Artykuły

Powstanie film dla Izy Sokołowskiej

- Nie robię dokumentu, chciałabym zostawić Izę w jej świecie i takie podejście spodobało się jej. To będzie raczej mój hołd dla tancerzy, opowieść o tym, przez co muszą przechodzić, jak tragiczny bywa ich los, i że - gdy, nomen omen, noga im się powinie - szybko się o nich zapomina - rozmowa z fotograficzką, operatorką, absolwentką łódzkiej Filmówki Agnieszką Lendzion, która nakręci film o tancerce Izie Sokołowskiej.

Wreszcie zabrałaś się za film! Marzysz o tym od lat.

- Ale na realizację marzeń trudno znaleźć czas. Wczoraj w gronie znajomych rozmawialiśmy o tym, że fakt, iż trzeba poświęcić tyle godzin, prawie pół życia, na zarabianie na życie, jest czymś strasznym. Rzecz dotyczy oczywiście mojej codziennej pracy w telewizji, która zabiera mi mnóstwo czasu, a która nie jest spełnieniem moich pragnień, która nie daje satysfakcji, jakiej oczekiwałabym. Choć wkładam w to, co tutaj robię, całe serce, bo wiem, że ten projekt ma przyszłość. Wszystko, czym się teraz zajmuję, to co teraz wypełnia mi czas, to jest dla mnie sposób na życie...

Ale...

- ...nie jest celem. Moim marzeniem zawsze było stanąć na planie filmowym, choćby jako asystent reżysera. Poczuć te emocje, gdy przekazuje się ludziom to, co ci w duszy gra. Porywa mnie całkiem inny świat - moja wyobraźnia.

Dlaczego do tej pory nie zrealizowałaś tego marzenia?

- Wciąż słyszę: Aga, rób film! Ba! Serce się do tego rwie! Pytanie tylko: o czym mam opowiedzieć? Rzeczywistość wokół taka banalna. To może, myślałam, opowiedzieć o sobie, o tym, co sama przeszłam? Ale czy warto aż tak się odkrywać? Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, jak ważny jest w moim życiu taniec. Wystarczy, że patrzę na tańczących... Ta lekkość, ten powiew, ale i ta mozolna, ciężka praca, której przecież nie widać na scenie. A do tego ta dramaturgia...

Co masz na myśli?

- Kruchość ich scenicznego życia. Ja jeszcze mogę sobie pozwolić, żeby za dziesięć lat zrobić film, ale tancerz kończy swoją karierę bardzo szybko, dla niego czas jest nieubłagany. Tancerze nie mają czasu w ogóle. Dręczy ich świadomość, że nie mogą tańczyć w nieskończoność.

O tym będzie twój film?

- Zainspirowała mnie Iza Sokołowska. Znamy się od lat. Jej dramatyczna historia sprawiła, że zdecydowałam się stanąć za kamerą. Że odważę się zrobić film. Nie bezpośrednio o niej, nie o tym, co się wydarzyło w jej życiu, nie o tym, co przeszła. Ale to, co przeżyła i jak była dzielna będzie kanwą tej historii. Życie Izy jest niesamowite: ma 17 lat, gdy w Warnie wygrywa jeden z najważniejszych konkursów baletowych, ma sukcesy, urodę, miłość, dziecko. Nic jej do szczęścia nie brakuje.

I nagle, jednego dnia, wszystko się wali.

- To jest piękny punkt wyjścia, by pokazać, że w momencie, gdy wszystko się kończy, to tak naprawdę dopiero się zaczyna. Bo tak jest, tylko każdy ma swoje schody. Dziewczyna, która tyle osiągnęła, nagle musi wszystko zaczynać od nowa. To film o nadziei, że cokolwiek by się nam wydarzyło, to po coś to jest. Ktoś, kto wszystko traci, być może wszystko zyskuje, może dopiero otwiera się przed nim życie. Może jakieś inne, lepsze? Opowiem ludziom o dziewczynie, która cały czas szuka szczęścia i walczy o nie.

Co na to Iza?

- Nie robię dokumentu, chciałabym zostawić Izę w jej

świecie i takie podejście spodobało się jej. To będzie raczej mój hołd dla tancerzy, opowieść o tym, przez co muszą przechodzić, jak tragiczny bywa ich los, i że - gdy, nomen omen, noga im się powinie - szybko się o nich zapomina. Rozmawiałam, przygotowując materiały do filmu, z dyrektorem gdańskiej szkoły baletowej Bronisławem Prądzyńskim. Powiedział, że zrobi wszystko, by świat o Izie nie zapomniał. On też to rozumie. Kiedy jest sukces, są i ludzie dookoła, są brawa, kwiaty, czekoladki, wszyscy cię wielbią i kochają. Ale gdy tracisz sławę, to nagle wokół ciebie słychać tylko ciszę. A to właśnie w tym momencie trzeba się tym człowiekiem zaopiekować i być przy nim. Chciałabym, by ten film mówił o tym, żeby nie zapominać. Wyznam ci, że trochę się boję...

Czego?

- Czy podołam. Ostatnio marudziłam mamie do słuchawki, że zawsze jestem nie w tym miejscu co trzeba. Wtedy usłyszałam: to zacznij w końcu robić ten film, wtedy wszystko będzie tam, gdzie powinno być. No więc wzięłam się do roboty. Chciałabym zrobić go dojrzale. Jeśli mi jednak to nie wyjdzie, jeśli znów porzucę kamerę...

To znowu będziesz nieszczęśliwa?

- To znów będę szła tymi samymi ulicami co dziś, po prostu... Póki co na tych ulicach chcę ustawić kamerę. Po części Gdańsk będę w filmie odkrywać.

A pieniądze na realizację? Wielu twórców zaczyna od tego...

- Słynny operator filmowy Sławomir Idziak mówił na warsztatach filmowych w Juracie, że dziś technika poszła tak do przodu, iż nie myślmy o tym, ile środków potrzebujemy, myślmy o tym, by nakręcić film, a cała reszta przyjdzie sama. Poza tym to nie ma być wielka produkcja, raczej obraz jednego pokoju, jednej ulicy, małego świata.

Twoi mistrzowie będą w tym obrazie jakoś obecni?

- Całe życie chodzi za mną Kieślowski. Spotykam na swoich drogach mnóstwo osób, które go znały. W ogóle wolę stare kino, to współczesne - nie mogę się skupić na tym, co opowiada - tak jest zawalone ilustracjami... Ja w kinie nie szukam technicznych chwytów, fascynuje mnie tylko prosta opowieść o człowieku.

Na zdjęciu: Iza Sokołowska z synkiem

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji