„Apetyt na czereśnie”
Premiera Apetytu na czereśnie Agnieszki Osieckiej — autorki wielu popularnych piosenek, tomików poezji i sztuk teatralnych — odbyła się w minioną sobotę na Małej Scenie Teatru Nowego. Jest to dramatyczno-piosenkowa opowieść o miłości, o codziennych, zwykłych sprawach.
Bohaterami są ONA i ON. Byli kiedyś małżeństwem, mieszkali w prowincjonalnym miasteczku, dokąd wyjechali po studiach. Wiedli tam życie, według NIEJ, za szare i za spokojne, z którego chciałaby się wyrwać w wielki świat, ale ON nie ma na to ochoty. Wtedy zjawia się „ten trzeci”, który zdaje się spełniać wszystkie warunki ideału i sprawę przesądza. Rozstanie i rozwód — jak to w życiu. Jadąc ze sprawy rozwodowej, spotykają się w pociągu, a ponieważ dręczy ich pytanie, dlaczego tak to się musiało skończyć — postanawiają jeszcze raz prześledzić i odegrać przed sobą własne życie.
Na scenie mamy zatem przedział wagonu kolejowego, migające za oknem światła, stukot kół i… obrazki z życia tych dwojga. W niekonwencjonalnej (brawo dla Marcina Stajewskiego), ale przecież ciągle tej samej scenerii, snuje się opowieść…
Każdy z widzów w codzienności tych dwojga znajduje źdźbło prawy o sobie i ceńmy za to autorkę, która, nawiasem mówiąc, łódzką premierę zaszczyciła osobiście. Było miło, gdy sobie tak nawzajem — autorka, aktorzy i my — dziękowaliśmy.
Aż dziw, że Łódź tak późno nabrała apetytu na widowisko Osieckiej. Piosenki zdążyły się i już stać nawet przebojami i słychać było jak co muzykalniejsi i impulsywniejsi widzowie mruczą sobie je pod nosem wtórując aktorom. Szczególnym powodzeniem cieszyły się: A jednak do pary, Nie musimy być na ty, Wróżby sierpniowe, Mysz na małe. Zofia Grąziewicz i Ryszard Dembiński nie mieli zatem łatwego zadania: żeby mówić, śpiewać przeboje i tańczyć, być raz Zochą, raz Moniką, raz Tomaszem, raz Zdzichem — trzeba dysponować i zasobnym warsztatem aktorskim i kondycją fizyczną nie byle jaką. Czyż więc można się dziwić, że R. Dembiński, leżąc na brzuchu na twardej ławie wagonu i śpiewając (!) nieco się zasapał? Za to bardzo zabawny był w scenie pt.: plażowy flirt Zochy z panem Zdzichem k.o.
Ciągłe przechodzenie obrazu w obraz, akcji w akcję, wymaga nadto zróżnicowanego gestu i mimiki, ruchu i intonacji, zróżnicowanych reakcji psychicznych i kontrreakcji partnera. Aktorska para radzi sobie z tym wcale nieźle i przedstawienie Romualda Szejda płynie śpiewająco raz lirycznie, raz skocznie, raz z łezką, raz z uśmiechem, sentymentalnie i zabawnie — jak to u Osieckiej, bez pretensjonalności i mizdrzenia się.
Muzykę skomponowali: Adam Sławiński i Maciej Małecki. Ale nie tylko: w łódzkie przedstawienie wmontowano jeszcze ballady Bułata Okudżawy, twórczości Osieckiej niezwykle bliskie: to samo poszukiwanie szczęścia i jego osobliwy obraz:
„Ech, Panie, Panowie,
ech, Panie, Panowie,
Czemu ciepła nie
ma w nas —
Co było to było
Co było to było
Nie wróci drugi raz…”
…bisują na zakończenie aktorzy.