Czas akcji: sierpień 1944 roku.
Miejsce akcji: kawiarnia w Jerozolimie.
Druk:
Krótki utwór prozą.
Tematem utworu jest spotkanie, które miało miejsce w pewien sierpniowy dzień 1944 roku w Jerozolimie. W upalne południe Roman Brandstaetter siedział w ocienionym ogródku Café Europa, a jego myśli nostalgicznie błądziły po krakowskich Plantach. Z zadumy wyrwał go głos starszego, eleganckiego pana mówiącego dobrze po polsku, który przedstawił się jako adwokat dr Waschütz z Krakowa, od dwudziestu lat mieszkający w Erec. Adwokat poprosił o rozmowę, właściwie o wysłuchanie swojej opowieści. Dodał, że świadomie zwrócił się do Romana Brandstaettera, bo ma nadzieję, że on usłyszaną historię spisze i opublikuje. Dr Waschütz uważa, że to, co ma do powiedzenia, nie powinno być zapomniane, bo on, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, jest adwokatem Żyda z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego.
Waschütz rozpoczął opowiadanie od przywołania z pamięci obrazu Krakowa 1905 roku, gdy był koncypientem u adwokata w kancelarii przy ulicy Starowiślnej i pewnego dnia, pod nieobecność szefa, przyjął klienta, który przedstawił się jako Hersz Singer, dodając z bólem: "Ja jestem Żyd z Wesela. Karczmarz z Bronowic Małych."
Waschütz, jako mieszkaniec Krakowa, doskonale wiedział, co znaczy "Wesele", jakie miało powodzenie w Teatrze Miejskim w 1901 roku i pamiętał dobrze, co po premierze mówiono w Krakowie o Lucjanie Rydlu, o Włodzimierzu i Kazimierzu Tetmajerach. Obserwował jak rosła, jak olbrzymiała plotka o "Weselu". Wizyta Hersza Singera wzbudziła więc w nim niekłamane zaciekawienie.
Hersz Singer opowiedział najpierw o rozmowie z Włodzimierzem Tetmajerem, który przyszedł do niego zarezerwować karczmę w Bronowicach Małych na przyjęcie weselnych gości w dniu ślubu Rydla. Zaprosił też karczmarza z żoną i najmłodszą córką Józefą, zwaną w domu Pepką, na oczepiny następnego dnia do swego domu. Panie nalegały, by iść, poszli więc we troje. Singer stał w izbie, milcząco patrzył na tłum gości, widział też "tego bladego, rudego Wyspiańskiego". Ta wizyta poszłaby z czasem w niepamięć, gdyby nie wiadomość, którą w rok potem przyniosła Pepka, że wszystko, co działo się na oczepinach w domu Tetmajera, zostało przez Wyspiańskiego opisane i idzie w teatrze, że Singer "chodzi po scenie i gada", a najważniejsze, oni "weszli do literatury". Singer przejęty tym, co usłyszał od córki, poszedł do Teatru Miejskiego i na własne oczy zobaczył "Wesele" Wyspiańskiego, a w sztuce Żyda, czyli siebie i to był początek jego osobistej tragedii. Oto on, pobożny, stary, poważany Żyd, na scenie "gada z Rydlem, kłóci się z chłopami, a Ksiądz przypomina mu o niezapłaconej dzierżawie". Jemu!, który nikomu nic nie był winien! A Pepka, nazwana przez Wyspiańskiego Rachelą, rozmawia z artystami, poetami. To nie koniec nieszczęścia, bo potem goście tłumnie zjeżdżali do Bronowic Małych oglądać Żyda z "Wesela", Rachelę, parobków, Czepca, Gospodarza. Jego córka, Pepka, zamiast pracować, dbać o interes karczmy, dawała artystom wódkę na kredyt, paliła papierosy, chodziła z malarzami do Michalika na czarna kawę, chciała się ochrzcić, jednym słowem - odmieniła się. To samo żona, choć jej w "Weselu" nie pokazali - przestała siedzieć za szynkwasem, udawała, że jest chłopką i zajmowała się tylko gospodarstwem rolnym. "Straciłem córkę i żonę. Rodziny nie ma. Dom rozbity. Dochodów nie ma. Życie złamane." - tak oceniał swoją sytuację Singer. Dla niego jedynym wyjściem był rozwód, oddanie całego majątku rodzinie i zamieszkanie w domu starców na Kazimierzu. "Ja żyć obcym życiem nie będę. Niech będzie Rachel! Żyda z "Wesela" nie będzie!" - rozpaczał Singer. Swój zdumiewający plan Singer zrealizował przy pomocy kancelarii adwokackiej - rozwiódł się, z domu zabrał jedynie Pismo Święte i zamieszkał w domu starców. Zmarł na początku I wojny światowej.
W opowieści Waschütza zainteresował Branstaettera "człowiek, który chciał być sobą" i ten niezwykły mechanizm powodujący, że dzieło literackie zaczyna "kształtować rzeczywistość na podobieństwo swojej fikcji". Dodał, że dużo większa krzywda spotkała przez "Wesele" Lucjana Rydla czyli Pana Młodego, który w powszechnej opinii nosił wszystkie cechy postaci z literackiego utworu, a przecież, był zupełnie innym człowiekiem.
Choć od tych zdarzeń minęło wiele lat, Waschütz nie mógł o nich zapomnieć i na koniec zadał pisarzowi w jerozolimskiej kawiarni zasadnicze pytanie: "Czy tak można robić? Czy należy tak robić, panie Brandstaetter?" Nie czekając na odpowiedź, oznajmił jako prawnik: "Gdyby oni wszyscy razem zaskarżyli Wyspiańskiego do sądu, toby sprawę wygrali. Na pewno by wygrali".
Roman Brandstaetter przejął się opowieścią adwokata. Zanim jednak spisał i dał do druku smutną historię Singera i Pepki według relacji Waschütza, szukał po powrocie do Polski potwierdzenia usłyszanej historii u znanych autorytetów naukowych, literackich i artystycznych, co ujawnił w Postscriptum do tekstu opowiadania.
Ukryj streszczenie