Czarna Antygona
„Dzieweczko grecka, biała Antygono…” — pisał niemal sześćdziesiąt lat temu znakomity filolog Kazimierz Morawski w wierszowanym prologu do swego pionierskiego — również wierszowanego — przekładu sofoklesowej tragedii. Dlaczego Antygona Morawskiego była biała? Czy nazwał ją tak, chcąc podkreślić jej dziewczęcą niewinność? Czy może uległ — na pół świadomie — reminiscencji wyobraźni wzrokowej, uzmysławiającej nam przed laty starożytną Grecję jako coś w rodzaju jednej wspaniałej bryły lśniącego białością marmuru, ozłoconego tylko promieniami słońca, padającymi z wiecznie błękitnego nieba?
Ta wyobraźnia przejawiała się też — a niekiedy przejawia do dziś — w licznych inscenizacjach greckiej tragedii, pełnych białych kolumn, białych tunik i peplos, umieszczonych na tle błękitnego, teatralnego horyzontu. No tak, ale badacze antyku dawno już dokonali słusznego odkrycia, że starożytna Grecja była w rzeczywistości „bajecznie kolorowa”, a jaskrawe barwy jej gmachów, domostw i posągów zatarły stulecia, pozostawiając nam jedynie odarty z nich i właśnie: biały marmur.
*
Nasza Antygona jest czarna. Zobaczycie ją dziś wieczorem w II programie telewizyjnym, będącym przeniesieniem na mały ekran słynnej inscenizacji Hanuszkiewicza, danej na otwarcie Teatru Małego w Warszawie w styczniu br. Pisałem już o tym spektaklu i o jego telewizyjnej wersji. Toteż głównym celem dzisiejszego felietonu jest troska o to, żeby widzowie nie przeoczyli programu. Tę Antygonę powinna zobaczyć cała Polska.
*
Dziewczyna jest gniewna, wspaniale inteligentna, o pełnej dojrzałości uczuć, a przy tym o wrażliwości wysubtelnionej, napiętej jak złota struna. Na strunie tej, dźwięczącej od początku tragedii tonem najwyższym, wygrywa przejmująco całą batalię z Kreonem, batalię o moralne i społeczne imponderabilia, a w tej walce jest nieugięta, heroiczna, nieraz brutalna (sceny z Ismeną), choć potrafi też zmienić się w jednej chwili — i na chwil parę — w płaczkę tragiczno-liryczną (niezapomniane zawodzenie nad trupem Polinika; to własny, nie zasugerowany przez reżysera pomysł artystki. Tą debiutancką rolą Anna Chodakowska postawiła się od razu na czele artystek swego pokolenia — ten najmniej dorównała swym największym, starszym koleżankom.
*
Nasza Antygona jest czarna nie tylko dlatego, że Chodakowska jest ciemnowłosa, a rolę swoją gra w zwykłym, czarnym sweterku i w minispódniczce. Jest czarna także w sensie metaforycznym. W otaczającym ją świecie więcej przecież mroków niż blasku. A promienność jej niewinności? „Niewinność” już nie od dziś przywykła nam kojarzyć się z naiwnością Antygona nie jest jednak ani trochę naiwna. Czy mogłaby inaczej stać się równorzędną intelektualnie partnerką Kreona-Hanuszkiewicza, a nawet odnieść nad nim niewątpliwe moralne zwycięstwo?
*
Nie tylko Antygona gra w sweterku i w minispódniczce. Cały młody zespół występuje w rozchełstanych koszulach i w dżinsach. Tylko Kreon-Hanuszkiewicz i Tejrezjasz-Opaliński są „wytworni”. Ale oni reprezentują świat rządzących i świat kapłanów-doradców. Antygona, Ismena i inni to poddani, to — tłum. A że Sofokles mityczną akcje umieścił w mitycznych Tebach? Cóż stąd, skoro sprawa Antygony i Kreona rozgrywa się zawsze i wszędzie, a więc też hic et nunc, w epoce sweterków i dżinsów.
*
Nasza Antygona mówi prozą. Wielkiej kultury przekładu Hebanowskiego dowodzi choćby pozostawienie owych nieśmiertelnych słów: „Utoj synechtejn alla symfilejn efyn” z przekładu Morawskiego: „Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić”; z pewnością nie cały ów dawny przekład, lecz to zawarte w nim sformułowanie stało się już przecież klasyczną wartością naszej literatury; przekład Hebanowskiego zresztą w ogóle znakomity.
Antygona i inni mówią zatem prozą, lecz tekstowi — i melorecytacjom towarzyszy muzyka Macieja Małeckiego. Jaka? No, usłyszycie jej współbrzmienie z motywem antycznym i z rytmem naszego czasu jednocześnie.
*
Telewizyjny spektakl Antygony oglądałem w kolorze, przydającym jeszcze tragedii wyrazu, chwilami grozy. Zdają sobie sprawę, że tylko niewielka część widzów obejrzy dziś taką Antygonę, większość będzie ją oglądała w barwach czarno-białych. Spektakl utraci może przez to trochę swej urody, ale bardzo niewiele swej siły. Nie należy też zapominać, że wymowy symbolicznej tych barw — czarnej i białej — nie wolno traktować symplicystycznie. Nie zrobił tego Sofokles, a cóż dopiero Hanuszkiewicz.
Zatytułowałem ten felieton Czarna Antygona i mam nadzieję, że wyjaśniłem, dlaczego. A przecież czarna Antygona Chodakowskiej jest świetlista. Co nie znaczy, by Kreon Hanuszkiewicza miał być pogrążony w mroku absolutnym i nie usiłował rozpaczliwie bronić także swoich racji.