Artykuły

Wszystkie drogi prowadzą do BTL-u

Białystok to miasto dosłownie opętane przez lalki. By się o tym przekonać, wystarczy otworzyć dowolną lokalną gazetę na stronie z repertuarami. Trzy z czterech wymienionych tam scen można zaliczyć właśnie do tego nurtu (BTL, Teatr Szkolny Wydziału Sztuki Lalkarskiej oraz oddalony już nieco od swych korzeni Wierszalin) - pisze Konrad Szczebiot w Teatrze.

Gdy tuż po wojnie Piotr Sawicki postanowił stworzyć w Białymstoku amatorski teatr "Świerszcz", miał do dyspozycji jedynie wypożyczone z warszawskiego "Baja" dekoracje oraz grupę zapaleńców, chcących - w tych trudnych czasach - dać dzieciom z najdalszych zakątków Białostocczyzny chwilę radości, pokazując im kolorowy i nieco czarodziejski świat teatru lalek. Nikt nie mógł wtedy przypuszczać, że pół wieku później miasto zostanie okrzyknięte stolicą polskiego lalkarstwa, a Białostocki Teatr Lalek stanie się marką znaną i cenioną na całym świecie...

Białostocki Teatr Lalek zawsze miał szczęście do dyrektorów. To właśnie oni, starając się zatrzymać wszystko, co najlepsze z dokonań poprzedników, i dopiero na tej podstawie budując własny, ambitny program, sprawili, że zwykle pogardzany "teatr kukiełkowy" stal się dumą i jednym z symboli miasta.

Dzięki tej pokojowej ewolucji nawet w dzisiejszym BTL-u możemy odnaleźć ślady "czasów heroicznych" spod znaku "Świerszcza". Jednym z nich jest niebywale zgrany i wszechstronny zespół aktorski, który od samego początku stanowił jego siłę. Oczywiście to nie społecznikowska pasja, brak pracowni i spartańskie warunki objazdów terenowych są dziś jego spoiwem, lecz przemyślana polityka zatrudniania kolejnych aktorów, którą ułatwiają bliskie związki z Wydziałem Sztuki Lalkarskiej.

Ta swoista symbioza teatru i szkoły (początkowo będącej przyteatralnym studium, szybko jednak włączonej w struktury warszawskiej PWST) jest kolejną charakterystyczną cechą BTL-u. Teatr zapewnił Wydziałowi większość kadry. Często umożliwia studentom odbywanie "asystentur" czy realizację przedstawień dyplomowych. Niejednokrotnie okazał się trampoliną do teatralnej kariery (było tak między innymi w przypadku Piotra Tomaszuka czy, ostatnio, Marcina Bikowskiego). W zamian otrzymał nie tylko kolejne pokolenia współtworzących go aktorów i reżyserów, lecz również możliwość obcowania z aktualnymi ideami, teatralnymi modami czy nowymi technikami gry.

Bliskość motywuje do trzymania pewnego poziomu. Białostocki Teatr Lalek jest

najczęściej odwiedzanym przez studentów WSL-u teatrem. Wywoływani tym niejako do tablicy, mistrzowie muszą w praktyce skonfrontować swe zawodowe doświadczenia z pomysłami i energią młodości. Ta nieustanna wymiana inspiracji, zasilana dodatkowo międzynarodowymi kontaktami, stała się znakiem rozpoznawczym białostockiego środowiska lalkarskiego. Każda większa lalkarska impreza (jak jubileusz czy festiwal) staje się wspólną sprawą obydwu instytucji - ich personalna unia znacznie ułatwia organizację i rozwiązywanie technicznych problemów. Ożywiona współpraca z zagranicznymi twórcami wydaje się być jednym z priorytetów programu obecnego dyrektora - Marka Waszkiela (piastującego zresztą wcześniej na Wydziale Sztuki Lalkarskiej funkcję prorektora).

Inicjatorem powstania Wydziału był w połowie lat siedemdziesiątych Krzysztof Rau, którego najdłuższa w historii BTL-u dyrekcja najwięcej zmieniła w teatralnym obrazie miasta. Rau zostawił po sobie nie tylko pierwszą w Polsce, zaprojektowaną specjalnie na potrzeby lalkowego teatru, siedzibę (jak dobry był to projekt, niech poświadczy bardzo udana, niedawno ukończona rozbudowa), lecz również dużo ważniejszą z artystycznego punktu widzenia Scenę dla Dorosłych - stałe miejsce w repertuarze dla klasycznych i współczesnych tekstów dramatycznych, które próbuje się otwierać kluczem różnorodnych technik teatralnych (ze szczególnym uwzględnieniem tych lalkarskich oczywiście). Idea eksperymentów formalnych pojawiła się w BTL-u już w czasach poprzedniczki Raua - Joanny Piekarskiej - przy czym wtedy poszukiwano nowych środków wyrazu, nie wychodząc poza ramy dramaturgii i literatury dziecięcej. To zetknięcie form dramatycznych i lalkowych okazało się twórcze do tego stopnia, że wobec częstych kryzysów białostockiego Teatru Dramatycznego rolę głównego teatru miasta z łatwością przejmował BTL.

Od inaugurującej w 1972 roku działalność Sceny dla Dorosłych "Kartoteki" Różewicza (reż. Krzysztof Rau) można było na niej zobaczyć - obok dawnych i współczesnych klasyków dramatu (Calderona, Shakespeare'a, Witkacego) - dzieła pisarzy takich jak: Schulz, Białoszewski, Gałczyński, Schaeffer, Kołakowski, Villon, Kafka, Bernhard czy Nabokov. Zwykle brano na warsztat utwory mniej znane, awangardowe, "nieteatralne", dające przez to realizatorom możliwość stworzenia zaskakującego formalnie przedstawienia. Co rzadkie w teatrach lalkowych, w repertuarze dominują spektakle dla dorosłych. W ostatnim sezonie na sześć premier cztery skierowane były do starszej widowni.

"Ze też takie rzeczy robią w kukiełkowym teatrze!" - wykrzyknął kiedyś pewien aktor z południowej Polski po obejrzeniu spektaklu z BTL-u. Niestety, w powszechnej świadomości teatr lalek to tylko kukiełki na scenie i dzieci na widowni. Białostocki Teatr Lalek jest najlepszym przykładem na to, jak nieprawdziwy jest ten stereotyp.

W tym miejscu wtrącę małą dygresję. "Teatr lalek" - to dziś bardzo niejednorodny, żywy i twórczy nurt, który z braku lepszej nazwy zwykliśmy określać tym wspólnym mianem. Bardzo trudno określić jego granice. Wyróżnia go pewna przewaga teatralnej formy nad treścią oraz cel, którym jest bardziej zachwycenie niż "oczyszczenie" widza - choć i to zdanie okaże się w przypadku wielu jego przykładów nieprawdziwe.

Na osobne miejsce w tym niedużym szkicu o BTL-u zasługuje Wojciech Szelachowski - reżyser najdłużej chyba regularnie współpracujący z teatrem. Jego wyjątkowe, autorskie spektakle (wszystko zaczęło się od "Kabaretu Dada", potem były, między innymi: "Żywa klasa", "Państwo Fajnackich" oraz seria "Krótkich kursów...") łączą w sobie elementy literackiego kabaretu, przeglądu aktorskiej piosenki, rewii i fdozoficznej przypowieści. Demaskując teatralne konwencje, niosą zawsze dawkę beztroskiego poczucia humoru oraz nutę, przyrodzonego dzieciom, pełnego zachwytu zdziwienia światem. Nie byłoby tego urzekającego teatralną poezją świata bez muzyki Krzysztofa Dziermy, którego niepodrabialny styl stał się jedną z wizytówek BTL-u.

Różnorodny i ambitny repertuar białostockiej sceny oraz odwaga poszukiwań, połączona z pielęgnowaniem tradycyjnych lalkarskich estetyk, przyniosły teatrowi uznanie w Polsce i na świecie oraz nagrody na licznych festiwalach i przeglądach. Najważniejsze zawsze były jednak dobrze skrojone spektakle dla najmłodszych. Dopasowane do ich zmieniającej się wrażliwości.

Cale pokolenia białostoczan właśnie w BTL-u odkrywały magię teatru. Chodząc

na coraz bardziej "dorosłe" przedstawienia, w końcu stawały się świadomą, wymagającą i, co najważniejsze, wierną publicznością. To ich, starających się zarazić swoje dzieci miłością do teatru, możemy dziś spotkać na wypełnionej po brzegi widowni.

Białystok to miasto dosłownie opętane przez lalki. By się o tym przekonać, wystarczy otworzyć dowolną lokalną gazetę na stronie z repertuarami. Trzy z czterech wymienionych tam scen można zaliczyć właśnie do tego nurtu (BTL, Teatr Szkolny Wydziału Sztuki Lalkarskiej oraz oddalony już nieco od swych korzeni Wierszalin).

W mieście odbywają się dwa teatralne festiwale - Międzynarodowy Festiwal Szkól Lalkarskich oraz stworzony przez młodych lalkarzy (głównie z myślą o ich rówieśnikach) "Białysztuk", prowokujący publiczność i twórców do wspólnej dyskusji nad odpowiadającymi współczesnej wrażliwości formami teatralnej wypowiedzi.

Nawet Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki okazuje się opanowany przez lalkarzy. Prócz zatrudnionych na etacie absolwentów WSL-u spotkamy tam angażowanych do wielu ról aktorów z BTL-u. "Wszyscyśmy z jednego szynela" - mógłby wykrzyknąć dyrektor Dramatycznego Piotr Dąbrowski, który między innymi brawurową inscenizacją gogolowskiego "Płaszcza", zrealizowaną z zespołem białostockich "Lalek", otworzył sobie drogę do dyrektorskiej nominacji.

Ta niespotykana nigdzie indziej dominacja pobocznego, zdaniem wielu, nurtu teatru może zastanawiać przygodnego obserwatora. W Białymstoku nie jest jednak przypadkowa. Wszystkie poszlaki wskazują, że winnym całej sytuacji jest pewien zamieszkały przy ulicy Kalinowskiego pięćdziesięciopięciolatek...

***

Konrad Szczebiot - student Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji