Opera w 3 aktach; libretto: Włodzimierz Wolski.
Prapremiera: Warszawa 7 II 1860.
Osoby: Hrabina - sopran; Chorąży - bas; Bronia, jego wnuczka - sopran; Kazimierz - tenor; Podczaszyc - baryton; Dzidzi, jego siostrzeniec - tenor; Panna Ewa, znajoma Hrabiny - sopran; damy i panowie, goście, myśliwi, służba.
Akcja rozgrywa się w Warszawie i na wsi w początkach XIX w.
Akt I. W domu młodej, niedawno owdowiałej Hrabiny, odbyć się ma wielki bal. Musi on być wielce oryginalny i pełen atrakcji, aby na dłuższy czas pozostać w pamięci warszawskiej socjety, tym bardziej że sama pani de Vauban, niekoronowana władczyni pałacu pod Blachą, obiecała zaszczycić tego dnia swą obecnością dom Hrabiny. Wszyscy więc pochłonięci są projektami i przygotowaniami, najenergiczniej zaś krząta się Dzidzi, siostrzeniec podstarzałego Podczaszyca, zabiegający o względy pani domu. Od paru tygodni szyje się już wspaniała suknia dla Hrabiny, która zamierza wystąpić jako Diana. Na balu ma być obecna również przybyła ze wsi młodziutka Bronia, wnuczka starego Chorążego, daleka krewna Hrabiny; wysłano ją na karnawał do Warszawy, aby w wielkim świecie nabyła wytworności i towarzyskiej ogłady. Jednak strojne i eleganckie, ale sztuczne i przesiąknięte cudzoziemszczyzną towarzystwo męczy młodą dziewczynę, nawykłą do prostoty, szczerości i swobody (pieśń "O mój dziaduniu"). Dręczy Bronię jeszcze inna troska. Oto pokochała młodego szlachcica Kazimierza, sąsiada ze swojej okolicy, tymczasem Kazimierz zdaje się świata nie widzieć poza Hrabiną (aria "Od twojej woli"), Broni zaś wytrwale asystuje niemłody już Podczaszyc, starający się o jej rękę.
Akt II. Nadszedł oczekiwany dzień balu. Hrabina śpiewa arię o swojej sukni balowej ("Suknio, coś mnie tak ubrała"). Goście gromadzą się w sali balowej. Wyraźnie zarysowują się tu dwa światy: z jednej strony Chorąży w kontuszu, Kazimierz w żołnierskim mundurze i Bronia w prostym stroju polskiej szlachcianki, z drugiej zaś całe wytworne a strojne, lecz obce już tradycjom narodowym towarzystwo. Rozpoczyna się próba przedstawienia, które ma uświetnić balową uroczystość. Na wstępie mamy scenę baletową z Zefirem goniącym Florę, następnie przyjaciółka pani domu, Ewa, śpiewa efektowną "Arię włoską", z kolei na rydwanie w kształcie muszli pojawia się Podczaszyc, przebrany w strój Neptuna. Otaczają go nimfy i trytony, tańczą koźlonogie satyry. Od atmosfery całej tej zabawy wyraziście odbija smętna piosenka Broni, którą poproszono o śpiew w zastępstwie chorej Kasztelanki ("Szemrze strumyk pod jaworem"). Wytwornej socjecie piosenka wydaje się pospolita, lecz Kazimierz, Chorąży, a nawet stary Podczaszyc pojmują jej piękno i szczerość.
Ale oto przybywa pani de Vauban. Wszyscy śpieszą do drzwi, by ją z należnymi honorami powitać. W zamieszaniu Kazimierz nieostrożnie zaczepił ostrogą i rozdarł Hrabinie suknię, która wszak miała być sensacją wieczoru. Momentalnie znika uprzejmość Hrabiny. Kazimierz traci teraz łaski pani domu, ku złośliwej radości Dzidziego.
Akt III. Melodia elegijnego poloneza wprowadza atmosferę cichego wiejskiego dworku Chorążego. Kazimierz pociągnął na wojnę w dalekie strony (można się domyślić, że z legionami do Hiszpanii), tęskni za nim i wyczekuje go Bronia. Przybywa Hrabina, która dowiedziała się, że młody rycerz ma niedługo powrócić, a przypuszczając, że po drodze odwiedzi na pewno dom Chorążego, pragnie go pierwsza powitać. Zrozumiała, że szczere uczucie Kazimierza więcej było warte niż najkosztowniejsze suknie i puste komplementy otaczającego ją towarzystwa. Chce wynagrodzić młodzieńcowi wyrządzoną przykrość i na powrót skłonić jego serce ku sobie (aria "On tu przybywa"). I oto istotnie powraca Kazimierz. Widok białego dworku Chorążego budzi w jego sercu falę wspomnień, lecz nie postać Hrabiny, ale słodka twarzyczka Broni staje mu się coraz bliższa (aria "Rodzinna wioska już się uśmiecha"). Spotkawszy Hrabinę, wita ją Kazimierz uprzejmie, ale z rezerwą. Bronia jednak nie wie jeszcze o zmianie w jego sercu, toteż dziwi ją i niepokoi przyjazd obojga w tym samym czasie. Dziwi się temu po trosze i stary Chorąży, który wróciwszy z myśliwską drużyną z polowania, serdecznie wita nieoczekiwanych gości. Wątpliwościom, domysłom i niepokojowi Broni kładzie kres Podczaszyc. Zrozumiał on sytuację, zastanowił się też nad różnicą wieku między sobą i Bronią i chcąc ją uszczęśliwić, podchmielony nieco, w kwiecistej oracji oświadcza się o jej rękę... w imieniu Kazimierza. Radość ogarnia wszystkich zebranych, gdy Kazimierz, schylając się do nóg Chorążemu, potwierdza prośbę Podczaszyca. Wszystkich - prócz Hrabiny. Prysnęły jej nadzieje, lecz pozostała duma i ambicja. Nie chcąc zatem okazać swego zawodu (aria "Zbudzić się z ułudnych snów"), odjeżdża pospiesznie razem z pełnym teraz nowej nadziei Dzidzim.
W stosunku do poprzednich oper Moniuszki zaznacza się w "Hrabinie" znaczny postęp od strony techniczno-kompozytorskiej; cechuje ją większa jednolitość i zwartość, nie brak też fragmentów świadczących o polifonicznej swobodzie kompozytora, jak choćby sekstet na tle chóru zamykający I akt. Nie te jednak momenty zadecydowały o ogromnym powodzeniu opery, lecz przede wszystkim silnie podkreślony w niej element narodowo-patriotyczny, na który bardziej niż kiedykolwiek było czułe społeczeństwo polskie w latach bezpośrednio poprzedzających wybuch powstania styczniowego. Jest bowiem "Hrabina" pogodną, pełną wdzięku satyrą na tę część wyższych warstw społeczeństwa polskiego z początku XIX w., która bezkrytycznie poddawała się idącej z Paryża modzie i obyczajom. Moniuszko i Wolski przeciwstawili jej odłam inny, reprezentowany przez postacie Chorążego i Broni, przestrzegający pilnie staropolskich zwyczajów i tradycji. Tak pomyślana treść opery dawała szerokie pole do wprowadzenia muzycznych kontrastów. Krzyżuje się też w "Hrabinie" wdzięk i elegancja muzyki stylizowanej na modłę francuską oraz wirtuozeria włoskiej koloratury w rodzaju Donizettiego z nutą narodowej muzyki polskiej. W "Hrabinie" po raz pierwszy wprowadził Moniuszko cytowane dosłownie melodie polskich pieśni, np. popularną piosenkę myśliwską "Pojedziemy na łów, towarzyszu mój".
Libretto "Hrabiny" nie jest wolne od wad. Przede wszystkim główny konflikt, polegający na... zniszczeniu kosztownej sukni, jest zbyt błahy, by mógł istotnie stanowić podstawę rozwoju akcji. Toteż wybitny ówczesny krytyk muzyczny, Józef Sikorski, nie szczędził literackiej stronie dzieła zarzutów, nazywając "Hrabinę" żartobliwie "dramatem rozdartej spódnicy" i utrzymując, że jest to "komedia raczej tchnąca niekiedy mocno farsą niż libretto do opery". Usterki libretta nie zdołały jednak osłabić wartości dzieła, zajmującego po dziś dzień - obok "Halki" i "Strasznego dworu" - czołowe miejsce w historii polskiej opery narodowej.
Źródło: Przewodnik Operowy Józef Kański, PWM 1997
Ukryj streszczenie