Artykuły

Wygrał paskudnie banalny mit Westerplatte

- Rozumiem te protesty. Każda z osób, która przeżyła wojnę, ma swoją pamięć, która nie musi zgadzać się z pamięcią twórców. Ale ja miałem swój cel: chciałem powiedzieć moją i Różewicza prawdę o wojnie, tego samego chcieli pewnie twórcy "Tajemnicy Westerplatte". Różewicz pisał swój dramat [Do piachu] 17 lat. Potem sztuka czekała siedem lat na realizację, Łomnicki wystawił ją w 1979 r., ale przedstawienie zostało zdjęte. Do mojej realizacji doszło dziesięć lat później. Ciężko w Polsce napisać i wystawić taki dramat -opowiada Kazimierz Kutz na marginesie sporów o scenariusz filmu o Westerplatte.

Roman Pawłowski: Nie podpisał pan listu twórców filmowych w obronie "Tajemnicy Westerplatte" przed ingerencjami polityków?

Kazimierz Kutz: List dotarł do mnie już po wydrukowaniu w prasie. Ponadto nie odpowiadał mi język tego pisma, trywialnie publicystyczny. Środowisko artystyczne nie powinno używać retoryki, jaką posługuje się druga strona walcząca w tej politycznej piaskownicy.

Sławomir Nowak, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, nazwał "Tajemnicę Westerplatte" filmem "godzącym w honor i godność polskiego żołnierza". Artyści uważają, że to cenzura prewencyjna.

- Chodzi o poważną sprawę. Gdyby 50 lat temu urzędnik takiego szczebla jak Sławomir Nowak zachował się w podobny sposób, nie powstałby "Kanał" Andrzeja Wajdy. Z drugiej strony reżyser i producent "Tajemnicy Westerplatte" popełnili błąd, wysyłając do premiera list z prośbą o patronat i scenariusz. To dowód braku rozsądku i nieznajomości sytuacji politycznej. W Polsce trwa zażarta walka między PiS i PO, również o pomniki. Pierwsi mają Muzeum Powstania Warszawskiego, drudzy chcą Muzeum Westerplatte. Twórcy sami się podłożyli pod nóż politycznej rozgrywki. Nie mogłem ich popierać.

Minister kultury Bogdan Zdrojewski stwierdził, że za publiczne pieniądze nie może powstać film sprzeczny z polską racją stanu. Ma rację?

- Szanuję Zdrojewskiego, ale to niepokojąca deklaracja. Minister kultury nie może wywierać wpływu na treść filmów. Czy będzie czytał scenariusze, które podsunie mu dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i mówił reżyserom: nie będę się wtrącał, ale może ty się zastanów? Jeśli tak, to ja dziękuję.

Większość filmów nakręcił pan w PRL pod cenzurą. Cenzura wraca w nowej formie?

- Władza komunistyczna oceniała gotowy produkt na komisji kolaudacyjnej. Tam się działy rzeczy brzydkie, ale pomiędzy skierowaniem filmu do produkcji a kolaudacją byliśmy wolni. Atak na film o Westerplatte stworzył precedens. Wywołał to - co jest najgroźniejsze dla środowisk twórczych - strach. To nakłanianie ludzi do autocenzury.

Pana też atakowano za podważanie wojennego mitu, gdy reżyserował pan "Do piachu" Tadeusza Różewicza dla Teatru TV w 1989 r. Kombatanci nazwali spektakl antypolskim.

- Rozumiem te protesty. Każda z osób, która przeżyła wojnę, ma swoją pamięć, która nie musi zgadzać się z pamięcią twórców. Ale ja miałem swój cel: chciałem powiedzieć moją i Różewicza prawdę o wojnie, tego samego chcieli pewnie twórcy "Tajemnicy Westerplatte". Różewicz pisał swój dramat 17 lat. Potem sztuka czekała siedem lat na realizację, Łomnicki wystawił ją w 1979 r., ale przedstawienie zostało zdjęte. Do mojej realizacji doszło dziesięć lat później. Ciężko w Polsce napisać i wystawić taki dramat.

A warto robić film o Westerplatte?

- Dramat, który się tam rozegrał, jest niezwykły. Wspaniały materiał na wielki film, który nie ma oczywiście nic wspólnego z banalnym mitem bohaterskim, jakim to miejsce się cieszy. Ale podejrzewam, że za kilka lat zamiast dobrego filmu powstanie patriotyczna czytanka zgodna z życzeniem tych wszystkich, którzy chcą, aby Westerplatte było miejscem nietykalnym. Szkoda, że w tak paskudny sposób to zostało zmarnowane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji