Artykuły

Dziesiątka kulturalna, która potrząsnęła Pomorzem

Co nam zostało z tych lat? Z minionego kulturalnego roku na Pomorzu? - dziennikarze Polski Dziennika Bałtyckiego typują najciekawsze wydarzenia.

Krajowa premiera filmu Volkera Schlöndorffa "Strajk" w gdańskim kinie Neptun poróżniła najważniejszych uczestników historycznych wydarzeń Sierpnia '81. Kością niezgody stał się przede wszystkim scenariusz filmu. Anna Walentynowicz po dwukrotnym obejrzeniu "Strajku" uznała film za fałszywy i obraźliwy, zarówno dla niej, jak i dla jej rodziny.

W przeddzień uroczystej premiery "Strajku" stacja TVN zaprosiła do gdańskiego Multikina na projekcję Bogdana Borusewicza, Andrzeja Gwiazdę, Bogdana Lisa oraz Jerzego Borowczaka, którzy w tym składzie po upływie ćwierci wieku zasiedli po raz pierwszy. Ich dyskusja dawnych kontrowersji nie rozproszyła. W debacie publicznej, która odbyła się pod patronatem redakcji "Dziennika Bałtyckiego" w gdańskim kinie Kameralne, pojawiły się głosy w obronie prawa twórcy filmu fabularnego do własnej wizji przedstawianych wydarzeń i sylwetek bohaterów. Głos w debacie zabrali m.in.: Bożena Grzywaczewska, Maciej Grzywaczewski, Jerzy Borowczak, Barbara Madajczyk-Krasowska.

Trójmiasto staje się komiksowym zagłębiem. Nie tylko dlatego, że mieszka w Sopocie Janusz Christa i wciąż ukazują się wznowienia przygód Kajtka i Koko, ale dlatego, że mamy młodych oryginalnych twórców. Mateusz Skutnik (ten od "Rewolucji") wspólnie z Karolem Konwerskim stworzyli komiks "Pan Blaki" inspirowany książką Leszka Kołakowskiego. To filozofia w pigułce, podana w formie przemawiającej do młodego odbiorcy. "Blaki" spotkał się z gorącym przyjęciem czytelników. Jest też Jakub Rebelka ze Starogardu Gdańskiego - uważany za jednego z najlepszych polskich rysowników, wydał w "Kulturze Gniewu" komiks "Ester i Klemens" (Trzy głowy profesora Muri). Jest Krzysztof Wyrzykowski - w 2004 narysował album "Westerplatte: Załoga śmierci". Równie utalentowany wydaje się jego młodszy brat Janusz. Marek Lachowicz z Gdyni specjalizuje się w przedstawianiu historii wypełnionych absurdalnym humorem. W tym roku ukazał się "Człowiek parówka" (2 tom). Mamy też znakomitego scenarzystę Jerzego Szyłaka - pisze dla rysowników w całej Polsce.

"Dziadek w Wehrmachcie". Ta książka powstała na odbitej fali; fali odbitej od półprawdy. Taką była informacja rozkolportowana jesienią 2005, że kandydat na prezydenta Donald Tusk ma w swoim rodowodzie skrywaną skazę. Jego dziadek Józef mianowicie służył w Wehrmachcie. "Zgrzyt żelaza po szkle" - pisze Barbara Szczepuła. Skutkiem tego zgrzytu dzisiejszy nasz prezydent nazywa się inaczej.

Gdy fala emocji politycznych opadła, Szczepuła postanowiła sprawdzić, co znaczy mieć dziadka w Wehrmachcie. Już pierwsza publikacja w "Dzienniku Bałtyckim" spowodowała kolejne fale: otworzyli się ludzie, bo otworzyły się rany ich, ich rodziców lub dziadów. Zechcieli wreszcie powiedzieć, jak to "ochoczo" wstępowali w szeregi wojsk okupanta, jak przy najbliższej okazji dezerterowali lub poddawali się aliantom. Jak dziadek Józef Tusk, lutnik, robotnik przymusowy, więzień obozów koncentracyjnych, w końcu przymusowy żołnierz Wehrmachtu - niepełne cztery miesiące albo jeszcze mniej.

Książka otrzymała nagrodę specjalną Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

W pomorskiej muzyce rozrywkowej sporo się działo nie tylko w wymiarze koncertowym - kończący się rok był wyjątkowo bogaty w płyty naszych wykonawców. Interesujących albumów ukazało się kilkadziesiąt, najwięcej jazzowych, choć było także kilka znaczących premier rockowych i elektronicznych. Prężnie działają dwie firmy, w których zaangażowani są muzycy z pokolenia yassowego - Kilogram Mikołaja Trzaski i Biodro Tymona Tymańskiego. Obaj wydali swoje najnowsze dokonania, w przypadku Tymona była to dobrze przyjęta płyta z The Transistors. Interesujące krążki doszły do dyskografii Kobiet i Lipali, z bardziej eksperymentalnych brzmień można wymienić Karol Schwarz All Stars. W jazzie zwrócili na siebie uwagę m.in. Leszek Możdżer, zespół Pink Freud, Olo Walicki, Tomek Sowiński, Irek Wojtczak, Maciek Grzywacz, Piotr Lemańczyk. Na specjalną uwagę zasługuje "Melisa" Przemka Dyakowskiego, oficjalny debiut jazzowego weterana.

Gewandhausorchester, Gwendolyn Bradley, The Kings Singers - warto było w tym roku nadkładać drogi, żeby dotrzeć do sali filharmonii na Ołowiankę. Ale może tak po prostu powinno być? Takie miasto jak Gdańsk powinno stać też filharmonią z prawdziwego zdarzenia. Już tak łatwo nie ochajmy i achajmy, że ktoś kiedyś śpiewał wcześniej w Metropolitan Opera.

Za to Sopot w tym roku zaskoczył drogowców. A to dzięki cyklowi koncertów na dwudziestopięciolecie Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot. Na koncert Ivo Pogorelicha do Opery Leśnej pielgrzymował taki sam tłum, jak na festiwal piosenki. Prawda, że fortepian był przepuszczany przez mikrofony i kolumny, prawda, że Pogorelich zagrał koncert Rachmaninowa tak, że niektórzy gotowi go byli ukamienować, ale - było to wydarzenie. Tak jak i występy Nakariakova, Geringasa, Oppitza, Krenza i Pendereckiego.

Sopot, miasto artystów (?), samo niemal niczego dziś nie tworzy. Ale ma taką orkiestrę jak Polska Filharmonia Kameralna Sopot Wojciecha Rajskiego.

"Lekcja muzyki" Andrzeja Mańkowskiego oczarowała Włochów i mieszkańców księstwa Monako. Film zdobył Grand Prix w kategorii "dokument artystyczny" w Weronie - najstarszym i najważniejszym Międzynarodowym Festiwalu Produkcji Telewizyjnej Prix Italia. To pierwsza od ponad dwudziestu lat nagroda dla Polaków na tej prestiżowej imprezie. Film zdobył również Srebrny Medal na 47. Międzynarodowym Festiwalu Programów Telewizyjnych w Monte Carlo. Andrzej Mańkowski mieszka w Gdyni. Ma 33 lata. Zajmuje się muzyką, teatrem i filmem. Ukończył Akademię Muzyczną w Gdańsku oraz Podyplomowe Studium Scenariuszowe w Łodzi. Gra na wiolonczeli i gitarze, komponuje.

"Lekcja muzyki" to obrazy z prywatnego życia, pracy pedagogicznej oraz działalności artystycznej znakomitego pianisty Tomasza Stroynowskiego z Nowej Wsi Kościerskiej. Jak podkreślają recenzenci, Mańkowskiemu udało się uchwycić optymizm pianisty, nieopuszczający go tak w chwilach sukcesów, jak i porażek, a przede wszystkim uniwersalny język muzyki, która jednoczy ludzi.

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz oraz jego urzędnicy rzucili w 2006 roku hasło przyspieszenia w sprawie Europejskiego Centrum Solidarności. Efekt był widoczny. Najpierw mecenas Jacek Taylor przejął w tej sztafecie pałeczkę od poprzedniego pełnomocnika Sławomira Czarlewskiego i sprawnie dobiegł do mety w biegu z przeszkodami, jakim było formalne powołanie do życia ECS jako instytucji kultury, współfinansowanej przez samorząd, rząd i środki europejskie. Potem pałeczkę przejął od niego ojciec Maciej Zięba, mianowany dyrektorem ECS. Kompletowany przez niego zespół pracowników maczał już palce w przygotowywaniu pierwszej kulturalnej imprezy - multimedialnym festiwalu "All about freedom". Jeszcze nie w siedzibie ECS, bo jej nie ma i długo nie będzie. W grudniu 2007 mogliśmy już zobaczyć, jak będzie ona wyglądała. Konkurs architektoniczny na siedzibę ECS wygrała gdańska pracownia Fort. ECS w zaprojektowanym przez nią kształcie ma zostać wybudowane do 2010 roku, okrągłej 30. rocznicy strajków w Sierpniu.

Przez kilkanaście lat utyskiwano, że Gdańsk nie potrafił wykorzystać swojej dziejowej szansy, jaką była Solidarność. Europejskie Centrum Solidarności ma temu zaradzić. Trochę późno, ale lepiej, że nie wcale. Jego program powinien w 2008 roku przejść przez porządną publiczną debatę gdańszczan. Dzięki temu, co stało się w roku 2007, jest już o czym rozmawiać.

Gdynia ma głośny w Polsce Festiwal Sztuk Współczesnych R@Port. Tegoroczny był udany. Miasto przez kilka dni stało się teatralną stolicą. To tu przyjechały najsłynniejsze spektakle współczesnej dramaturgii ostatnich kilku sezonów. To tu ulicami przechadzały się gwiazdy filmowe i teatralne. To tu w końcu zjechały sławy świata nauki, by oddać honory Różewiczowi.

Przyszłoroczna edycja przewiduje konkurs dramaturgiczny, w którym główna nagroda to 50 tys. złotych.

Można więc spodziewać się lawiny debiutów i tekstów młodych twórców przekonanych o swym talencie.

Okrzepły już Nagrody Literackie Gdynia. W tym roku otrzymali je Wiesław Myśliwski (proza), Wojciech Bonowicz (poezja) i Krzysztof Środa (esej). O tych nagrodach już mówi się w całym kraju, co oznacza wartościową promocję miasta.

Gdynia ma także produkt na skalę europejską - letni Heineken Open'er, trzydniowy festiwal na kilkadziesiąt tysięcy słuchaczy z największymi gwiazdami rocka, muzyki elektronicznej i hip-hopu. Renomę zdobywa także interdyscyplinarna Globaltica skupiona na wymianie kulturalnej.

Do obrazu trzeba także dopisać świetne kluby muzyczne z Uchem i Pokładem na czele, które w Trójmieście nie mają konkurencji.

Byłoby to niemożliwe bez przemyślanej polityki kulturalnej prowadzonej konsekwentnie przez samorząd.

Pod koniec roku rozpętała się burza. Czy słynna akwarela-gwasz "Rybak z siecią" Leona Wyczółkowskiego - nabytek Muzeum Narodowego w Gdańsku - to fałszywka? Tak sugerowały (w "Gazecie Wyborczej") panie z Muzeum Narodowego w Bydgoszczy i Jacek Kucharski z Sopockiego Domu Aukcyjnego!

Gdański "Rybak" pojawił się na rynku antykwarycznym trzy lata temu. Nie znalazł nabywcy. Dlaczego? Czy cena była za wysoka, a może już wtedy jego autentyczność i artyzm budziły wątpliwości - pytano. W muzeum zapewniono, że ekspertyza była wiarygodna, a profesor Jerzy Malinowski potwierdza autentyczność dzieła. Jednak aby rozwiać niepokoje, w Toruniu są robione ekspertyzy. Specjalistyczne analizy chemiczne papieru i farb mają potwierdzić autentyczność "Rybaka z siecią". Wątpiący czekają. Podróbki zdarzają się. Niedawno w jednym z domów aukcyjnych policjanci zabezpieczyli obraz Jana Cybisa "Martwa natura z dzbankiem kwiatów" - jest to bowiem zręczny falsyfikat.

Plagiatem została też obwołana nagrodzona Bursztynowym Słowikiem w Sopocie piosenka "A gdy jest już ciemno" zespołu Feel. Niektórym specjalistom wydała się łudząco podobna do starego przeboju Carly Simon "Coming Around Again". W świetle prawa te wątpliwości zostały rozstrzygnięte na korzyść Polaków, ale rzeczywiście podobieństwo jest duże...

Trzydniowe urodziny Grassa były najbardziej widowiskową gdańską imprezą mijającego roku. Czy najbardziej udaną? No nie wiem... Oficyna Polnord Wydawnictwo Oskar postarała się np. o wydanie na te dni "Przy obieraniu cebuli", autobiografii Grassa, która w 2006 roku wywołała taką publicystyczną i polityczną burzę i w Niemczech, i w Gdańsku. W rok później jej polski przekład przeszedł w Gdańsku bez echa. A byłoby przecież o czym rozmawiać... Zamiast dyskusji były jednak laudacje, oracje, pochwały i podziękowania. Widać było, że proza Grassa jakby zastygła w hołdowniczej postawie gdańszczan.

Premiera "Blaszanego bębenka" [na zdjęciu] w teatrze Wybrzeże była, obok multimedialnego koncertu w kościele św. Jana, chwalebnym wyjątkiem od tej reguły. Dyskusyjne czasem może, ale ostre, żywe i współczesne odczytanie "kultowej" dziś powieści Grassa przez parę inscenizatorów, reżysera Adama Nalepę i twórcę dramaturgii Jakuba Roszkowskiego. Nie dziwi dziś, że bilety na gdański "Bębenek" wyprzedane są do końca sezonu.

Ta inscenizacja ważna jest też dla samego teatru i jego dyrektora Adama Orzechowskiego. Pierwszy tak dojrzały jego produkt stworzył w ostatnich burzliwych dziejach tej sceny wyraźną cezurę. Adam Orzechowski w 2006 roku definitywnie przestał być nie-Maciejem Nowakiem. Robi własny teatr, dziwna rzecz - ciekawszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji