Jeszcze jedna "Operetka"
Od kilku lat w teatrze polskim trwa sezon Witolda Gombrowicza. Widzowie scen stołecznych mają okazję oglądać cały serial gombrowiczowski. Pisarz ten szturmem wszedł do naszych teatrów - szkoda, że tak późno.
Teatr Wybrzeże nie pozostaje w tyle za innymi scenami. Przed kilku laty przedstawił "Iwonę, księżniczkę; Burgunda", następnie "Ślub" a teraz zaprezentował premierę "Operetki". Wszystkie te przedstawienia reżyserował Ryszard Major twórca od lat zafascynowany pisarstwem Gombrowicza i jego filozofią.
Major przez całe lata marzył o tym, by móc zrealizować "Operetkę". Pragnienie to się ziściło: w ciągu minionego roku reżyser ten aż dwukrotnie opracował scenicznie ten dramat - najpierw w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, którego jest kierownikiem artystycznym, a teraz w Teatrze Wybrzeże. Nie oglądałem realizacji szczecińskiej, natomiast przez dłuższy czas z bliska obserwowałem próby "Operetki" w Gdańsku. Sądzę, że jest to przedstawienie, które pod wieloma względami zasługuje na uwagę i jednocześnie na kilka uwag krytycznych.
Najpierw jednakże o plusach tego spektaklu. Otóż nowością realizacji Ryszarda Majora jest sama interpretacja tekstu sztuki Gombrowicza. Nie jest to bowiem spektakl wyreżyserowany "na kolanach" wobec samego Gombrowicza, nie traktuje on w istocie ani o rewolucji, ani też nie rozważa antynomii strój - nagość. Tematy te, rzecz jasna, są obecne w gdańskim przedstawieniu, jednak nie one decydują o jego odkrywczości.
"Operetka" Witolda Gombrowicza w Teatrze Wybrzeże jest spektaklem o miejscu intelektualisty w świecie współczesnym - o jego roli, znaczeniu i wszewlkich myślowych i moralnych powikłaniach. Major więc: dość schematycznie przedstawia dwór księcia Himalaj, na którym mistrz Fior jest tylko szeregowym projektantem mody. Nie koncertuje także uwagi widza na perypetiach Szarma i Firuleta z Albertynką. W centrum zainteresowania reżysera znalazła się postać Profesora, którego w gdańskim przestawieniu gra Henryk Bista. Z pewnością dla wielu widzów, którzy przed spektaklem zajrzeli do programów, było dość szokujące, że tak wybitny aktor gra rolę, która w dotychczasowych realizacjach scenicznych "Operetki" nie miała znaczących osiągnięć artystycznych. Sądzę, że samo przedstawienie te obawy rozwiewa.
"Operetka" Majora dzieje się jakby w wyobraźni Profesora. Jest koszmarnym snem intelektualisty, który postanowił wcielić w życie teorie, które powstały gdzieś w ciszy gabinetu.
Profesor chcąc zmienić skostniałą rzeczywistość wprowadza na dwór księcia Himalaj lokaja Józefa, przedstawiając go jako hrabiego Hufnagla. Wydaje mu się, że ów rewolucjonista zmieni ten świat pozorów. Początkowo wszystko przebiega po myśli Profesora. Później jednak, następuje dramat - władza wymyka się z ręki zagubionego intelektualisty, mało tego - Profesor musi podporządkować się byłemu lokajowi. Ten dramat Henryk Bista zarysował z wyjątkową precyzją aktorską. Stworzył typ uczonego, który nie dba o wygląd, rozchwianego w geście i sposobie poruszania się - naiwnego intelektualisty, który chce, aby było dobrze, wychodzi natomiast koszmar. Bista chodzi po scenie w jakimś wymiętoszonym kapelusiku, trzymając w rękach książki, z którymi nigdy się nie rozstaje. Drobnym kroczkiem biega po scenie, próbując daremnie zrozumieć mechanizm przemian, który sam uruchomił. Byłem poruszony i przejęty rolą Henryka Bisty i uważam ją za znaczącą w bogatym dorobku artystycznym tego aktora.
Postać Profesora dominuje nad pozostałymi, co nie znaczy, iż aktorsko przedstawienie jest słabe - ciekawie budują swoje role Joanna Bogacka (Księżna), Zbigniew Olszewski (Firulet), Florian Staniewski (Szarm) i Kuba Zaklukiewicz (Hufnagiel). Autorem pomysłowej i zabawnej muzyki jest Andrzej Głowiński. Tylko dlaczego prawie wszystkie piosenki są nagrane na taśmę? Jest to moje główne zastrzeżenie wobec tego wartościowego przedstawienia - powód irytacji nie tylko mojej.
Ludzie płacą za bilety i mają prawo czuć się dość nieszczególnie, gdy aktorzy cały czas śpiewają na playback'u. Tak poważna placówka artystyczna, jak Teatr Wybrzeże powinna tego unikać.