Artykuły

Ingmar Villqist odpowiada na zarzuty

- O swoich pracownikach mogę mówić same bardzo dobre rzeczy - mówi Ingmar Villqist, dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni, w rozmowie z Łukaszem Rudzińskim, w którym odpowiada na zarzuty stawiane mu przez pracowników. Podwładni zarzucili dyrektorowi mobbing, lekceważenie widzów i przeciągającą się ze szkodą dla teatru nieobecność Ingmara Villqista we własnej placówce.

Łukasz Rudziński: Podstawowym zarzutem jest zadziwiająco niska frekwencja. Co się dzieje?

Ingmar Villqist [na zdjęciu]: Nie brałem udziału w konkursie na dyrektora teatru - zwrócono się do mnie, abym zajął się Teatrem Miejskim. Było więc dla mnie oczywiste, że obierzemy zupełnie inną drogę niż dotychczasowa. Zaproponowany przeze mnie repertuar obarczony był dużym ryzykiem nie tylko dla Gdyni, ale dla każdego innego miasta, realizującego repertuar bardziej eklektyczny. Nie wiedziałem, czy publiczność ten repertuar zaakceptuje. Teraz, po 2,5 roku spędzonych tutaj, już wiem, że nasze propozycje są zbyt hermetyczne. Mimo wartościowych propozycji, przedstawień, które zapraszane są na różne festiwale i pracy takich artystów, jak Zbigniew Brzoza, Piotr Cieplak czy Grażyna Kania, publiczność reaguje na nasz repertuar bardzo powściągliwie. Jedynie "Piaf", "Związek otwarty" i "Dzień Świra" mają pełną widownię. Dla pracowników teatru i dla aktorów świadomość, że na widowni siedzi niewiele osób, jest bardzo frustrująca. Jaki jest wniosek? Należy dokonać radykalnej zmiany koncepcji, formuły i repertuaru teatru.

Jakie to będą zmiany?

- Mam świadomość, że Teatr Miejski w Gdyni i jego repertuar musi być kompatybilny z oczekiwaniami lokalnej publiczności. Zakładałem, że po latach repertuaru lżejszego, gdzie wprowadzono tylko kilka poważnych przedstawień, jak "Bracia K.", "Kompozycja w słońcu" lub "Święta Joanna Szlachtuzów", proponowana przeze mnie zmiana zostanie zaakceptowana. Okazało się, że repertuar, który proponuję, czyli m.in. Pinter, Kafka, Büchner, Williams, Słowacki, Molnár czy Gombrowicz bez lżejszych propozycji zostały przyjęte bardzo "powściągliwie".

Co wobec tego zaprezentuje Teatr Miejski w 2011 roku?

- Moje refleksje wymagają kategorycznej korekty. Zdaję sobie sprawę, że takie projekty, jak kolejny przegląd Beckettowski czy międzynarodowy projekt Joyce'owski trzyczęściowego spektaklu, opartego na twórczości Jamesa Joyce'a, są w obecnej sytuacji niemożliwe do zrealizowania. Dlatego poprosiłem cenionego na Wybrzeżu Tomasza Mana, żeby zrealizował bajkę dla dzieci na podstawie tekstu Leszka Kołakowskiego, za czym optował Wydział Kultury UM Gdynia od początku mojego urzędowania w tym teatrze. Mamy już rozpisany termin z Grażyną Kanią na "W mrocznym domu" Neila LaBute'a. Szykuje się praca Zbigniewa Brzozy, a Piotr Cieplak przymierza się do spektaklu na Scenę Letnią. Wstępnie też zamówiłem tekst u Macieja Kowalewskiego na przyszłoroczny R@Port. Zdaję sobie sprawę, że te pozycje są tożsame z obecnym repertuarem. Proszę mi dać chwilę czasu, abym mógł precyzyjnie określić swoje wyobrażenie przyszłości.

Za kilka dni odbędzie się R@Port, który stał się powodem interwencji władz miasta na prośbę Pana pracowników.

- Problem dotyczy niewątpliwie Pawła Wodzińskiego na stanowisku dyrektora programowego festiwalu. Uważałem, że każdą kolejną edycję festiwalu powinien realizować inny dyrektor programowy, z korzyścią dla jego kolejnych edycji. Słabą stroną medialnego wizerunku poprzednich edycji R@Portu, dobrze robionych przez Joannę Puzynę-Chojkę, było to, że impreza odbijała się minimalnym echem w mediach ogólnopolskich. To należało zmienić. W tym roku cały segment promocji festiwalu jest opracowany dobrze i miejmy nadzieję, że przyniesie ona spodziewany efekt. Oczywiście w przypadku realizacji takiego festiwalu niezbędna jest dyscyplina finansowa, którą egzekwuję, jak tylko potrafię najlepiej. To główna przyczyna wygenerowania bardzo dużego napięcia wśród pracowników. Mogę powiedzieć, że po spotkaniu z przedstawicielami NSZZ "Solidarność" sytuacja została rozwiązana.

Pracownicy w oficjalnym piśmie do władz miasta zarzucili Panu mobbing...

- Z tego, co wiem, przygotowywane jest stosowne sprostowanie na ten temat. Ja się do tej kwestii nie odnosiłem, bo wierzyłem, że sytuacja zostanie wyjaśniona bez mojego udziału.

Po stronie zarzutów znajdziemy również przedłużającą się nieobecność dyrektora, paraliżującą pracę w teatrze.

- Zwyczajowo dyrektorowi przysługuje jedna samodzielna praca poza macierzystym teatrem. W czasie pracy nad filmem fabularnym "Ewa" w październiku 2009 roku i podczas tegorocznych październikowych prób do premiery w Bielsku-Białej wziąłem urlop bezpłatny, zwracając się o niego pisemnie do przełożonych. Biorąc jednak pod uwagę to wszystko, o czym mówimy, jestem jak najdalszy od tego, aby moja osoba generowała jakieś dalsze problemy wokół teatru, które zupełnie nie mają intencji ani wyrazu artystycznego.

Pracownicy zarzucają panu lekceważenie widzów, stwierdzenia, typu "rzucam perły między wieprze" i impertynenckie zachowanie wobec swoich podwładnych.

- Nigdy nie użyłbym cytowanych słów. Jest mi bardzo przykro, gdy słyszę podobne sformułowania. Jeśli chodzi o lekceważenie widzów, to moja propozycja artystyczna jest wyrazem najwyższego szacunku wobec widza, któremu proponuje się taką literaturę i takich reżyserów. Gdybym nie szanował swojej publiczności, wystawiałbym w teatrze kabaret. Gdy chodzi o zachowanie wobec podwładnych... nie wiem, co odpowiedzieć. Czuję się tym zażenowany. Jeśli faktycznie ktoś wszedł mi na próbę, to zrobiłem taką awanturę, bo reżyser ma prawo pracować nad spektaklem bez żadnych przeszkód, a wręcz ma obowiązek pilnować, aby nikt inny nie przeszkadzał w pracy realizatorom i żeby jego polecenia były egzekwowane.

Ma Pan skłócony zespół - aktorski, techniczny, administracyjno-organizacyjny. Wiele osób zgłasza zastrzeżenia pod Pana adresem.

- O pracownikach mojego teatru mogę powiedzieć tylko same bardzo dobre rzeczy. Zespół aktorski w trudnych warunkach pracował znakomicie, w pełnym oddaniu reżyserom i innym realizatorom, przygotowując bardzo ciekawe role. Aktorzy są gotowi do pracy z każdym reżyserem, są zaangażowani, odpowiedzialni, lojalni. W pełni utożsamiają się ze swoim teatrem. To samo mogę powiedzieć o ekipie technicznej, realizującej spektakle, jak i o dziale literackim, który włożył wielką pracę w przygotowanie programów do spektakli i albumu jubileuszowego "Dotknięci teatrem" czy gazety teatralnej. To samo powiem również o osobach, zajmujących się promocją i marketingiem. Ci ludzie w specyficznych warunkach naszego teatru wykonują ogromną pracę, której celem ma być obecność widza w teatrze. Od portiera po mojego zastępcę nie mogę powiedzieć jednego złego słowa w kwestii zaangażowania moich pracowników.

Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Z Pana przyjściem wiązano nadzieję na zmiany w zespole artystycznym, który wymaga gruntownej przebudowy. Ten teatr odstaje poziomem aktorstwa od przyjętych standardów, niektórzy aktorzy od lat nie stworzyli żadnej nowej kreacji, powielają stare role, nie rozwijają się.

- Pierwszy rok mojej pracy w Gdyni, 2009, był zorientowany na budowę repertuaru. Pierwszą premierę pokazaliśmy na początku 2010 roku - to był rok niezwykle ciężkiej pracy - powstało 12 spektakli w roku jubileuszowym, z czego cztery okazały się ewidentnymi sukcesami. Zaowocowało to wyjazdem "Fantazego" do Warszawy i obecnością w prasie ogólnopolskiej. Jeśli chodzi o zespół, to zmiany i uzupełnienia są oczywiście potrzebne, ale uważam, że aktora odkryć może bardzo dobry reżyser - taką pracę wykonał Brzoza, Cieplak, Kruszczyński, Śmigasiewicz czy pani Kania. Na temat wartości artystycznej zespołu też mogę powiedzieć wiele dobrych rzeczy - aktorzy rozwinęli się, bardzo wiele nauczyli się od tych reżyserów.

Spotkało nas tragiczne wydarzenie, jakim była śmierć Sławomira Lewandowskiego, a Dariusz Siastacz dostał propozycję w Teatrze Powszechnym w Warszawie i te dwa vacaty zostaną oczywiście uzupełnione. Staramy się też zwiększyć liczbę etatów dla młodych aktorów. Oczywiście proces tak radykalnej transformacji musi mieć swój określony czas, żeby zacząć przynosić efekty. Mam bardzo silną świadomość, że tego typu repertuar, taka wizja teatru i jego program wymagają dalszych zmian. Na pewno w następnych sezonach sytuacja wyglądać będzie zupełnie inaczej i wszyscy będą bardzo szczęśliwi z tego powodu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji