Artykuły

ZBRODNIA NIE UKARANA

Fiodor Dostojewski w uwagach do "Zbrodni i kary" pisał o Raskolnikowie: "W jego postaci wyrażona jest w powieści myśl o niezmierzonej dumie, pysze i pogardzie dla tego społeczeństwa. Oto jego idea - wziąć we władzę społeczeństwo (aby uczynić mu dobro - tekst przekreślony). Jego cechą - despotyzm. Chciałby panować, ale nie ma żadnych możliwości. Jak najprędzej wziąć władzę i wzbogacić się. Idea zabójstwa przyszła więc gotowa".

Tę właśnie koncepcję dramatu wybrał Zygmunt Hübner, przenosząc "Zbrodnię i karę" na scenę Teatru Wybrzeża. Z powieści zachowano tu tylko te partie, które ukazują proces narastania idei zabójstwa popełnienia go oraz jego konsekwencje prowadzące do ujęcia mordercy. Pełni szacunku i uwielbienia dla Dostojewskiego czytelnicy takie okrojenie "Zbrodni i kary" wezmą z oburzeniem za barbarzyństwo. Każda wszakże inscenizacja powieści, jeśli jest już jej zubożeniem, jest również jej dramatyczną konkretyzacją. Adaptacja Zygmunta Hübnera, jeśli narusza wewnętrzną równowagę swego pierwowzoru literackiego, wydobywa jednak nurt główny i jest bardziej jednoznaczna i ostrzejsza od oryginału.

Duża, głęboka scena porozdzielana przestrzennie wielkim rusztowaniem, kilka planów eksponowanych bielą ruchomych płaszczyzn, chwiejące się, raz mikroskopijne, raz monstrualne cienie - oto sceneria odrealniająca powieść, nadająca jej rozmiary alegorycznego, ponadczasowego widowiska, osnutego mgłą sennego koszmaru. W tym wszystkim szamoczący się człowiek. Raskolnikow doskonałego Edmunda Fettinga, aktora niezmiernie wrażliwego, pełnego umiaru i powściągliwości w przekazywaniu własnych i interpretowanych wzruszeń, nie ma jednak nic ze zdeterminowanego nikczemnika bezlitośnie torującego drogę własnej dumie i pysze. Wystarczy wczuć się dobrze w nader wiernie zachowane dialogi, by przekonać się, że to nonsens. Przeczy temu współczucie. Załamanie Raskolnikowa wypływa ze współczucia.

Odczuwając ogrom własnej niedoli. Rodion poznaje ogrom niedoli powszechnej. Nienawidzi własnej i ogólnoludzkiej słabości i nędzy; u podstawy tego leży współczucie, którym pogardza. Nie jest geniuszem, ale wierzy w ukrytą w nim siłę czyniącą go niezwykłym, niepospolitym. Pragnienie wyzwolić ją dokonując ściśle określonego czynu. Reakcja po uświadomieniu sobie tego znajduje wyraz w zbrodni, w zabójstwie starej lichwiarki, której śmierć ma podwójny cel: Raskolnikow zdobędzie kapitał, wyrwie się z nędzy i dokona jednocześnie aktu samookreślenia się, dokona konkretnego czynu. Nie osiąga ani jednego z tych celów: nie rozwiązuje żadnych problemów, nie zdobywa pieniędzy. Z dwoma zabójstwami wraca tam, skąd wyszedł.

Z tego, co postanowił, nie zdobył nic, Błąd nie polegał jednak na wyborze niewłaściwej metody. Wyznając zbrodnię swą prostytutce Soni, córce pijaka Marmieładowa, mówi: "Zamordowałem samego siebie, nie ją", nie znaczy to, że uznaje morderstwo za zły czyn, później sam siebie pyta: "Zbrodnia? Jaka zbrodnia? Że zabiłem podłego, szkodliwego insekta..." Raskolnikow musi ponieść karę za popełniony czyn. Ale czy jest to kara za zabójstwo? Raczej za jego "małoduszność i lichotę", za słabość, która nie pozwoliła mu dopiąć tego, co postanowił. Uczucie skruchy, żalu za popełnioną zbrodnię jest mu obce. Tragedia Raskolnikowa wystawiona przez Teatr Wybrzeża wywarła na publiczności głębokie wrażenie. Chwilami wydawało się, ze dramat nie jest rozgrywany na scenie, ale we wnętrzu każdego z widzów. Tak sugestywnie zespolił reżyser i inscenizator treść z urzekającą formą scenograficzną, którą zawdzięczamy świetnemu Ali Bunschowi. Adaptacja Zygmunta Hübnera jest jeszcze jednym dowodem przemawiającym za przenoszeniem literatury na scenę. Jak zresztą stwierdził Maksym Gorki, transpozycja teatralna postaci z książek Dostojewskiego, podkreślona grą aktorów, wychodzi im tylko na dobre; zyskują na wykończeniu i sile przekonywania.

Jeśli jednak adaptator zrozumiał Dostojewskiego i to zrozumienie z sensem przedstawił w teatrze, nie można tego samego powiedzieć o zespole aktorskim. Prawie wszystkie role są niewyraźne, niedopracowane. Nie odnosi się to jedynie do E. Fettinga i T. Gwiazdowskiego jako sędziego śledczego. Nie zawsze jednak koncepcja reżysera czy aktora ukazania jakiejś postaci zgadza się z wyobrażeniem widza, który zaznajomił się z nią już podczas lektury powieści. Można by się upierać przy tym, że niesłusznie usunięto tło obyczajowe rozgrywanego dramatu, że bezpodstawnie przerwano wątek Marmieładowa, że zagubiono dziewiętnastowiecznego, rosyjskiego Dostojewskiego i w pewnych momentach wymieniono go na Kafkę, lecz wszystkie te momenty usprawiedliwione zostały koncepcją inscenizatora Z. Hübnera, logicznie udokumentowaną tym, cośmy zobaczyli na scenie. A zobaczyliśmy nieznanego, wyostrzonego i uwypuklonego przez pryzmat współczesności Fiodora Dostojewskiego.

[data publikacji artykuu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji