Jak tańczyć "Tango"?
Znowu oglądaliśmy w czasie festiwalu słynną już sztukę Mrożka, tym razem w wykonaniu Teatru Starego z Krakowa. Jest to piąta inscenizacja "Tanga", którą miałem okazją tu widzieć. Wspominam o tym nieprzypadkowo. Im dłużej przyglądam się materii tego utworu, tym wyraźniej odczuwam, że wprawdzie "Tango" jako całość to sztuka świetnie pomyślana i zmontowana, ale niejeden z elementów tej błyskotliwej konstrukcji okazuje się przy bliższej obserwacji dość sporny. Docenijmy w pełni niezaprzeczalną wartość i sukces "Tanga", ale przyznajmy przy tym, że warstwa pastiszu jest w tekście Mrożka chwilami zbyt widoczna, że jego niektóre parodystyczne pomysły bywają nieco efekciarskie i łatwe.
Spieszę z wyjaśnieniem, że bynajmniej nie składam tych wszystkich wątpliwości na karb krakowskiej inscenizacji Jarockiego, która w moim odczuciu stanowi osiągnięcie nieprzeciętnej rangi. Osiągnięcie, z którym w ogóle nie wytrzymuje porównania gdańskie przedstawienie "Tanga". Niemniej warto tu odnotować pewne wnioski, wynikające z negatywnego doświadczenia teatru "Wybrzeże". Paradowski przegrał swą stawkę z wielu powodów, w niemałym stopniu również aktorskich. Nieporozumienie tkwiło jednak już w samej koncepcji inscenizacji. Dwóch pierwszych aktów "Tanga" nie można grać w sposób bezlitośnie poważny, uparcie monotonny, wręcz "drętwy", gubiąc pointy, zamazując tekstowy i sytuacyjny dowcip, tylko po to, aby uzyskać atut w istocie pozorny - łatwe, pozbawione efektu zaskoczenia przejście do trzeciego aktu.
To oczywiście prawda, że Mrożek stopniowo ogranicza w swej sztuce sferę groteski, że wzbogaca ją w końcu o akcenty głęboko dramatyczne. Rzecz jednak w tym, aby nie wykładać od razu kart na stół i rozegrać dwa pierwsze akty właśnie w stylu właściwym dla Mrożka, a więc w sposób czysty, dowcipny, a nie przeszarżowany, zachowując poczucie humoru i pewną wrażliwość na smak intelektualnej zabawy, nie przeakcentowując, ale i nie zacierając konturu komediowych działań scenicznych. Precyzyjnie logicznej groteski Mrożka nie trzeba podpierać sztucznie - wytworzy się w naturalny sposób, ze zderzenia zawartości tekstu z charakterem sytuacji. Kiedy Stomil czy Artur wygłaszają długie spekulatywne tyrady w momentach prowokujących do absolutnie odwrotnych reakcji nie muszą dodatkowo ujawniać bezpośredniej intencji parodystycznej. Sama sytuacja kompromituje ich wystarczająco.
Reżyser krakowskiego przedstawienia "Tanga" Jerzy Jarocki bardzo trafnie i samodzielnie odczytał wielowarstwowy tekst Mrożka. Zwłaszcza arcytrudną zmianę tonacji w trzecim akcie przeprowadził niezwykle sugestywnie. Cały spektakl jest przemyślany w kompozycji, efektowny w rozwiązaniu wielu scen, płynny i intensywny w rytmie. Jarocki starał się środkami teatralnymi maksymalnie wydobyć historyzm sztuki Mrożka. Dlatego tak wyraźnie dbał o socjologiczną znamienność poszczególnych postaci. Przy całym indywidualnym psychologicznym rysunku pozostają one w tej inscenizacji symbolami określonych pokoleniowo i środowiskowo postaw.
Jeśli coś można przedstawieniu zarzucić to pewną niejednolitość stylu aktorstwa. Oto na przykład Mirosława Dubrawska - Eleonora posługuje się konwencją ostrej, a nawet nieco przerysowanej groteski. Za to Kazimierz Fabisiak gra Stomila właściwie w stylu realistycznym. Z umiarem prowadzi rolę Eugenii Celina Niedźwiecka. Natomiast aktorstwo bardzo ekspansywne, rozrzutne w środkach demonstruje Tadeusz Wesołowski jako Wuj Eugeniusz, notabene stwarzając postać bodaj najpełniejszą, niezmiernie zabawną i wystudiowaną w każdym detalu. W tym wypadku zresztą elementy pewnej rodzajowości świetnie służyły ogólnej konstrukcji roli. Za osiągnięcie uważam również propozycję Jana Nowickiego. Kreował on Artura z dużym autentyzmem i dynamiką, trafnie rozszyfrowując model postaci. W pierwszym i drugim akcie był właściwie jedyną, normalną osobą w zwariowanym świecie Stomilów, człowiekiem po prostu buntującym się z coraz większą determinacją. Trzeci akt zagrał świadomie ostrzej, wydawał mi się jednak zbyt natarczywy w ekspresji. Zarówno Ewa Kamas - Ala, jak i Jerzy Bińczycki - Edek konsekwentnie budowali swoje role. Scenografia Lidii Minticz i Jerzego Skarżyńskiego ciekawie i ze smakiem komponowała antykwaryczny salon Stomilów. Warto na koniec odnotować, że to bardzo krakowskie "Tango" zdobyło i zafrasowało festiwalową publiczność.