"Dziady" w Narodowym
Żaden nasz dramat (nawet "Wesele" St. Wyspiańskiego) nie wywołuje tylu sporów i kontrowersji, tylu dyskusji i polemik, co "Dziady" Adama Mickiewicza. Każda, nowa premiera arcydramatu, w którym poeta tak sugestywnie i niepowtarzalnie utrwala ludowe obrzędy i "przypomina nam ojców dzieje" jest nowym powodem do sporów i polemik o treści ideowe utworu i formę teatralną, która najlepiej służyłaby, zdaniem spierających się i polemizujących, przekazaniu ich (treści ideowych) ogółowi społeczeństwa. Myślę, że podobne "kłótnie i swary" wzbudzą ,,Dziady" w Teatrze Narodowym, których premiera odbyła się 25 listopada 1967 roku. Myślę, że wzbudzą, bo już tu i ówdzie dają się słyszeć głosy o pokonaniu Dejmka przez Mickiewicza oraz głosy obwołujące inscenizację Dejmka najwybitniejszą inscenizacją ostatniego dwudziestolecia. Zresztą byłoby dziwne,- gdyby rzecz miała się inaczej, bowiem "Dziady" w Narodowym są znakomitym przedstawienam (układ tekstu, reżyseria - Kazimierz Dejmek, scenografia - Andrzej Stopka) i jako takie muszą wywołać szereg kontrowersji i uwag. Przejdą zapewne do historii teatru, tak jak do historii teatru przeszły niektóre inscenizacje Leona Schillera czy Wilama Horzycy.
Po raz pierwszy oglądałem "Dziady" w roku 1955 na scenie warszawskiego Teatru Polskiego w inscenizacji Aleksandra Bardiniego. Inscenizacja ta była w większym stopniu wydarzeniem "odwilżowym" w ówczesnej polityce kulturalnej, niż teatralnym. Owszem, były w niej dwa mocne punkty, mianowicie: Gustaw-Konrad (rola dublowana) w interpretacji Ignacego Gogolewskiego i Stanisława Jasiukiewicza. Po "Dziadach" Bardiniego mieliśmy "Dziady" Skuszanki (dwukrotnie), "Dziady" Dąbrowskiego (Kraków Teatr im. J. Słowackiego) i Morycińskiego (Toruń). Były "Dziady" w Katowicach (reż. J. Kreczmar, scen. P. Potworowski), w Opolu (Teatr 13 rzędów), w Łodzi, w Szczecinie, w Białymstoku, w Bielsku-Białej, w Sosnowcu i w Olsztynie. Chyba łatwiej byłoby mi wymienić te teatry, w których "Dziadów" w w ostatnim 12-leciu z takich czy innych powodów nie wystawiano. Np. kierownictwo artystyczne Teatru "Wybrzeże" myślało o wystawieniu "Dziadów" przez bodaj dwa sezony, aliści wszystko skończyło się na myśleniu. Podobno zabrakło w zespole odpowiedniego kandydata do roli Gustawa-Konrada. Jeśli to prawda, to raczej dobrze się stało, że nie oglądaliśmy w Gdańsku "Dziadów", albowiem nie ma "Dziadów" bez dobrego Gustawa-Konrada.
"Dziady" Dejmka i Stopki są monumentalne i klarowne. Mają dobre tempo i prawie w zupełności oczyszczone są z mistyki. Są widowiskowe, (zwłaszcza w części I i II - całość składa się z III części) i prawdziwie ludowe. Ludowość tego przedstawienia jest zasługą przede wszystkim Stopki i jego doskonałej scenografii, poczętej z ducha wiejskiej szopki. Monumentalizm, klarowność i tempo nadał im Dejmek poprzez odpowiedne skreślenia w tekście, poprzez wprowadzenie chórów, poprzez ogrania i wygranie wszystkich elementów scenografii, wreszcie - poprzez absolutnie trafne, w moim głębokim przekonaniu, obsadzenie następujących ról: Guślarza (Kazimierz Opaliński), Gustaw-Konrad (Gustaw Holoubek), Senator (Zdzisław Mrożewski).
Opaliński jest wspaniałym Guślarzem. Wspaniałym w tonie i w posturze. Ostatnią kwestię ("Czas przypomnieć ojców dzieje") wypowiada tak prawdziwie i naturalnie, a zarazem z taką siłą ekspresji w głosie, że na moment zapomina człowiek, iż siedzi w teatralnym fotelu. Zdawało mi się, że jestem na scenie, że jestem jednym z tych, którzy potajemnie przyszli do kaplicy na obrzęd Dziadów. Lecz jeszcze wspanialszy, jeszcze bardziej porywający i wciągający w to, co dzieje się na scenie jest Gustaw Holoubek. Wielka Improwizacja w jego wykonaniu nie ma w sobie nic z tajemnicy, którą nazwałbym tajemnicą mistyczno-bełkotliwą. Jak Holoubek, mogą wadzić się z Bogiem tylko ludzie o jasnych i lotnych umysłach, umiejący precyzyjnie ubierać swoje myśli w słowa. Holoubek mówi zwyczajnie, bez tej natrętnej romantycznej maniery, polegającej głównie na patetycznym a mało sensownym "wyrzucaniu" słów. Nie patrzy też w widownię "szklistym a obłędnym wzrokiem", nie robi z siebie "niebiańskiego chucherka", które w gorączce coś tam bredzi o Bogu, władaniu milionami dusz, sprawiedliwości i tajemniczej liczbie 44. Wreszcie Senator w interpretacji Zdzisława Mrożewskiego - jest postacią przerażającą i przypominającą dobrze znane narodowi polskiemu postacie z najnowszej historii. Podobnie tępi, sadystyczni i przebiegli byli hitlerowscy urzędnicy, oddelegowani do tępienia i zabijania polskości w Polakach. Z tym, że im nie wystarczały już tylko na wiezienia klasztorne cele. Oni w technice zabijania poszli daleko naprzód. Zbudowali obozy śmierci, a w nich komory gazowe i krematoryjne piece. To były i znacznie lepsze i skuteczniejsze "argumenty", niż baty Botwinki.
Senator Zdzisława Mrożewskiego - sadystyczny wysłannik Petersburga - jest trzecią wielką i niezapomnianą kreacją Dejmkowskłch "Dziadów". Oprócz aktorskich kreacji (wymieniłem tylko trzy, lecz bez przesady mógłbym wymienić jeszcze Doktora - Ignacy Machowski, Pelikana - Jan Kobuszewski, Adolfa - Stanisław Zaczyk i Justyna Pola - Igor Śmiałowski) jest w tym przedstawieniu dużo dobrych, bardzo dobrych czy wręcz zaskakujących świeżością i oryginalnością pomysłów inscenizacyjnych, pochodzących od reżysera. Wymienię choćby jeden. Duchy i zjawy zwoływane przez Guślarza na obrzęd Dziadów są "odgrywane" przez żywych uczestników obrzędu. Ot, wychodzi Kazimierz Wichniarz z tłumu na proscenium, w ręce trzyma coś, co kształtem przypomina strach na wróble stawiany wiosną i latem w ogrodach. Tyle, że zamiast kapelusza koniec kija wieńczy trupia czaszka. Trzymając kij-kukłę w ręce, pochylając go do przodu, w bok i podnosząc w górę mówi tekst Widma. Pomysł genialny i prosty. Udało mi się go zobaczyć po raz pierwszy. I odtąd nie wyobrażam sobie, aby duchy i zjawy w "Dziadach", można było przedstawiać lepiej, z większą logiką ludowego obrzędu.
Innym, rówinie prostym i bardzo dobrym pomysłem wywodzącym się także z tradycji ludowej, jest "ustawienie" diabłów. Ale tego nie będę już opowiadał, zresztą trudno opowiadać o diabłach, równie trudno jak o czarodziejskich pomysłach inscenizacyjnych Dejmka i Stopki.