Artykuły

Po co komu teatr

Jakieś dwadzieścia lat temu zaraziłam się teatrem u Bogusławskiego nad Prosną i wystawałam długie godziny w kolejkach po wejściówki na coroczne Kaliskie Spotkania Teatralne. Kontakt z tym Teatrem i Festiwalem zadecydował w o mojej zawodowej, a także do pewnego stopnia osobistej, drodze. I choć w Kaliszu nie mieszkam od dawna, alarmująca wydaje mi się sytuacja, w której wielu kaliszanom odmawia się dostępu do Teatru podczas KST - pisze Justyna Drobnik-Rogers w Krytyce Politycznej.

Stworzona na portalu społecznościowym Facebook grupa "Nie jestem miliarderem/ką i nie wybieram się na KST" i dyskusja jaka znalazła swój oddźwięk w mediach wpisują się w debatę o polskim teatrze repertuarowym i jego roli w społeczeństwie (ostatnio ten temat pojawił się w nieco innym kontekście w związku z żałobą narodową). Zapytać by trzeba, czym jest dzisiaj teatr repertuarowy? Komu służy? Jakie są jego cele? I kto go tak naprawdę finansuje?

Prawdą jest, że festiwale teatralne są imprezami drogimi i elitarnymi, skupiającymi wokół siebie środowisko branżowe (reprezentowane głównie przez rekomendowanych teatrologów lub dziennikarzy prasowych, bo nie sądzę, żeby aktor zatrudniony w repertuarowym teatrze czy "niezrzeszony" teatrolog mógł sobie pozwolić na karnet na KST za 1300zł), przedstawicieli lokalnego establishmentu i biznesu. Dyrektor Michalski dodaje jeszcze do tych określeń festiwali przymiotnik "hermetyczny" (w rozmowie ze Stefanem Drajewskim w "Głosie Wielkopolskim") i w ten sposób dookreśla definicję własnego festiwalu. Czyżby więc hermetyczność stała się programowym celem rocznicowych KST? Co innego miałaby bowiem manifestować cena karnetu wywindowana na poziomie przekraczającym miesięczne zarobki przeciętnego kaliszanina?

Porównajmy Kalisz na przykład z Opolem, które ma opinię miasta dobrze prosperującego i w którym podobnie jak w Kaliszu jest jeden teatr dramatyczny (choc opolanie mają także szczęście do świetnego Teatru Lalek). Karnety na niedawno zakończone Opolskie Konfrontacje Teatralne-Klasyka Polska wynosiły 300zł i obejmowały siedem przedstawień konkursowych i jedno przedstawienie towarzyszące. Można by argumentować, że oferta opracowana przez dyr. Michalskiego jest znacznie bogatsza, bo obejmuje aż szesnaście przedstawień, ale gdyby nawet przemnożyć cenę opolskiego karnetu i dopasować do ilości przedstawień nad Prosną, rachunek wyszedłby prosty-karnet u Bogusławskiego jest ponad dwa razy droższy.

Dyrektor Michalski zdaje się sięgać po sensowny argument gabarytów kaliskiego teatru. Mała i Duża Scena są faktycznie niewielkich rozmiarów w porównaniu z innymi polskimi teatrami. Sprawdziłam jednak-tylko dwa z konkursowych spektakli OKT wykorzystywały pełne audytoria tamtejszej Dużej Sceny (577 miejsc), pozostałe grano na scenach z80 i 272 miejscami na widowni. Może więc niekoniecznie liczba dostępnych foteli musi determinować ceny biletów.

Czy nazwa Kaliskie Spotkania Teatralne jest nadal adekwatna i czy oddaje charakter Festiwalu? Może zaledwie człon "teatralne" pozostał wierny jego pierwotnej idei, jeśli spotkania ze sztuką teatru odmawia się przeciętnemu kaliszaninowi? Antyczny rodowód festiwalu związany jest z religijnym obrzędem, który służył demokratycznemu społeczeństwu. Festiwal był pomyślany jako miejsce spotkania. Największe europejskie festiwale teatralne jak Edynburg i Avignon zrodziły się właśnie z potrzeby zrekonstruowania współczesnej formy dawnego rytuału. Umożliwiając konfrontowanie się z nowymi trendami i eksperymentami oba te festiwale-które zresztą rozrosły się i mają dzisiaj swoje wersje "off"-kontynuują kultywowanie tych tradycji oferując np. rozsądne ceny biletów (Dybuka Krzysztofa Warlikowskiego można było oglądać dwa lata temu w głównym nurcie festiwalu w Edynburgu za 10 funtów-bilety na ten spektakl były droższe, kiedy pokazywano go w Polsce).

Zamiłowanie do festiwali jest w Polsce szczególnie powszechne-festiwale mnożą się jak grzyby po deszczu i lokalne władze chętnie inwestują w nie pieniądze, bo wspierając takie inicjatywy rozliczają się z obowiązku krzewienia kultury wysokiej, a czasem stwarzają sobie także kartę przetargową w walce o większy prestiż (na festiwale pewnie będzie się mierzyć spór o Europejską Stolicę Kultury). Czyje potrzeby zaspokajają jednak KST? Kto z kim ma szansę spotykać się w maju nad Prosną? Kto jest największym beneficjentem KST? Dyrektor Festiwalu, który realizuje ambitne w swoich rozmiarach plany i zapisuje się swoją dyrekcją na kartach festiwalowej historii? Recenzenci i krytycy, którzy wymieniają myśli w kuluarowych dyskusjach? Aktorzy, którzy mają szansę pokonkurować o festiwalowe laury? Ci ostatni raczej wątpliwie, bo nie można chyba mówić o konfrontacji sztuki aktorskiej z perspektywy aktorów, którzy pojawiają się w Kaliszu w dzień własnego spektaklu i wracają na swoje sceny, gdyż żadnego festiwalowego budżetu nie stać na pokrycie kosztów ich dłuższego pobytu. Rzadko więc mają szanse oglądać swoich kolegów na scenie.

Organizacja festiwalu teatralnego nie jest łatwym przedsięwzięciem i wymaga skomplikowanej logistyki. Zadanie to często karkołomne i wymagające licznych kompromisów. Prawdziwe niebezpieczeństwo tkwi jednak w czymś innym-w nonszalanckim potraktowaniu widza. Określanie dostępu do sztuki według kryterium grubości portfela może okazać się zdradliwe. Jeśli teatr repertuarowy ma w jakiś sposób określić dzisiaj swoją funkcję-może jest nią nawiązywanie i umacnianie dialogu z lokalną publicznością. Wsłuchiwanie się w potrzeby i oczekiwania widzów, którzy przychodzą do teatru nie tylko od święta, może okazać się najlepszą inwestycją. Wiele społeczeństw zachodnich przegapiło ważny moment w swoich relacjach z widzem-dzisiejsze teatry brytyjskie głównego nurtu wypełnione są abonamentowymi widzami, reprezentującymi w większości jedną grupę wiekową, pojedynczą klasę i rasę. Teatr zaprzepaścił możliwość dialogu ze społeczeństwem i teraz dopiero intensyfikuje swoje siły i inwestuje w działalność edukacyjną (oferując na przykład w całym kraju darmowe bilety dla osób poniżej dwudziestego szóstego roku życia). Może więc warto posłuchać głosu protestujących kaliszan i stworzyć szansę na ich bardziej demokratyczną reprezentację w kolejnym majowym spotkaniu ze sztuką?

***

Justyna Drobnik-Rogers-pochodzi z Kalisza, studiowała teatrologię na UAM w Poznaniu oraz w Dartington College of Arts w Wielkiej Brytanii. Jest doktorantką University of Manchester, gdzie przygotowuje obecnie rozprawę doktorską poświęconą teatrowi Krzysztofa Warlikowskiego. Publikowała m.in. w "Dialogu", "Didaskaliach", "Theatre Forum" czy w nowo powstałym czasopiśmie "Polish Theatre Perspectives".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji