Artykuły

Byrscy zamiast Mrożka?

Jak się Państwu taka myśl podoba: Teatr imienia Ireny i Tadeusza Byrskich? Zgłaszam ją jako swój "autorski pomysł" na patronat jasno wskazujący cel i nawiązujący do świetnych tradycji miejscowych - pisze prof. Dariusz Kosiński w Gazecie Wyborczej - Kielce.

Zaproponowana przez dyrektora Piotra Szczerskiego zmiana patrona kieleckiego teatru wywołała dyskusję, która dotyczy nie tylko tego, jaka będzie pełna nazwa placówki, ale także o wiele szerszej i bardziej podstawowej kwestii miejsca i funkcji teatru w Polsce. Sprawa ta leży mi na sercu, toteż choć nie jestem mieszkańcem Kielc, zdecydowałem się przyjąć zaproszenie redakcji "Gazety w Kielcach" i podzielić się opinią. Powiem od razu, że jestem przeciwny proponowanej zmianie z trzech zasadniczych powodów: nie mam pewności co do jakości i skuteczności proponowanej nowej "marki", nie podzielam przekonań co do celów teatru, jakie zdają się stać za zmianą patrona, i zupełnie inaczej widzę kwestie tradycji lokalnej, której teatr kielecki może być spadkobiercą i kontynuatorem.

Marka: Mrożek

Piotr Szczerski argumentuje, że Sławomir Mrożek lepiej niż Stefan Żeromski promowałby Kielce. Przekonanie to wynika zapewne z uznania, że ten pierwszy jest lepiej znany w Polsce i za granicą niż drugi, a także, że jest bliższy współczesności, bardziej "na czasie". Mówiąc językiem marketingu, jest lepszą marką.

Jest w tym sporo racji. Autor "Popiołów" - ośmieszany przez lata stereotypem "żeromszczyzny", zabijany co roku szkolnymi lekturami i maturalnymi tematami - to dla teatru pragnącego współbrzmieć ze współczesnością marka o wiele słabsza niż prześmiewca Mrożek, na dodatek tyle co medialnie rozsławiony pogrzebem w Panteonie Narodowym. O Mrożku mówi się dziś dużo, więc i o teatrze jego imienia mówić się będzie więcej niż o Teatrze imienia Żeromskiego.

A jednak marka Mrożek jako narzędzie promujące teatr w Kielcach wydaje mi się pomysłem chybionym. Jest w tej propozycji rodzaj zapożyczenia podobnego do tego, jakim kieruje się znany bank ściągający do swoich reklam znanych aktorów zagranicznych. Komunikat stąd płynący brzmi: jesteśmy częścią globalnego rynku, jesteśmy światowi i europejscy. Rozumiem, że teatr kielecki, przyjmując patronat Mrożka, chce wysłać taki właśnie komunikat i zdjąć z siebie odium "prowincji". Ale właśnie ta próba staje się paradoksalnym dowodem prowincjonalizmu, bo jej ciemną stronę stanowi przekonanie o braku lub słabości własnej tradycji, co sprawia, że trzeba sięgać po obcą markę i twarz "światowca".

Cel: lokalność

Kwestią ważniejszą niż skuteczność marki jest jednak funkcja teatru. Patron Mrożek wraz z festiwalem swojego imienia zdaje się wskazywać na ambicje ponadlokalne, na dążenie do wykorzystania teatru jako swoistego okna na "świat" i drzwi dla tego "świata", który na festiwal do Kielc miałby zjeżdżać, przydając miastu blasku i blichtru metropolitalnych salonów. Jest to rzeczywiście funkcja dokładnie odwrotna od tej, jaką wiązać można z patronatem Żeromskiego - pisarza i działacza silnie wspierającego regionalizm, ruch, którego założeniem było tworzenie kultury o charakterze ponadlokalnym, ale silnie zakorzenionej w lokalności i specyfice "małych ojczyzn".

Żeromski, czego dowodzi choćby jego świetny dramat "Uciekła mi przepióreczka...", był gorącym zwolennikiem pracy u podstaw, umacniania związków z konkretnym środowiskiem kulturowym i tworzenia w oparciu o nie dzieł zdolnych zachwycić i inspirować ludzi spoza owego środowiska. Utrzymanie jego patronatu i konsekwentne rozwijanie idei, które za nim stoją, a które dziś na nowo zyskują popularność i poparcie, rozumiałbym jako świadome dążenie do silnego związania teatru z miastem i regionem, a równocześnie do twórczego przemyślenia i przedstawienia jego specyfiki w sposób atrakcyjny także dla ludzi z innych stron. Oczywiście nie sam patronat o tym decyduje, ale też on właśnie stanowi wyzwanie do takiej pracy. Patronat Mrożka prowadzi w inną stronę: w stronę salonów i festiwali. Teatru w Kielcach, ale niekoniecznie kieleckiego.

Tradycja

Zdaję sobie sprawę, że powyższa opozycja może wydać się sztuczna. Nie chodzi mi też o to, by zamykać teatr kielecki w jakiejś lokalności, w jakimś świętokrzyskim skansenie. Chodzi raczej o poszukiwanie sposobów na połączenie i pogodzenie regionalnej specyfiki i ponadregionalnych wartości intelektualnych i artystycznych. Chodzi o teatr w najgłębszym sensie kielecki, a jednocześnie pozostający na poziomie prawdziwie europejskim. Teatr równie ważny dla mieszkańców Kielc, co dla przybyszów z Warszawy, Krakowa czy Londynu. Zadanie trudne, ale wcale nie niemożliwe do realizacji, czego dowodzi dziś na przykład Jacek Głomb w Legnicy, a czego w latach 50. dowiedli - właśnie w Kielcach! - Irena i Tadeusz Byrscy. I jeśli już zmieniać patrona kieleckiej sceny, to może rozważyć taką właśnie kandydaturę i oddać teatr pod opiekę ludzi, którym zawdzięcza chwile swojej największej świetności?

Jak się Państwu taka myśl podoba: Teatr imienia Ireny i Tadeusza Byrskich? Zgłaszam ją jako swój "autorski pomysł" na patronat jasno wskazujący cel i nawiązujący do świetnych tradycji miejscowych. A że Byrscy nie są gotową "marką"? Może to i lepiej - teatr będzie się musiał postarać, żeby swoją pracą wylansować ją i siebie, zamiast ukrywać się pod tarczą pierwszego lokatora Narodowego Panteonu.

* Prof. Dariusz Kosiński jest teatrologiem, wykłada w Katedrze Performatyki Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od lat prowadzi badania nad polską tradycją teatralną i performatywną. Autor i współautor wielu książek i publikacji, m.in. książki "Teatry polskie. Historia"

Czekamy na opinie

Kto patronem teatru? Jaka ma być kielecka scena? Przyłącz się do dyskusji - tel. 41 24 98 303, redakcja@kielce.agora.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji