Kino go nie rozpieszczało
- Zawsze był dla mnie gwiazdą. Kiedy byłem nastolatkiem, oglądałem go w "Seszelach" czy "Krollu". Mając 16 lat, zdobyłem jego numer telefonu i odważyłem się poprosić o wystąpienie w mojej pierwszej krótkometrażówce. Zgodził się i zostaliśmy przyjaciółmi - reżyser Konrad Aksinowicz wspomina TADEUSZA SZYMKOWA, zmarłego niedawno wrocławskiego aktora.
Rozmowa z wrocławianinem Konradem Aksinowiczem, reżyserem filmu "Zamiana", który właśnie wszedł na nasze ekrany
Marta Wróbel: Autor scenariusza "Zamiany", Cezary Harasimowicz, twierdzi, że gdyby nie wrocławski aktor, Tadeusz Szymków, nie zostałby pan filmowcem.
Konrad Aksinowicz: Zawsze był dla mnie gwiazdą. Kiedy byłem nastolatkiem, oglądałem go w "Seszelach" czy "Krollu". Mając 16 lat, zdobyłem jego numer telefonu i odważyłem się poprosić o wystąpienie w mojej pierwszej krótkometrażówce. Zgodził się i zostaliśmy przyjaciółmi [na zdjęciu Aksinowicz i Szymków na planie "Zamiany"]. To on namówił mnie na wyjazd do szkoły filmowej w Australii, kiedy nie dostałem się na reżyserię w Polsce. To on poznał mnie z Cezarym Harasimowiczem. Dawał mi też prywatne rady w stylu: "Kondziu, nigdy nie żeń się z aktorką" (śmiech). Zawsze we mnie wierzył.
Zwykle grał w kinie epizody. Pan powierzył mu jedną z głównych ról.
- Szkoda, że kino go bardziej nie rozpieszczało. Tadzio miał wielki talent komediowy. Dużo improwizowaliśmy na planie. Żałuję, że kilka scen z jego udziałem z tzw. smaczkami musieliśmy wyciąć. Film byłby za długi.
Krytycy nie zostawili na "Zamianie" suchej nitki, a podczas projekcji publiczność co chwilę wybuchała śmiechem. Jak pan myśli, dlaczego tak się dzieje? Na kilku innych pokazach ludzie reagowali podobnie.
- Przygotowałem się na skrajne reakcje. W naszym kraju do homoseksualizmu wciąż podchodzi się zbyt poważnie, myślę że to jeden z powodów takich, a nie innych recenzji. Ja postanowiłem publiczność trochę do tego tematu zdystansować. I tak prezydent (Piotr Gąsowski) i prezydentowa (Grażyna Wolszczak) zmieniają płeć, Michał Wiśniewski jest transwestytą, który udaje Violettę Villas, a Krzysztof Tyniec gra prezydenckiego doradcę do spraw wizerunku - geja.
Jak udało się debiutantowi z Polski pozyskać 6 milionów zł od Rudolfa Biermanna, współproducenta m.in. "Jak obsługiwałem angielskiego króla" Jirziego Menzla?
- Zobaczył moje demo, składające się z teledysków, reklam i krótkometrażówek, które wcześniej kręciłem. Spodobało mu się i postanowił zaryzykować. Podobnie było z moim kolejnym filmem - thrillerem, do którego niedługo zaczną się castingi. Tym razem współfinansuje go firma producencka Larsa Von Triera. Dzięki temu obraz zobaczą widzowie na całym świecie. Jak widać, marzenia się spełniają.