Wodewil w 4 aktach; libretto: Wojciech Bogusławski.
Prapremiera: Warszawa, prawdopodobnie 1 III 1794.
Osoby: Bartłomiej, młynarz - bas; Dorota, jego żona - sopran; Basia, córka Bartłomieja z pierwszego małżeństwa - sopran; Wawrzyniec, woźnica - baryton; Stach, jego syn - tenor; Jonek, przyjaciel Stacha - baryton; Bryndas, góral - tenor; Bardos, student - baryton; Miechodmuch, organista - bas; Krakowiacy, Krakowianki, Górale, Góralki, druhny, drużbowie, muzykanci.
Akcja rozgrywa się we wsi podkrakowskiej w końcu XVIII w.
Akt I. Upragnionemu małżeństwu młodej pary - Basi i Stacha - przeszkadza macocha Basi, Dorota, która rządzi w domu niepodzielnie, a mając sama ochotę na "amory" ze Stachem, swata Basię z Góralem Bryndasem. Podczas gdy cała wieś zbiera się na weselu dwojga młodych: Pawła i Zośki, Dorota usiłuje zbałamucić Stacha; gwałtowny opór młodzieńca powiększa jeszcze zabawność tej sceny. Z karczmy wychodzi korowód weselny, rozpoczynają się śpiewy ("Oracja Miechodmucha") i tańce. Weselnicy rozchodzą się, natomiast na opustoszałej scenie pojawia się Bardos, student z Krakowa, dźwigając torbę pełną książek i... maszynę elektryczną. Narzeka on na niesprawiedliwość losu wobec ludzi uczonych a biednych (piosenka "Świat srogi, świat przewrotny"), niebawem jednak na powrót nabiera otuchy, wypowiadając jednoznaczne dla ówczesnej publiczności słowa: "Niemądry, kto wśród drogi z przestrachu traci męstwo". Dowiedziawszy się o zmartwieniu Basi i Stacha, postanawia im dopomóc.
Akt II. Bryndas, któremu Bartłomiej za namową Doroty obiecał oddać Basię za żonę, przybywa wraz z grupą Górali po swą narzeczoną. Usiłuje on przedstawić się młodej dziewczynie w jak najkorzystniejszym świetle (aria "Każda mi mówi dziewczyna"), lecz Basia wyraźnie okazuje mu swoją niechęć, a Bartłomiej, litując się nad losem córki, odmawia wydania jej Góralom. Obrażeni Górale odchodzą, przysięgając Krakowiakom zemstę. Po chwili wbiega pastuch z wiadomością, że Górale uprowadzili z łąki całe bydło należące do mieszkańców wsi. Krakowiacy z siekierami i widłami biegną odbijać swoją własność.
Akt III. Górale wędrują przez las, uradowani bogatą zdobyczą, choć strach ich trochę oblatuje przed spodziewaną rozprawą z Krakowiakami. Tymczasem Bardos, który zdążył ich wyprzedzić, przeciąga w poprzek drogi metalowy drut, łącząc go ze swoją elektryczną maszyną. Gdy nadchodzą Górale, uruchamia maszynę, i rabusie, wpadając na naelektryzowany drut, przewracają się porażeni prądem. Krakowiacy dopadają ich, lecz Bardos zapobiega krwawej bójce i nawołuje do zgody (aria "Żyjcie w zgodzie i pokoju"), sławiąc przy tej okazji potęgę wiedzy.
Akt IV. Aby ostatecznie doprowadzić do szczęśliwego zakończenia całej sprawy, Bardos inscenizuje komedię, ukrywając Basię w pniu starej wierzby, a następnie sprowadzając w to samo miejsce Stacha i Dorotę. Gdy młoda macocha Basi zaczyna się zalecać do Stacha, nieoczekiwanie nadchodzi Bartłomiej, przyprowadzony również przez Bardosa. Stach kryje się szybko w dziupli, a Dorota usiłuje wytłumaczyć rozgniewanemu mężowi, że mu się tylko... zdawało, jakoby przyłapał ją na czułej scenie z kimś innym. Bartłomiej zagląda do dziupli i oczywiście znajduje tam Stacha z Basią. Teraz już musi dać zgodę na małżeństwo kochającej się pary, a Dorota, wyleczona z "amorów", rezygnuje ze sprzeciwu. Widowisko kończy się wesołą zabawą.
Zazwyczaj widowisko operowe ocenia się w pierwszym rzędzie dla jego walorów muzycznych, libretto zaś bywa sprawą mniejszej wagi. W tym wypadku rzecz się ma raczej odwrotnie i właściwsze jest określanie "Krakowiaków i Górali" jako "komedii Wojciecha Bogusławskiego z muzyką Jana Stefaniego", tym bardziej że tekst mówiony zajmuje w tej sztuce - pod względem formy typowym, szeroko rozbudowanym wodewilu - sporo miejsca. Nie idzie tu nawet o czysto literackie wartości utworu znakomitego "ojca sceny polskiej", lecz w pierwszym rzędzie o rdzennie polski, patriotyczny charakter dzieła i rozsianą w tekście wielką mnogość ciętych aluzji politycznych, na które szczególnie żywo reagowało polskie społeczeństwo w dobie rozbiorów.
Do ogromnego powodzenia "Krakowiaków i Górali" oraz do entuzjazmu, z jakim przyjmowała przedstawienia publiczność, przyczyniała się w wielkim stopniu także muzyka Stefaniego, zawierająca fragmenty o dużej wartości, świadczące dodatnio zwłaszcza o melodycznej inwencji kompozytora, a przede wszystkim tchnąca szczerą polskością. Znaczna część "numerów" partytury utrzymana jest w rytmach tańców ludowych (krakowiak, kujawiak, polonez) i opiera się na intonacjach ludowych melodii, jakkolwiek nie zawiera bezpośrednich cytatów z folkloru (natomiast odwrotnie - zdaniem niektórych badaczy - pewne melodie z "Krakowiaków i Górali" zasymilowały się, stając się pieśniami ludowymi). Budowa formalna jest oczywiście bardzo prosta - przeważa forma solowej pieśni; także i fragmenty zespołowe odznaczają się nieskomplikowaną fakturą.
Z czasem jednak powodzenie wodewilu Stefaniego poczęło słabnąć; ostatecznie został on wyparty ze sceny przez operę K. Kurpińskiego "Zabobon czyli Krakowiacy i Górale" ("Nowe Krakowiaki") do tekstu w przeróbce J. N. Kamińskiego. W naszym stuleciu "Krakowiacy i Górale" znów z sukcesami powrócili na scenę dzięki znakomitej inscenizacji Leona Schillera (1929 i 1946).
Źródło: Przewodnik Operowy Józef Kański, PWM 1997
Cud mniemany czyli Krakowiacy i Górale
Śpiewogra w 3 aktach; libretto: Wojciech Bogusławski.
Prapremiera: Warszawa 1 III 1794.
Osoby: Bartłomiej, młynarz i Dorota, jego żona; Basia, jego córka z pierwszego małżeństwa; Wawrzyniec, furman; Stach, jego syn, ukochany Basi; Jonek, przyjaciel Stacha; Paweł i Zośka, państwo młodzi; Bryndas, Góral, narzeczony Basi; Morgal i Swistos, Górale, drużbowie Bryndasa; Bardos, ubogi student z Krakowa; Miechodmuch, organista; Stara baba; Pastuch; Krakowiacy, Górale, druhny, drużbowie, wieśniaczki, muzykanci. Akcja rozgrywa się z końcem XVIII w. we wsi Mogiła, o milę od Krakowa.
Akt I. Stach i Jonek z niepokojem spoglądają na zbliżające się Wisłą dwie łodzie z Góralami. Są pewni, że to Bryndas przyjeżdża w swaty, do Basi, którą mu niegdyś przyrzekł jej ojciec, stary młynarz Bartłomiej. Basia kocha Stacha, on ją, lecz - niewiele to pomoże, jeśli ojciec rozkaże jej iść za Górala.
Ojciec wprawdzie kocha córkę i na pewno zdecydowałby wszystko po jej myśli, ale Bartłomiej ma młodą żonę, Dorotę, i to właśnie macocha nie chce wydać Basi za Stacha. Ma w tym swój cel: przystojny chłopak bardzo jej się podoba, narzuca mu się stale, choć Stach wywija się od jej zalotów, jak może. Za namową Jonka Stach postanawia jednak prosić Bartłomieja i Dorotę o Basię. Potem, gdy Górale ją dostaną, nic już nie pomoże - trzeba ich uprzedzić. Stach i Jonek idą najpierw do Basi; ukochana zapewnia Stacha, że sama natrętnego Górala odstraszy, ucieka jednak szybko, bo nadchodzi Dorota i znów naprzykrza się Stachowi ze swymi uczuciami.
Stach prosi, aby dała mu Baśkę, Dorota byłaby nawet nie od tego, lecz pod jednym warunkiem: ona będzie nadal się do niego zalecać, a on nie pozostanie dla niej taki oziębły. Na to Stach nie zamierza się godzić, więc - Dorota oświadcza, że Baśki mu nie da, pójdzie dziewczyna za Górala!
Tymczasem schodzi pod młyn krakowskie wesele. To Paweł, brat Stacha, bierze za żonę Zośkę; przychodzą oboje, by Bartłomieja z Dorotą i Basią zaprosić do karczmy na weselisko. Dochodzi też do orszaku organista Miechodmuch.
Huczne weselisko zwabia pod bramę karczmy studenta z Krakowa, Bardosa, ubogiego palestranta, którego cały bagaż składa się z paru książek i... machiny elektrycznej. Przeraźliwie głodny rozmyśla właśnie, jak by się dostać na wesele i uszczknąć trochę jadła, gdy słyszy Basię i Stacha, rozpamiętujących swe kłopoty. Dowiaduje się, co ich gnębi i - przyrzeka pomoc. Wszystko załatwi tak, że Basia przypadnie Stachowi, a Górale odjadą z niczym.
Akt II. Z góralską muzyką i z licznymi podarunkami przychodzą pod karczmę Górale. Bartłomiej i Dorota serdecznie witają Bryndasa, tylko Basia boczy się na góralskiego amanta... Bardos radzi Basi i Stachowi, aby - gdy Górale skończą swe tańce i przyśpiewki - otwarcie i głośno, przy wszystkich oświadczyli, że dawno już się kochają, że Basia należy do Stacha i za innego nie wyjdzie. Tak też robią i - doprowadzają Górali do wściekłości: Bryndas, oburzony, odpływa ze swymi przyjaciółmi, przyrzekając zemstę za taką zniewagę.
Gdy Górale odpłynęli, Bardos namawia Stacha do usunięcia ostatniej przeszkody: niech na razie powie Dorocie, że będzie się z nią kochał po ślubie z Basią, tylko wtedy bowiem wyrazi ona zgodę na wesele, a po weselu - Bardos tak ją załatwi, że jej ochota na amory przejdzie. Stach robi, jak mu radzą, i - Dorota oddaje mu Basię!
Ale gdy jest nadzieja, że wszystko skończy się pomyślnie, przybiega pastuch z pobliskiego lasu. Górale zabrali całe bydło z pastwisk i pędzą je w stronę Krakowa! Mają z sobą rusznice, mogą strzelać, nie boją się nikogo... Niemniej - bydło trzeba jakoś odebrać; Krakowiacy biorą cepy, kije, co popadnie i - na łodziach i pieszo ruszają za rabusiami. Bardos zastanawia się, jak rozdzielić powaśnionych chłopów, jak nie dopuścić do przelewu bratniej krwi? Postanawia użyć swej elektrycznej machiny - powinna wywołać odpowiedni efekt, prosi więc pastucha, aby zabrał go do swojej łodzi i szybko płynął za Góralami.
Akt III. Górale są szczęśliwi, że zemsta się udała; bydło chcą pognać i sprzedać w mieście - będzie się za co zabawić. Obawiają się wprawdzie, że Krakowiaki zaczną ich ścigać, lecz - dadzą sobie z nimi radę. Baby wysyłają z bydłem przodem, a mężczyźni czają się, by powstrzymać pogoń.
Obok Górali i Krakowiaków krąży tymczasem Bardos, przeciągając przez pole drut i ustawiając na górce, za pniakiem, machinę do wytwarzania prądu. Nadchodzą Krakowiaki. Górale rzucają się do ucieczki, ale Bardos naelektryzował drut i Górale, uderzeni prądem, przewracają się przerażeni... Krakowiaki biorą się do bicia, powstrzymuje ich Bardos - bić leżącego? Każe wstać Góralom i oddać całe bydło; jeśli nie, to żywi stąd nie wyjdą! Górale nie traktują jego słów poważnie, biegną raz jeszcze i - jeszcze raz poraża ich prąd i przewraca...
To już nie przelewki tylko jakiś cud! Godzą się pokornie odprowadzić bydło co do sztuki i - wyciągają ręce do zgody. A Bardos tłumaczy potem Krakowiakom, na czym polegał ten mniemany cud. I dobrze im radzi: "Żyjcie w zgodzie i pokoju, nie dajcie się gorszyć światu. Nie ma zysku w takim boju, który czyni krzywdę bratu".
Teraz pozostaje już tylko obrzydzić Dorocie amory ze Stachem, a w Basi wzbudzić przekonanie, że jej Stach jest, mimo zalotów macochy, bardzo wiernym chłopcem. Bardos obgaduje plan tej akcji razem ze Stachem. Basi każe wejść do starej wierzby, gdzie dawniej były ule, a teraz dobre jest w środku schronienie. Pod tę wierzbę Stach przychodzi z Dorotą; ona jak zwykle narzuca mu się z miłością, on - jak zwykle -
broni się jak może i nie chce jej całować. Na to wszystko Bardos przyprowadza starego Bartłomieja. Dorota przestraszona, że mąż może przyłapać ją na schadzce, każe Stachowi schować się w starej wierzbie. Bartłomiej jednak zauważył, że z kimś tu siedziała, i ostro bierze ją na spytki. Dorota tłumaczy się gęsto, przysięgając sobie jednocześnie, że nigdy więcej nie pójdzie z chłopakiem, byle tylko stary nie znalazł Stacha. Niemniej Bardos, choć widzi, że Dorocie ochota do amorów już przeszła, namawia starego, by mu pokazał miejsce po ulach. Dorota niemal mdleje z przerażenia, ale okazuje się, że w wierzbie jest wprawdzie Stach, lecz nie sam - razem z Basią.
Bartłomiej przestał więc żonę podejrzewać, Dorota odetchnęła, a Basia, która słyszała, jak Stach się macosze opierał - wie, że może go być w małżeństwie pewna. I wszyscy są szczęśliwi...
"Krakowiacy i Górale" - jedna z najpopularniejszych, klasycznych pozycji naszego teatru - miała w chwili swej premiery także i duże znaczenie polityczne; roiło się w niej od aluzji i metafor łatwych do odczytania dla ówczesnej widowni, a poprzez bijatykę Krakowiaków i Górali ukazywała rozłam całego narodu, była sztuką wymierzoną przeciw Targowicy, nawoływała do jedności... Rozumiała to nie tylko publiczność, lecz i władze, które po trzech przedstawieniach zdjęły "Krakowiaków i Górali" z afisza.
Ale powróciło dzieło Stefaniego i Bogusławskiego i jeszcze przez parę lat cieszyło się ogromnym powodzeniem. Potem - korzystając z jego popularności - Kamiński z Kurpińskim napisali "Nowe Krakowiaki". Utwór swym efektownym kształtem scenicznym przyćmił powodzenie pierwowzoru, "Krakowiacy i Górale" poszli w zapomnienie; jeśli wystawiano ich gdzieniegdzie, to w przeróbkach, z inną muzyką - uważano, że partytura Stefaniego zaginęła... Odszukał ją i przywrócił jej oryginalny, właściwy kształt dopiero Leon Schiller w swej słynnej inscenizacji na stulecie śmierci Bogusławskiego (1929). Dzięki Schillerowi "Krakowiacy" powrócili na nasze sceny, aby pozostać już w żelaznym repertuarze zarówno teatrów dramatycznych, jak i operetkowych, a nawet operowych.
Bo czym właściwie są "Krakowiacy i Górale"? Schiller określał to dzieło jako operę narodową (jego wersje sceniczne znacznie je potem rozbudowywały, nadając niejednokrotnie monumentalny, "operowy" kształt), sam Bogusławski również pisze o nim jako o operze - wydaje się jednak, że najwłaściwsze byłoby tu określenie "śpiewogra" - choćby ze względu na liczne przyśpiewki, kuplety, tańce prosto czerpane z folkloru, no i na dość liczne mówione, nie śpiewane dialogi. Nazwa zresztą nie jest istotna. Istotne jest to, że "Krakowiacy i Górale" to pierwsza do dziś żywa, nieustannie wznawiana pozycja naszego teatru muzycznego.
Źródło: Przewodnik Operetkowy Lucjan Kydryński, PWM 1994
Ukryj streszczenie