Artykuły

Młotkowanie TrzyRzecza. Zemsta za walkę z rasizmem?

- Przeciwstawiliśmy się ksenofobi. W "nagrodę" staliśmy się obiektem śledztw, miasto zaś kontroluje, jak wydawaliśmy jego dotacje. Nawet te, które już dawno skontrolowało - mówią przedstawiciele Teatru TrzyRzecze. "Wyborcza" zapytała urząd miasta, co takiego sprawiło, że nie ma on zaufania do wcześniejszej decyzji wiceprezydent Białegostoku - pisze Jakub Medek.

Kilkanaście miesięcy temu, w reakcji na narastającą od kilku lat falę ksenofobicznych incydentów w Podlaskiem, której kulminacją było podpalenie trzech mieszkań cudzoziemców, białostocki Teatr TrzyRzecze rozpoczął akcję "Zamaluj zło".

Na portalu internetowym każdy mógł zgłosić mowę nienawiści w przestrzeni publicznej. Z samego Białegostoku takich zgłoszeń wpłynęły setki, TrzyRzecze zaś każde z nich zamieniało na doniesienie o popełnieniu przestępstwa, które składało w prokuraturze. Inicjatywa odniosła skutek, z miejskich murów praktycznie zniknęły, szpecące je od wielu nierzadko lat, swastyki i inne tego rodzaju symbole. Sukces ten doceniła także kapituła Nagrody Obywatelskiej Prezydenta RP - TrzyRzecze, właśnie za "Zamaluj zło", znalazło się w bardzo wąskim gronie nominowanych do tego wyróżnienia. Jego przedstawiciele weszli też do powołanego przez prokuratora generalnego zespołu konsultacyjnego, który ma pomóc śledczym z całej Polski w skutecznej walce z przestępstwami z nienawiści.

- Co spodobało się w kraju, niestety nie spodobało się na naszym własnym podwórku. Władze Białegostoku zaczęły się zachowywać jak w historii o kobiecie z wioski, którą bił mąż, i która się na to poskarżyła. W efekcie to ją uznano za winną. Bo zniszczyła dobre imię wsi - mówi z goryczą Rafał Gaweł, prezes zarządu TrzyRzecza.

Kontrole skontrolowanych

Od kilku miesięcy bowiem na teatr, który korzystał z miejskich dotacji, ratusz nasyła kontrole. Zaczęło się od sprawy cyklu koncertów. Miasto zaczęło się domagać zwrotu 40 tysięcy złotych, jakie TrzyRzeczu na ten cel przyznali mieszkańcy miasta biorący udział w plebiscycie "Kultura dla obywateli". Zdaniem urzędników w tej sprawie doszło do regrantingu, część zadań technicznych teatr bowiem zlecił należącej do siebie spółce, której cały dochód przeznaczany jest na jego funkcjonowanie. TrzyRzecze odwołało się od tej decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, czeka na rozstrzygnięcie.

- Potem zaczęły się kontrole zadań, jakie wykonywaliśmy wcześniej. Kilka tygodni temu wybraliśmy się do urzędu, żeby zobaczyć naszą teczkę. Długo szukano naszych papierów. Gdy się znalazły, wprawiły nas w osłupienie. Pełno w nich adnotacji, gdzie szukać, do czego się czepiać, wszystko sygnowane przez Wydział Kontroli. Najśmieszniejsze jest to, że chodzi o projekty rozliczone już przez miasto, zaakceptowane w styczniu tego roku. Z adnotacją wiceprezydent Renaty Przygodzkiej, że z zadania, zarówno merytorycznie, jak i finansowo, się wywiązaliśmy - mówi Konrad Dulkowski, dyrektor artystyczny teatru.

Wtedy ocenialiśmy, dziś sprawdzamy

"Wyborcza" zapytała urząd miasta, co takiego sprawiło, że nie ma on zaufania do wcześniejszej decyzji wiceprezydent Białegostoku.

- Nie mamy tu do czynienia z ponowną kontrolą, ponieważ wcześniej sprawozdanie było analizowane i oceniane, a nie kontrolowane. W przypadku Teatru TrzyRzecze pojawiły się nieprawidłowości w wykorzystaniu i rozliczaniu dotacji z "Kultury dla obywateli". Ta sytuacja oraz szereg wątpliwości co do innych przedsięwzięć, realizowanych z dotacji samorządu przez teatr, skłoniły Biuro Kultury do złożenia wniosku o kontrolę finansową przedsięwzięcia - informuje Urszula Boublej z Biura Komunikacji Społecznej ratusza.

Nie precyzuje jednak, o jaki "szereg wątpliwości chodzi". Nie odpowiada też na pytanie, czy to powszechna w Białymstoku praktyka i jak wiele korzystających z miejskiego wsparcia podmiotów było w ten sposób prześwietlanych.

- To absurdalna odpowiedź. Teraz proszą nas dokładnie o te same dokumenty, co wówczas, gdy rozliczaliśmy dotację, i w których nic negatywnego nie znaleziono - komentuje Rafał Gaweł, którego zdaniem dopiero teraz marnuje publiczne pieniądze. Na szukanie haków.

- Mamy takie informacje, że polecenie nieodpuszczania nam i szukania do skutku poszło do Wydziału Kontroli z samej góry ratusza. Od jednego z wiceprezydentów - dodaje Gaweł.

Zemsta za symbol szczęścia?

To jednak niejedyne problemy TrzyRzecza. W swojej teczce teatr znalazł też podpisane przez asesora Adama Białasa z Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, a wyraźnie przegapione przez urzędników zapytanie w związku z prowadzonym przez tę prokuraturę postępowaniem przygotowawczym z paragrafu 13 Kodeksu karnego w związku z paragrafem 286. Ten drugi dotyczy oszustwa, pierwszy zaś mówi, że "odpowiada za usiłowanie, kto w zamiarze popełnienia czynu zabronionego swoim zachowaniem bezpośrednio zmierza do jego dokonania, które jednak nie następuje". Samo zapytanie zaś dotyczyło dokumentów potwierdzających, czy Konrad Dulkowski rzeczywiście jest autorem spektaklu "Błazenada".

- Zapytaliśmy w prokuraturze, co to za absurd. Samo pytanie mocno ich wkurzyło, wychodzi na to, że ten papier w ogóle nie powinien trafić w nasze ręce - opowiada Dulkowski. Z Gawłem nie mają wątpliwości, że to też odwet za "Zamaluj zło" i jego efekty. To właśnie w Prokuraturze Białystok-Północ pracuje prokurator Dawid Roszkowski, który "wsławił się" odmową wszczęcia postępowania w sprawie swastyki, uznając, że nie propaguje ona faszyzmu, bo w Azji jest symbolem szczęścia i pomyślności. Po tej decyzji na prokuraturę posypały się kontrole, które wykazały, że przypadków pobłażliwego podchodzenia do przestępstw z nienawiści było tam więcej. W efekcie jej szef stracił stanowisko.

- Chodzi o postępowanie przygotowawcze, które wciąż się toczy. Nie mam nic więcej do powiedzenia w tej sprawie - ucina wszelkie pytania obecny szef Prokuratury Białystok-Północ prokurator rejonowy Anatol Pawluczuk.

Szkoda, że równie zaciekle nie tropią rasistów

Nie wiadomo też, z czym mają związek inne działania prokuratury wobec TrzyRzecza.

- Dzwonią do mnie znajomi z firmy, w której kiedyś pracowałem, że nachodzi ich z polecenia prokuratury policja i szuka czegokolwiek na mnie. Pyta o to, czy rozliczyłem się ze sprzętu służbowego, jak korzystałem z kart kredytowych, samochodu - wylicza Gaweł.

Przytacza też sprawę służbowego samochodu teatru, który kilka lat temu brał udział w stłuczce. Gdy ubezpieczalnia wyceniła szkodę czterokrotnie poniżej wartości jej usunięcia, TrzyRzecze samo naprawiło samochód, wystawiając ubezpieczalni rachunek. Gdy ta odmówiła zapłaty, sprawa trafiła do sądu.

- W odwecie złożyli na nas doniesienie, że sfingowaliśmy tę kolizję. Jedna z białostockich prokuratur, niestety nie wiemy która, już pięć razy zwracała tę sprawę policji, która konsekwentnie uważa, że o sfingowaniu stłuczki nie ma mowy. Zaprzyjaźnieni policjanci mówią, że jeszcze nigdy nie spotkali się z takim uporem śledczych. Z jednej strony to żenujące, że na mszczenie się na nas idą publiczne pieniądze. Z drugiej, szkoda, że równie zaciekle prokuratura nie ściga rasistów - podsumowuje Gaweł, przypominając, że sprawcy podpaleń mieszkań cudzoziemców wciąż nie zostali ujęci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji