzechowski