Autor: Jan Krzysztofczyk
Prapremiera: 28 lutego 1998
Czas akcji: współcześnie.
Miejsce akcji: wieś polska, kamienica w mieście.
Obsada: 4 role męskie, 3 role kobiece.
Druk: "Dialog" nr 3/1995.
W wiejskiej chałupie mieszkają Ojciec i Matka Wronowie. Połowa izby urządzona jest tradycyjnie, druga połowa - nowocześnie. W momencie rozpoczęcia sztuki Matka zajmuje się gotowaniem potraw na zbliżające się Święta Wielkanocne. Ojciec ze smutkiem wygląda przez okno, obserwując swoją klacz - Sułtankę. Niedawno sprzedał źrebaka i Sułtanka chodzi teraz wszędzie za owcą, którą traktuje jak utracone dziecko. Starzy musieli sprzedać źrebaka, bo potrzebują pieniędzy. Ich niespełna trzydziestoletni syn od kilku lat mieszka w mieście, gdzie studiuje, a rodzice wysyłają mu pieniądze na utrzymanie. Poza tym ostatnio dobudowali do swojej izby dodatkowy pokój, który przeznaczyli dla swego syna i jego przyszłej żony. Pokój został urządzony po miejsku, tak, by Karol nie musiał się wstydzić miejsca swego pochodzenia i swoich rodziców. Matka dostrzega przez okno przechodzącą obok ich domu młodą sąsiadkę - Maryśkę, która podobnie jak Karol od kilku lat mieszka już w mieście. Woła ją do siebie. Chce częstować herbatą. Maryśka od razu dostrzega zmiany w domu Wronów - nowe okna, tynki, nowe wyposażenie. Matka z dumą pokazuje pokój przeznaczony dla przyszłej rodziny syna. Mówi Maryśce, że Karol na pewno ożeni się, jak tylko zrobi dyplom i uzyska tytuł inżyniera. Maryśka jest zaskoczona i zmieszana i jak najszybciej usiłuje wyjść od Wronów. Ale starzy są ciekawi wieści z miasta. Syn nie był u nich już dwa lata, więc pytają dziewczynę, czy go gdzieś nie widziała. Maryśka przyznaje, że spotkała Karola dwa razy, ale z nim nie rozmawiała. Pierwszy raz widziała go w fabryce, w której ona pracuje przy maszynie. Karol chodził po fabryce z dyrektorem i jakimś innym partyjnym dygnitarzem. Mówi starym, że ich syn jest wysoko ustawionym partyjnym działaczem, który objął wysokie stanowisko, gdy jego poprzednika internowali. Starzy nie rozumieją słowa "internowali", więc dziewczyna im tłumaczy, że oznacza ono aresztowanie, co wywołuje przestrach we Wronowej. Matka zaczyna się lękać, że skoro zamknęli w więzieniu poprzednika, to i Karol może trafić do aresztu. Maryśka uspokaja kobietę, że Karola nie mogą wsadzić do więzienia, bo jest członkiem partii. Drugi raz widziała Maryśka Karola na ulicy Lipowej, jak wysiadał z tramwaju po pracy i spieszył do domu. Dziwią się Wronowie, skąd Karol znalazł się na ulicy Lipowej, bo pieniądze mu wysyłali zawsze na inne adresy. Poza tym nie rozumieją, jak mógł wracać z roboty, skoro jeszcze się uczy. Maryśka jest coraz bardziej zmieszana, wreszcie udaje się jej wyjść od Wronów.
W przededniu Wielkanocy Matka pakuje do torby wiktuały i wybiera się do Karola, do miasta. Zabiera ze sobą święconkę - którą na jej prośbę proboszcz poświęcił dzień wcześniej. Dzieli się z mężem jajkiem, którego drugą połowę da Karolowi. Ojciec chce ją powstrzymać od tego wyjazdu, ale kobieta jest zdecydowana. Zapewnia męża, że skoro syn zawsze, kiedy u nich bywał mówił, że jak do niego przyjadą, to ich wszędzie zaprowadzi, wszystko im pokaże, więc na pewno się teraz z jej wizyty ucieszy. Ojciec usiłuje ją odwieźć od tego pomysłu, mówiąc, że skoro dwa lata Karol w domu rodzinnym nie był, to może już nie chce z rodzicami mieć do czynienia. Ale matka usprawiedliwia syna. Mówi, że Karol jest jeszcze młody, na pewno trochę popija i ugania się za dziewczynami, tak jak jego ojciec w młodości, to i czasu nie ma, żeby przyjechać i jak to młodemu - czas mu inaczej upływa. Poza tym jeszcze się uczy. I wydaje jej się - zasugerowała się opowieścią Maryśki - że Karol musiał siedzieć w areszcie, bo dyplom inżyniera powinien zrobić już rok wcześniej. Ojciec w końcu poddaje się. Zapewnia żonę, że nie wini syna za to nieprzyjeżdżanie do nich. Prosi tylko, żeby Wronowa najpierw wypytała sąsiadów o Karola, a o sobie niczego nie mówiła i dopiero wtedy z synem rozmawiać poszła.
W Wielkanoc Matka jedzie do miasta. Trafia na ulicę Lipową, gdzie Maryśka widziała Karola. Chodzi wzdłuż kamienicy, aż wzbudza zainteresowanie Gospodarza domu, który zaczepia kobietę i wypytuje, do kogo przyjechała. Matka nie chce tego zdradzić. Gospodarz jednak zagaduje Wronową, opowiada, do jakich lokatorów kto i skąd już na te święta przyjechał, i pyta skąd Wronowa. Kobiecie wymyka się, że spod Kielc i Gospodarz zgaduje, że przyjechała do Karola Wrony, bo tylko inżynier Wrona z tych okolic pochodzi. Matka Karola ze zdziwieniem pyta, czy Karol Wrona jest inżynierem. Gospodarz jest bardzo rozmowny, więc opowiada kobiecie także o żonie inżyniera Wrony i o tym, że był pierwszym, który odgadł, że państwo inżynierostwo spodziewali się potomka. Wronowa ze zdumieniem słucha opowieści o nowej rodzinie swego syna - o żonie, o teściach - mecenasostwu Pasierbach mieszkających opodal, o swoim wnuku, który niedługo skończy pół roku, a wygląda jakby miał roczek. Gospodarz wyraża też żal, że nie żyją rodzice inżyniera Wrony - i opowiada, że pięć lat temu zginęli tragicznie w drugi dzień Wielkanocy zaczadziwszy się we własnym domu, bo matka inżyniera rozpaliwszy w piecu nie poczekała, żeby się dobrze ogień rozniecił i za mocno przysunęła szyber. Inżynier co miesiąc na groby rodziców jeździ i zawsze stamtąd zapłakany wraca, aż Gospodarzowi żal młodego człowieka. Kiedy na chrzcinach syna inżynier płakał za rodzicami, jego teść pocieszył go mówiąc, że rodzice człowieka nigdy nie opuszczają i nawet po śmierci z nim są jako duchy. Po tej opowieści Gospodarza Wronowa zabiera torbę i odchodzi. Do wołającego za nią rozmówcy pytającego, po co przyjeżdżała, skoro nawet do inżyniera nie zapukała i kim jest, odkrzykuje: "Duchem!"
Kilka dni po Wielkanocy na rodzinną wieś przyjeżdża Karol. Podchodzi do domu sąsiadów swych rodziców - Szymonów i wdaje się z nimi w rozmowę. Dziwi się, jak zmienił się jego dom rodzinny. Wypytuje Szymona, kiedy stary Wrona remontował chałupę i dziwi, że na stare lata ojcu się zachciało dobudowywać pokój. Szymon tłumaczy mu, że Wronowie myśleli o synowej i wnukach, kiedy remont domu rozpoczynali. A kiedy Wronowa wróciła z miasta, po wizycie u syna, opowiadała Szymonom, jak się Karolowi powiodło, jaką ma piękną żonę i syna, i jakich dobrych teściów, i jak własną matkę przyjął niczym królową, wszystkim sąsiadom się nią chwalił. Wokół domu Wronów ciągle krąży Sułtanka z owcą. Szymon tłumaczy Karolowi, dlaczego klacz za owcą biega i dlaczego Wrona sprzedał źrebaka i że teraz Sułtanka szuka starego Wrony. Karol nie rozumie, dlaczego klacz szuka ojca, wypytuje, gdzie jest ojciec. Wtedy Szymon opowiada, że w drugi dzień Świąt, jak Wronowie przyszli z kościoła, rozpalili w piecu i najprawdopodobniej drewno było mokre i szyber źle zamknięty, bo zaczadzili się w chałupie. Wieś pochowała oboje w poświęconej ziemi za składkowe pieniądze. Nie napisali do Karola, bo im Maryśka odradziła. Karol usłyszawszy to wszystko od Szymona odchodzi, mija swój samochód i idzie w stronę bagien. Szymon i Szymonowa go obserwują. Kobieta dziwi się, gdzie młody Wrona idzie, ale Szymon ją uspokaja: "On ta wie, gdzie". Karol nie zatrzymuje się na górce, tylko wchodzi na moczary. Szymonowa jest przerażona, że się Karol utopi, ale Szymon jej odpowiada: "On ta wie o tym". Kobieta żegna się, a mężczyzna zdejmuje kapelusz.