Artykuły

Płock. Teatr Szaniawskiego bez dyrektora artystycznego

Wiesławowi Rudzkiemu [na zdjęciu] nie przedłużono umowy. - Chodziło o obraną przez niego linię artystyczną. A właściwie jej brak - mów Piotr Zgorzelski, szef płockiej delegatury sprawującej pieczę nad płockim teatrem urzędu marszałkowskiego.

Wiesław Rudzki, zastępcą dyrektora naczelnego do spraw artystycznych, został pod koniec ubiegłego roku. Przepisy nie wymagały ogłoszenia konkursu na to stanowisko. Nie było tajemnicą, że Rudzki jest człowiekiem z nadania, legitymującym się mandatem zaufania urzędu marszałkowskiego. Nowy wicedyrektor podkreślał jednak, że od lat związany jest z Płockiem zawodowo (reżyserował kilka razy w naszym teatrze) i prywatnie. Miał wielkie plany - zapowiadał, że zrobi w Płocku międzynarodowy festiwal, rozkręci wielki program edukacji teatralnej, ściągnie do miasta uznane nazwiska. A na początek pokaże coś własnego - "Operę za trzy grosze" w swojej reżyserii.

Wszyscy ostrzyli sobie zęby - płocki teatr miał wtedy wyjątkowo dobry czas. Był już po gruntownej modernizacji i po kilku wyjątkowo udanych premierach. Odżył, widzowie pokochali go na nowo. Do tego wszystkiego doszła jeszcze nowa twarz - nadzieja na nowe pomysły, nowe spojrzenie.

Potem były wakacje. A potem - początek nowego sezonu. Tylko że teatr zamiast nabierać rozpędu - tracił go. Sytuację ratowały jeszcze "Dzikie żądze" w reżyserii Stefana Friedmanna, pierwsza premiera sezonu, farsa ciepło przyjęta przez publiczność. W październiku było jeszcze "Cappucino" na scenie kameralnej. I to właściwie tyle.

W listopadzie teatr nie pokazał nic nowego. Ratował się kilkoma spektaklami sprzed lat. Plany związane z "Operą za trzy grosze" Rudzki porzucił. Po castingu na śpiewających aktorów, masie prób, pracach nad skomplikowaną scenografią, wziął na warsztat "Operę żebraczą". W grudniu - sytuacja jest podobna, jeśli nie liczyć przygotowanej na szybko bajki, "Pierścień i róża". Nie ma ciekawych spektakli gościnnych. Z repertuaru zniknął Dyskusyjny Klub Teatralny, gdzieś podziała się szumnie zapowiadana przez nowego wicedyrektora Akademia Szczególnej Wrażliwości. Edukacja teatralna? Pierwsze spotkanie z zainteresowanymi szkołami odbyło się dopiero kilka dni temu.

Do tego dochodzi sprawa bardzo napiętej sytuacji wewnątrz teatru. Nowy zastępca nie zaskarbił sobie przychylności zespołu. - Ludzie skłócili się i podzielili - opowiadają "Gazecie" osoby związane z płockim teatrem. - On posadził prawie wszystkich na ławce rezerwowych. Torpedował pomysły, liczyła się tylko jego, odkładana z miesiąca na miesiąc, premiera. Aktorzy miesiącami nie grali, a co za tym idzie - utrzymywali się jedynie z podstawy pensji, sumy właściwie symbolicznej, niegwarantującej przeżycia. I nie widzieli nawet szansy na zmianę sytuacji.

Atmosfera była fatalna. Z informacji "Gazety" wynika, że zespół płockiego teatru szykował się już do protestu. Czekał tylko do końca listopada, wtedy wicedyrektorowi kończyła się umowa. Jeśli podpisałby kolejną - wielce prawdopodobne, że mielibyśmy przy Nowym Rynku regularny strajk.

- Koniec końców postanowiliśmy nie przedłużać umowy panu Rudzkiemu - mówi Piotr Zgorzelski, szef płockiej delegatury urzędu marszałkowskiego. Pytany o przyczyny tej decyzji, podaje dość ogólnie: - Chodziło o niepokoje w załodze i ekipie aktorskiej, które pojawiły się wraz z nastaniem nowego zastępcy. Przyjmowałem delegacje oburzonych pracowników teatru, docierały do mnie sygnały, co pan Rudzki robi. A właściwie czego nie robi, bo częściej w Płocku go nie było, niż był. A kiedy już przyjeżdżał, nie potrafił dojść z nikim do porozumienia. Jego linia artystyczna także pozostawiała wiele do życzenia.

Co teraz? Dyrektor naczelny teatru Marek Mokrowiecki odesłał nas z tym pytaniem do urzędu marszałkowskiego, tam z kolei - poprosili o pytania na piśmie i - na razie - milczą. - Trzeba się po prostu zastanowić nad kolejnymi krokami - mówi Zgorzelski. - jedno jest pewne, mieszkańcy Płocka i całego regionu mają już wspaniały budynek teatru, ale zasługują także na zdecydowanie wyższy jego poziom artystyczny. Czy w Płocku zjawi się nowy zastępca dyrektora? Czy może płocki teatr czekają poważniejsze zmiany? W tej chwili rozważane są wszystkie opcje.

W teatrze tymczasem - jak zapewniają "Gazetę" jego pracownicy - wszyscy odetchnęli. - Choć jest to pyrrusowe zwycięstwo. Zmarnowano mnóstwo czasu - mówią.

Oto plany na najbliższe miesiące: w styczniu zobaczymy w Płocku "Don Pascquale" Opery Łódzkiej, 1 lutego do Płocka przyjedzie Teatr Rampa z przedstawieniem "Klimakterium" (obok Krystyny Sienkiewicz i Igi Cembrzyńskiej występuje w nim ukochana przez płocczan aktorka naszego teatru Grażyna Zielińska), 16 lutego gościmy Teatr Żydowski. Do tego dojdą płockie premiery.

"Gazeta" prosiła także o komentarz Wiesława Rudzkiego. - Porozmawiać możemy po premierze "Opery żebraczej".

Czyli kiedy? - Będziemy gotowi na koniec stycznia. Dyrektor Mokrowiecki poinformował mnie właśnie, że premierę możemy zorganizować 6 lutego - powiedział Rudzki.

KOMENTARZ

Miłość jest tu niepotrzebna

Nie chcę analizować, na jakiej zasadzie Rudzki dostał posadę w Płocku. Czy dobrym pomysłem było uczynienie go akurat dyrektorem artystycznym. Czego chcę? Konkursu na stanowisko, jeśli nie nowego dyrektora, to jego zastępcy. Zwycięstwa człowieka z dużym nazwiskiem, oddanego całą duszą scenie, z pasją, doświadczeniem, konkretnym zamysłem i koneksjami - nie w urzędzie marszałkowskim, a w środowisku największych artystów. Zespół wcale nie musi go kochać. Ale ma grać pod jego dowództwem jak natchniony. Tak, by w końcu zaczęło się to nowe życie płockiego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji