Złoty zegarek
Przyzwyczailiśmy się do premier w teatrze poniedziałkowym. To była właściwie żelazna reguła. Powtórzenia były zarezerwowane na weekendy. "Zegarek" złamał tę regułę. Ale jest to przedstawienie pod każdym względem wyjątkowe.
Powstało w 1961 roku i zostało utrwalone na taśmie filmowej podczas spektaklu pokazywanego NA ŻYWO. Już tylko nieliczni pamiętają ten heroiczny okres istnienia teatru telewizji - przeogromne napięcie, jakie towarzyszyło wszystkim aktorom i realizatorom. Spektakl odbywał się - po okresie prób - przed kamerami ten jeden, jedyny raz i przepadał na zawsze. "Zegarek" - na szczęście - ocalał.
Warto o tym pamiętać, kiedy się patrzy na grę Antoniny Gordon-Góreckiej, a nade wszystko na Kazimierza Opalińskiego w roli starego zegarmistrza i śmiesznie młodego Tadeusza Łomnickiego. To dzieło sztuki aktorskiej, reżyserskiej i telewizyjnej - choć tak niepozorne w swoim zewnętrznym kształcie - to teraz wielka klasyka. Dlatego zostało powtórzone - przypomniane w cyklu Nasza klasyka.
Kto raz widział ten spektakl - nigdy go nie zapomni. To wielkie przeżycie dla każdego widza - oglądać i przeżywać na nowo dramat, który chyba wszyscy znają na pamięć. Stary zegarmistrz wyrzuca ulubionego czeladnika, posądzając go o kradzież cennego zegarka. Po latach tajemnica wyjaśnia się, ale niewinnie oskarżony nie dochodzi bezwzględnie swoich praw.
Każdy człowiek teatru z zapartym tchem obserwuje jak z zegarmistrzowską precyzją Tadeusz Łomnicki buduje swoją rolę - najpierw młodego chłopca, którym targa strach i zmieszanie, a potem dojrzałego mężczyzny, powracającego pamięcią do minionych zdarzeń - kiedy wreszcie dowiaduje się prawdy.
Jak wiele mówi sama jego twarz - wiele scen chciałoby się oglądać wielokrotnie i w zwolnionym tempie, by uchwycić wszystkie jej przemiany, odczytać kryjące się za nimi myśli i emocje. To co się dzieje na ekranie bez słów jest tysiąc razy bardziej wymowne od toczących się dialogów. Wielka klasyka. Nie na wagę złota. Bezcenna.