Artykuły

Teatr noszę w sobie

- Wówczas Stary Teatr w Krakowie był bardzo stary, tak z nazwy, jak i z treści. My tworzyliśmy w Nowej Hucie młody teatr - mówi JÓZEF SZAJNA, scenograf, reżyser, były dyrektor Teatru Ludowego.

Teatr Ludowy wszedł w rok jubileuszowych obchodów. Z tej okazji na premierowe przedstawienie "Ryszarda III" i pospektaklowy bankiet przybyli jego obecni i niegdysiejsi pracownicy. Wśród nich m.in. Józef Szajna, Izabela Olszewska, Witold Pyrkosz, Anna Lutosławska, Freda Leniewicz.

Kiedy odbyło się Pana pierwsze spotkanie z Teatrem Ludowym?

- To było w czerwcu 1955. Spotkałem się m.in. z Krystyną Skuszanką

i Jerzym Krasowskim. Niestety, nie doszło do otwarcia teatru w zaplanowanym przez nas terminie, po pierwsze z powodu zagrzybiałych cegieł, które sprowadzono z Wrocławia, a z nich właśnie budowano proscenium. Po drugie - wszechmocny Włodzimierz Sokorski - ówczesny minister kultury - nie mógł przyjechać na 1 grudnia, dlatego uroczystość inaugurująca działalność Teatru Ludowego miała miejsce 3 grudnia.

Jubileusz wywołuje wspomnienia... Jaka była Pana najważniejsza realizacja w tym teatrze?

- Spędziłem w Ludowym 11 lat w roli scenografa...

Artysty malarza tworzącego dekoracje do inscenizacji, gdyż Kantor nie uznawał pojęcia scenografii.

- Ja to nazywam "teartem", łączę scenografię z malarstwem, reżyserię z inscenizacją. Kiedy przyszedłem do Nowej Huty, myślałem o nowatorskim teatrze. Pewną satysfakcję mam z tego, że rzeczy, które myśmy rozpoczynali, gdzieś w krakowskich teatrach są utrwalone. Trudno jest mi mówić o jednej konkretnej inscenizacji.

Czy nowohucki Teatr Ludowy konkurował wtedy z teatrami krakowskimi?

- Był w jakimś sensie przeciwwagą, ale uważam, że wówczas Stary Teatr w Krakowie był bardzo stary, tak z nazwy, jak i z treści. My tworzyliśmy w Nowej Hucie młody teatr. Stary Teatr miał raczej bulwarowy charakter, grano w nim "Krowoderskie zuchy" czy "Moralność pani Dulskiej", zaś Teatr im. Słowackiego był wielką trumną historii, pustą, gdzie obok Lope de Vegi wystawiano np. "Tragedię optymistyczną". Najbardziej z krakowskich scen zaznaczała się Groteska, wnosząc nowy powiew sztuki m.in. dzięki plastykom.

A skąd pomysł, żeby zacząć od Bogusławskiego, a więc narodowego, tradycyjnego dzieła?

- To był wymóg polityczny. Premiera "Krakowiaków i górali" według inscenizacji Leona Schillera, w reżyserii Wandy Wróblewskiej, z dekoracjami Władysława Daszewskiego, miała od razu nobilitować ten teatr, dowieść, że nie jest to scena prowincjonalna, powstała pod Krakowem. Wtedy Nowa Huta nie była jeszcze dzielnicą Krakowa.

Wiele przedstawień budziło kontrowersje nie tylko krytyki, ale i wszechpotężnej cenzury?

- "Rewizor" był źle widziany, podobnie jak "Zamek" Kafki. Dlatego po 11 latach odszedłem z Ludowego, trochę już zmęczony. Ale cenię sobie ten pot i pracę z zespołem bardzo wysoko. Teatr Ludowy to ważny rozdział w moim życiu artystycznym. Pracowałem tu z wieloma wybitnymi aktorami, że wspomnę Witolda Pyrkosza czy Izabelę Olszewską.

Jak dziś odnajduje Pan Teatr Ludowy? Jesteśmy po jubileuszowej premierze "Ryszarda III" Szekspira.

- To wielka sztuka, wielkie wyzwanie dla aktora. Jerzy Stuhr zmierzył się z tradycją tej roli, którą grywali najwięksi, m.in. Woszczerowicz czy Holoubek. Ale to jest trochę tak, że kiedy wybitny aktor, jakim jest Jerzy Stuhr, reżyseruje samego siebie, to mu niczego nie brak, tylko reżysera. Dobre przedstawienie

i dobra rola aktora. Najbardziej podobała mi się druga część.

Teatr Ludowy to nie tylko mały epizod w Pana twórczości?

- Na pewno nie! Ja dzielę swoje życie i pracę na trzy akty. Tu w Ludowym rozegrał się pierwszy akt, w Warszawie drugi, a trzeci trwa teraz. To są spotkania, wystawy, rozmowy etc.

***

Refleksje rocznicowe

WITOLD PYRKOSZ

Teatr Ludowy to moje życie. Tu wszystko się zaczęło i powoli zbliża się do końca. Dlatego z rozkoszą wręcz seksualno-optyczną przyjechałem na jubileusz do mojego miasta, do teatru, w którym zagrałem wiele ról, w tym Generała Barcza w "Radości z odzyskanego śmietnika" Kadena-Bandrowskiego. Byłem wówczas szczeniakiem, którego formowali Szajna i Krasowski.

GRAŻYNA BARSZCZEWSKA

Debiutowałam w Teatrze Ludowym będąc na ostatnim roku studiów w krakowskiej PWST. U boku wielkiej aktorki Zofii Niwińskiej wystąpiłam w "Czajce" Czechowa. Po latach dziś mogę powiedzieć za Mickiewiczem, że ten teatr zawsze zostanie święty i czysty jak pierwsze kochanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji