Artykuły

Witkacy trafił na swego

Na scenie nadkabaret. Ale i coś więcej. Teatr awangardy przed awangardą, teatr polity­czny i seksualny, jak to dziś w obiegu. Teatr poniekąd pro­roczy, a zarazem bardzo zwią­zany z okresem międzywojen­nym, okresem kryzysów i gróźb faszyzacji. Teatr z lat trzydziestych, a kontestacyjny jak w latach siedemdzie siątych.

Przeciwstawiając się roz­powszechnionemu mniemaniu, nie powtórzę, iż "Szewcy" są najlepszą sztuką Witkacego, przeciwnie, wyrwę się ze zda­niem, iż jest to sztuka w dorob­ku dramaturgicznym Witka­cego jedna ze słabszych, zbyt naszpikowana aluzyjnością zwietrzałą, drobnostkową, po części dziś nieuchwytną, a za­razem przeładowaną sporami nie zawsze istotnymi i non­szalancją, właściwą talentom lekceważonym, a mającym po­czucie własnej wartości. Jeśli do tego dodać smaczki mo­dernistyczne, których Witkacy nigdy nie umiał się wyzbyć do końca - nie zaskoczy nas młodopolski bełkot, tu i ów­dzie zagłuszający słowa bebechowate, i nie zdziwi nas na­iwność perwersji, która dzisiaj może zgorszyć chyba sodalisów. I polityczna wymowa sztuki jest trochę mętna, cho­ciaż to ona stanowi w sumie o znaczeniu "Szewców".

Lecz spójrzmy co z szews­kich robót wśród obuwniczego barachła zrobił Jerzy Jarocki.

Wypowiadałem się na tym miejscu nieraz przeciw reży­serskim "pomysłom", bimbającym sobie z myśli i słów autora sztuki i zadowalającym go bezceremonialnie własnymi konceptami. Ale są pomysły i "pomysły". Owóż Jarocki ma prawie zawsze pomysły, które służą rozwinięciu idei autora, podkreślają jego intencje i ce­chy charakterystyczne. I opra­cowując reżyserski egzemplarz "Szewców" Jarocki to i owo ujął, trochę dodał, ale wciąż poruszając się w witkacowskim świecie i strzegąc witkacowskiego widzenia świata i sceny. Nic w jego reżyserii nie jest przeciw Witkacemu, reżyser stara się co najwyżej uści­ślić, rozwinąć myśl autora. Tak więc reżyseria Jarockiego jest twórcza, a zarazem po­mocna, a nie zdradziecka wo­bec autora.

Z imponującą dozą intuicji i teatralnego zżycia się z Wit­kacym wywiódł Jarocki to, co w tekście "Szewców" może i tkwi, na pewno tkwi, ale stłamszone, częściowo prawie zduszone przez wielosłowie pi­sarza i jego dekadenckie obse­sje. "Szewcy" w teatrze Jaroc­kiego, nie przestają być "Sze­wcami" Witkacego. Jest tu miejsce na katastrofizm, któ­ry przenika dzieło Witkacego, i jest miejsce nawet na paprochy, które obficie sypią się z duetu Księżna - Prokura­tor. Diabolizm tej pary, zjełczał i zgliwiał, a raczej jeszcze gorzej... wysechł. A w przed­stawieniu jakby odzyskał świeżość i nawet sens nie tyl­ko w psychologii indywidual­nej.

Pomysły Jarockiego w "Szewcach" zasługują na stu­dium teatrologiczne. Wskażę choćby na ujęcie Hiperrobociarza jako gigantycznego ro­bota w waciaku, wygłaszają­cego pieszczotliwym dyszkan­tem groźne myśli. W widowi­sku Jarockiego rozwój kata­strofalnych wydarzeń rysuje się jasno, niemal precyzyjnie: i rola pierwszej, sanacyjnej fazy faszyzacji, i etapy krakowiaczków ci ja z polemiki z "Weselem", i dziarscy chłop­cy oraz ich przywódca Gnębon Puczymorda, Dziarskość Na­czelna, kopia krzykaczy z fa­lang "narodowo-radykalnych". Szokuje i denerwuje finał. Ba­wią dowcipne zagrania na marginesie, takie jak ubiór więzienny Księżny ze znaczą­cym numerem pseudowięźniarki.

Witkacy popadł w "Szew­cach" w manierę stylistyczną, która w czytaniu bawi, na sce­nie męczy: Jarocki tak ją ob­mył i spłukał, że została sama zabawa. Także w zakresie witkacowskich aluzji, Jarocki wytrząsnął z brogu plewy i spleśniałe ziarna, zostawiając tylko zdrowe. W sumie jest to przedstawienie wzorowe, a mimochodem jeszcze pokazujące jak bardzo "Wesele" rzu­towało na "Szewców".

Mamy więc przykład jak posługiwać się partyturą i co można zdziałać na kanwie. Ale do tego trzeba również poczucia umiaru, o który tak trudno wielu utalentowanym reżyserom.

Aktorzy grają wybornie. Zwła­szcza trzej Szewcy: Juliusz Grabowski jako Sajetan Tempe, Je­rzy Trela jako Jędrzej Sowopućko i Jerzy Bińczycki jako Cze­ladnik II, szewc anonimowy. Hiperrobociarza czyli Oleandra Puzyrkiewicza gra Jerzy Nowak. Wszyscy są "zagwazdrani" i "gwajdują", ale w miarę - tak jak chciał Witkacy

"Inteligencką trajdochę" pre­zentują Marek Walczewski i Ewa Lassek. Walczewski jako proku­rator Robert Scurvy, prezes "Taj­nego Związku cofaczy kultury", jest przede wszystkim błaznem, mięczakiem, erotomanem i strasz­liwym gadułą. Jarocki trafnie podkreślił sadomasochistyczne związki Księżny z Prokuratorem, niewiele zresztą tonując wymyś­lania Prokuratora w rodzaju: "ścierwa jej sturbiasta wlań" i odpowiedzi Księżnej w rodzaju "chełbia wasza wlań świecąca". Tak sobie rozmawiają przez czas dłuższy, póki Księżna nie powia­da rozsądnie: "Boże, jak on ględzi". Co do samej ksieżny Iriny Wsiewołodowny Podberezkiej-Zbereźnickiej z domu Tornado Bajbel Burg - wcielała ona witkacowską kobietę perwersyjną w czystej formie. O wymiarze jej perwersji nich świadczy jej ubiór, który Witkacy parokrotnie opisu­je: "bose stopy, nogi gołe do ko­lan, dekolt po pępek", to są szczyty wyuzdania w ubiorze po­dług Witkacego.

"Wy chlipalcy, wy purwyłokcie, wy kurdypielki zafądziane" wyklinają ludzie "Szewców". W kraju panuje "fazdrygulstwo i gnypalstwo". Mało brakuje, a mogli­byśmy usłyszeć o chocholizmie. Na szczęście, powiada Puczy­morda: "to zaraza czysta z tym Wyspiańskim". To zaraza czysta z tym Witkacym. Da­wajcie jednak więcej takich zaraz, jak z tygla Jarockiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji