Artykuły

Spektakl z odrobiną metafizyki

- Ta śmierć i żałoba to wydarzenia publiczne. Osoby, które zginęły, pojawiały się w telewizorach, traktujemy więc ich śmierć jak odejście naszych bliskich. To jest naturalne. Jednocześnie towarzyszy temu folklor religijny, który też jest w pewnym sensie autentyczny. Nie mam nic przeciwko temu. Boję się w takich sytuacjach tylko tego, żeby ktoś nie wsiadł na tego narodowego konia i nie zaczął wywijać sztandarem - mówi reżyserka Magdalena Łazarkiewicz w Krytyce Politycznej.

Jan Smoleński: Jak pani odbiera żałobę po katastrofie w Smoleńsku? Przemawiają do pani proponowane nam sposoby jej przeżywania? Magdalena Łazarkiewicz: Wychowałam się na Gombrowiczu, nie na Sienkiewiczu. Ludziom o światopoglądzie zbliżonym do mojego jest chyba trudniej radzić sobie z takimi zbiorowymi emocjami. U mnie- niemal automatycznie - włącza się mechanizm samokontroli: żeby nie popaść w zbytnią patetyzację uczuć. A jednak Jeszcze kilka dni temu nie przyszłoby mi do głowy, że uronię łzę po prezydencie Lechu Kaczyńskim, a teraz muszę przyznać, że kilka razy oczy mi się zaszkliły. To jest normalny ludzki odruch, bo wiemy, że życie tych, którzy zginęli, zostało nagle przerwane. Chyba wszyscy stracili kogoś bliskiego, więc to też jest odruch zwykłej ludzkiej solidarności w bólu. Poza tym działa wyobraźnia: to straszny zbieg okoliczności, że w tym samolocie było wielu ludzi w kwiecie swojej działalności, niektórych nawet znałam osobiście i darzyłam szczerym szacunkiem. - Zresztą podobnym szokiem reagowaliśmy na 11 września. - Dla mnie najbardziej poruszające jest to, co się dzieje na linii relacji z Rosją. Kaczyński, który nie krył się z niechęcią wobec Rosji - paradoksalnie - może się przyczynić do znaczącego przełomu w stosunkach z tym krajem. Ja patrzę na rzeczywistość trochę jak na spektakl, taki paradoks szalenie zapładnia moją wyobraźnię.

W "Ekipie", serialu, który pani współtworzyła, też rozbił się samolot z prezydentem.

Tak. Wczoraj obejrzałam ten odcinek jeszcze raz. W wielu miejscach jest niemalże profetyczny. Żałuję, że nie zrobiłyśmy kolejnego sezonu, który miał pokazać wybory po śmierci prezydenta w katastrofie samolotowej pod Kabulem. Może to byłby jakiś instruktaż dla naszych polityków, jak powinni się teraz zachowywać, bo przecież oni też są w szoku. Żaden poważny scenarzysta nie odważyłby się jednak na taki ładunek symboliki, wręcz na pograniczu kiczu: Katyń, 70. rocznica. Ten moment symboliczny jest przytłaczający-a filmowiec uświadamia sobie w takim momencie, że Wielki Scenarzysta nie ma żadnych problemów z sięganiem po kicz.

Czy katastrofa pod Smoleńskiem to jest wydarzenie bez precedensu, jeśli idzie o natężenie zbiorowych emocji?

Dobrze pamiętam atak na WTC: to też było takie nagłe zatrzymanie, kompletny szok. I teraz chyba przeżywamy coś podobnego. Bezradność, uczepienie się ekranów telewizorów, wysłuchiwanie w kółko tych samych informacji-to są objawy zbiorowej traumy, która się udziela. Trudno od tego uciec, skoro chłonie się to każdym porem. Wydaje mi się, że ludziom wierzącym łatwiej jest pokonywać takie traumy, bo mają oparcie w swoim światopoglądzie, ale także w instytucji kościoła, w przyjętej obrzędowości. Oczywiście pytanie brzmi, jak bardzo ta wiara jest głęboka. Mam bardzo krytyczny stosunek do polskiego katolicyzmu, który jest na ogół płytki, odpustowy. Ale znam ludzi, którzy wierzą bardzo głęboko i potrafią przeżywać takie sytuacje w sposób, który budzi moją zazdrość i najgłębszy szacunek. Wobec takiej wiary chylę czoła.

Powiedziała pani o czepianiu się ekranów telewizorów. Czy mamy do czynienia ze spektaklem?

Z jednej strony tak, bo media muszą z siebie wypluwać tą całą informacyjną papkę. Zastanawiam się dlaczego tak rzadko pozwalają sobie na milczenie-przecież mogą zamiast ciągłego międlenia puszczać piękną muzykę, która budzi emocje. Dla wielu widzów to by była prawdziwa ulga. Generalnie trochę uciekam od tego potoku słów, który nas zalewa. Skąd się bierze w ludziach potrzeba, żeby tyle gadać Ale jak na to patrzę z drugiej strony, to wydaje mi się, że media w niespodziewany i nadzwyczajny sposób zaczęły się zachowywać po prostu przyzwoicie. Chodzi mi o tych dziennikarzy, którzy znani byli z pewnej gruboskórności. Teraz ta pogoń za sensacją została złagodzona i wygląda to na świadomy proces. Dla mnie wiadomość, że pewna znana prywatna stacja telewizyjna wstrzymywała się z nadaniem informacji o katastrofie przez pół godziny po to, żeby sprawdzić wszelkie źródła, jest przejawem tej głębszej odpowiedzialności. To jest krzepiące. To znaczy, że tak zupełnie nie zdziczeliśmy. Ale żeby była pełna jasność: nie wierzę w żaden trwały przewrót moralny w naszym narodzie. Chociaż z pewnością są wśród nas ludzie, którzy przeżywają głęboki przełom. Dla mnie osobiście wielką ulgę stanowi sam fakt, że przynajmniej przez jakiś czas nie rozmawia się w mediach o tym, jaką sukienkę założyła osatatnio na siebie Doda i kto zgrabniej fiknął nóżką. Że nareszcie płynie do nas stamtąd odrobina choćby metafizyki!

Czy pani zdaniem te oglądane na ekranach przeżycia są autentyczne?

Myślę, że tak. Smutek i łzy są prawdziwe, zresztą sama temu ulegam. To poruszające, jak się widzi polityków czy dziennikarzy, którzy publicznie płaczą. Ta śmierć i żałoba to wydarzenia publiczne. Osoby, które zginęły, pojawiały się w telewizorach, traktujemy więc ich śmierć jak odejście naszych bliskich. To jest naturalne. Jednocześnie towarzyszy temu folklor religijny, który też jest w pewnym sensie autentyczny. Nie mam nic przeciwko temu. Boję się w takich sytuacjach tylko tego, żeby ktoś nie wsiadł na tego narodowego konia i nie zaczął wywijać sztandarem. Obawiam się zbiorowych uniesień, intuicyjnie odczuwam lęk, że to może przerodzić się w coś niedobrego. Trzeba być bardzo czujnym, żeby umieć rozpoznać, gdzie zaczyna się fałsz. Dla mnie taki niebezpieczny sygnał pojawił się w momencie, gdy ogłoszono, że miejscem pochówku prezydenta i jego żony będzie katedra na Wawelu, wolałabym, żeby zachowano tu skromną, ludzką miarę.

A czy jest możliwe, żeby taką publiczną żałobę przeżywać inaczej?

Chyba nie. Społeczeństwa dzielą się na takie, które pod wpływem traumy się jednoczą, i takie, które się dzielą. My należymy do tych pierwszych-potrafimy w piękny sposób celebrować żałobę. Najpiękniejszym polskim świętem jest Święto Zmarłych. Myślę, że to scheda romantyzmu, związana do tego z całą silnie zakorzenioną w Polsce katolicka obrzędowością. To ewenement, że tak pięknie potrafimy przeżywać żałobę, a przy tym na ogól nie rozumiemy śmierci najbliższych nam ludzi, zupełnie nie umiemy jej przeżywać, nie umiemy się z nią skonfrontować.

Na zdjęciu: warszawiacy na trasie przejazdu konduktu z trumną z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego

***

Magdalena Łazarkiewicz -reżyserka i scenarzystka. Nakręciła m. in.: Ostatni dzwonek (1989), Odjazd (1991), Białe małżeństwo (1992) Na koniec świata (1999). Zrealizowała wiele spektakli teatralnych i dla teatru telewizji. Wraz z Agnieszką Holland i Kasią Adamik kręciła serial"Ekipa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji