Czas akcji: lata osiemdziesiąte XX wieku.
Miejsce akcji: Czechosłowacja.
Obsada: 9 ról męskich, 3 role kobiece.
Druk: "Dialog" nr 7/1989; Václav Havel "Teatr", Pomorze, Bydgoszcz 1991.
Dramat dedykowany Tomowi Stoppardowi.
Mieszkanie Leopolda. Leopold siedzi na kanapie, co chwila nalewa trochę rumu do szklaneczki i wypija, wpatruje się z napięciem w drzwi wejściowe, podchodzi co i raz, wygląda przez wizjer. Odwiedza go przyjaciel, pyta jak się czuje. Leopold opowiada o swoich zaburzeniach snu i nerwicach. Wyznaje, że w ogóle nie wychodzi z domu. Zastanawia się, kiedy po niego przyjdą. Wchodzi Zuzanna z zakupami. Leopold opowiada, że nie może ostatnio niczego napisać. Proponuje Zuzannie wspólny wieczór w domu przy dobrym winie i kolacji. Ona odmawia, wybiera się do kina.
Nagle rozlega się dzwonek do drzwi. Leopold boi się, że to już "oni" przyszli po niego. Okazuje się jednak, że to dwaj pracownicy papierni. Przyszli, żeby wyrazić mu swój szacunek, zapytać czy nie potrzebuje papieru do pisania i zaproponować przyniesienie protokołów i innych dokumentów ze swojego zakładu pracy. Mają też nadzieję, że Leopold wkrótce znów napisze tak ważny dla wszystkich filozoficzny esej i zmieni tym kraj na lepsze.
Leopolda odwiedza Lucy. Chce, usłyszeć, że jest kochana. On zamiast tego filozofuje i wciąż obawia się, że zaraz po niego przyjdą. Przyznaje się, że nie może pracować i ma depresję. Lucy postanawia wyleczyć go za pomocą miłości.
Leopolda odwiedza także Olbram. Dziwi się, że Leopold nie wychodzi z domu, zapewnia, że wszyscy go kochają i podziwiają. Pyta, dlaczego nie odpowiada na listy i z kim w końcu jest - z Zuzanną czy Lucy? Zdradza, że przyjaciele martwią się o niego, obawiają się, że się załamie, nie wytrzyma tej ciągłej presji i jednak zgodzi się na współpracę "z nimi". Widzą, że jego samopoczucie i życie osobiste ostatnio się wali, że popadł w jakąś bierność. Przez całą rozmowę Lucy woła Leopolda z drugiego pokoju, w końcu zniecierpliwiona zwraca uwagę Olbramowi, że Leopold drży z zimna ubrany tylko w piżamę.
Po jego wyjściu Lucy zarzuca Leopoldowi, że nie okazuje jej czułości, że jest ciągle spięty, że nie chce nawet powiedzieć, że ją kocha, a sam napisał w eseju filozoficznym, że miłość jest najważniejsza. Leopold tłumaczy, że czuje, jakby coś się w nim załamało, nie może się odnaleźć, z niczym sobie nie radzi, nad niczym nie panuje, jest zupełnie rozbity. Już by wolał, żeby go wreszcie zabrali do więzienia, nie sprawiałby wtedy innym kłopotu. Lucy płacze. Rozumie to jako odrzucenie jej uczucia, ubiera się, chce wyjść, gdy rozlega się dzwonek do drzwi.
Wchodzą "oni". Każą Lucy wyjść. Ona nie chce. Zapewniają, że mogą jej załatwić nocleg. Wołają dwóch drabów, którzy wywlekają ją z mieszkania. "Oni" przyszli coś zaproponować Leopoldowi - jeżeli złoży oświadczenie, że to nie on napisał ów filozoficzny esej, ale ktoś o tym samym imieniu i nazwisku, mogliby nie zamykać go w więzieniu. Mógłby się wykręcić od odpowiedzialności właściwie za darmo. Pozwoliłoby mu to też w przyszłości unikać pisania takich esejów. Leopold chce się zastanowić nad tą propozycją. "Oni" ostrzegają go tylko, że nie wiadomo, czy wspaniałomyślność władzy zaraz się nie skończy. Poza tym postępuje nierozsądnie, odrzucając tak znakomite rozwiązanie.
Leopold spaceruje po pokoju jak więźniowie po celi. Co chwila wygląda przez wizjer i przykłada ucho do drzwi. Kilka razy wyciąga zza książek na regale pudełko z lekarstwami i bierze po garści popijając rumem. Co chwila wchodzi też do łazienki, żeby umyć twarz. Przychodzi Zuzanna z zakupami. Leopold wyznaje jej, że byli u niego w nocy. Ona dziwi się, że nie zabrali go do więzienia. Niepokoi się, że coś im obiecał. Gdy on dowiaduje się, że zabrali Lucy, jest zdziwiona, że Leopold nie zainteresował się czy ją już wypuścili. Leopold tłumaczy, że przecież nie może wyjść z domu, bo gdyby właśnie po niego przyszli, to on powinien być na miejscu. Wyznaje w końcu, czego od niego zażądali. Uważa, że "oni" obawiają się, że gdyby siedział w więzieniu, wzrósłby szacunek do niego. Zuzanna ma nadzieję, że im kategorycznie odmówił i martwi się, że skoro tego nie zrobił, "oni" uznają, że zaczął się łamać i tym bardziej nie dadzą mu teraz spokoju. Skoro jest mięczakiem, nie powinien tego w ogóle zaczynać.
Przychodzi Olda, właśnie widział Lucy, już ją puścili. Leopold opowiada mu w jakim fatalnym stanie są jego nerwy. Olda pociesza go, najważniejsze, że jest w domu. Leopold już wolałby być w więzieniu, niż w takiej sytuacji jak teraz. Przynajmniej nikt by się nim nie interesował, niczego nie oczekiwał, do niczego nie zmuszał. Wcześniej żył sobie spokojnie, chodził po antykwariatach, rozmyślał, właściwe dlaczego nie miałby sobie zmienić nazwiska i zacząć nowego życia. Olda zastanawia się, czy Leopold nie powinien wziąć jakiejś tabletki. On mówi, że nie chce brać żadnych tabletek, boi się uzależnić.
Nagle rozlega się dzwonek, Leopold ucieka do łazienki i myje twarz. Olda prosi go, żeby zachował się jak mężczyzna. Okazuje się jednak, że to ci dwaj pracownicy papierni. Przynieśli walizkę czystego papieru i drugą z dokumentami ze swojego zakładu pracy. Mają nadzieję, że Leopold to opracuje i wyniknie z tego coś wielkiego. Wierzą, że on dokona czegoś ważnego i dzięki temu wszystko zmieni się na lepsze. Zapewniają, że wszyscy na to czekają, że spoczywa na nim wielka odpowiedzialność, za wszystko. Nagle po kolei otwierają się wszystkie drzwi, w każdych staje któraś z postaci i czegoś chce od Leopolda, lub o coś go oskarża. Narasta harmider. W końcu Leopold krzyczy "Dość!". Przez chwilę panuje cisza, potem rozlega się dzwonek, Leopold idzie do łazienki, pozostali znikają w drzwiach, w których stali.
Leopold wychodzi z łazienki po kąpieli. Odwiedza go Marketa - studentka filozofii. On nakłania ją do picia rumu. Marketa przyznaje się, że przeczytała wszystkie jego teksty. Kilkakrotnie. Słyszała, że on ma przez to jakieś kłopoty. Leopold potwierdza - paragraf 511 - chuligaństwo intelektualne, ma za to pójść do więzienia. Marketa jest pod wrażeniem. Wyznaje mu po kilku kieliszkach rumu, że świat wokół ją mierzi i nikt jej nie rozumie. On wyznaje jej w zaufaniu, że jest w podobnej sytuacji, a nawet jeszcze gorszej. Jest w fatalnym stanie psychicznym. Ona postanawia uratować go i uzdrowić poprzez miłość i tym samym nadać sens swojemu i jego życiu.
Gdy oddają się namiętnym pocałunkom, nagle rozlega się dzwonek. Wchodzą "oni". Leopold komunikuje im, że jest gotów. Mogą go zabrać. Widzi, że zrozumieli, że on jest niezłomny i żadnego papierka nie podpisze. Oni zapewniają, że nie ma takiej potrzeby. Otrzymał bezterminowe odroczenie. Leopold krzyczy, że nie chce żadnego odroczenia. Po chwili błaga ich na kolanach, żeby go wreszcie zabrali. W końcu pada na ziemię i krzyczy, żeby mu wszyscy wreszcie dali spokój.
Ukryj streszczenie