Artykuły

Doda & Tusk

Stosunek PiS-u do kobiet jest znamienny i mógłby być ciekawym materiałem dla niejednej dysertacji naukowej. Grażyna Szołtysik była pierwszą ofiarą medialnych procederów podwładnych pana Ziobry. Poznałem panią Grażynę 10 lat temu, bo była organizatorką Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje", którym zajmuję się od lat. Znam też rozmiar krzywdy, jakiej doznała. Dziś prokuratura wycofuje się z wszystkich zarzutów (a było ich 1600), oddano jej kaucję, zarekwirowane mieszkanie i odwieszono emeryturę. Ale kto przywróci jej zniszczone morale? Kto przywróci jej dobre imię? - pyta Kazimierz Kutz w swoim stałym felietonie w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Oto mieliśmy diabła w TVN pod postacią pani Doroty Rabczewskiej - śpiewającej seksbomby Dody - która wstrząsnęła politykami PiS-u, jakby do studia na Augustówce przyplątało się ścierwo kojota. Stało się to wydarzeniem polityczno-obyczajowym! Rzecz miała miejsce w popularnym programie "Teraz My", do którego zaproszono na przepytywankę Donalda Tuska.

Na zakończenie spotkania TVN sprawił Tuskowi niespodziankę w postaci żywej Dody. Był to niezły żart, trochę sztubacki, ale rzecz nabrała znaczenia zgoła politycznego, bo zamiast spowiednika - do czego przywykliśmy przez ostatnie lata - zaproszono kształtną diwę. Był to także prezent dla Tuska, który miał sprawdzić jego orientację seksualną.

Doda ma w sobie potężną dawkę seksu postmodernistycznego, który panów na jako takim chodzie przyprawia o optyczną pląsawicę i utratę tożsamości geograficznej. Z nią jest podobnie jak - swego czasu - z Kaliną Jędrusik, choć dziś Kalina przy Dodzie byłaby przedstawicielką seksu przedszkolanek.

Ale Tusk nie dał się zwieść i egzamin zdał pomyślnie. Zdębiał, oczywiście - jak my oglądający - ale zachował się należycie: pocałował Dodę w miejsce neutralne i dość odważnie przycisnął ją do siebie. Wielu by tak chciało.

No i z zawiści odezwały się natychmiast (PiS-owskie!) łasuchy seksualne w całej gamie pruderyjnego bełkotu. Właściwie domagano się od Tuska złożenia urzędu. A najbardziej szumiał poseł Brudziński, chłop na schwał, byk, można powiedzieć, który ział takim obrzydzeniem do Dody, jakby była jakimś Himmlerem. Siekał Tuska na tatara i nieomal domagał się powtórzenia wyborów. Ale on jest w trudnej sytuacji partyjnej, więc korzystał z okazji, by złagodzić swoje grzeszki wobec pryncypała. Jego postawa nie była rycerska, ale pan Brudziński jest posłem z miasta portowego, może sam był kiedyś marynarzem, a marynarze mają stosunek do kobiet dość specyficzny.

Ale stosunek PiS-u do kobiet jest znamienny i mógłby być ciekawym materiałem dla niejednej dysertacji naukowej. Wystarczy zastanowić się nad nieszczęściami trzech kobiet, które wplątano w sieci służb antykorupcyjnych pana Kamińskiego i doszczętnie zhańbiono. Mam na myśli panie: Grażynę Szołtysik, Barbarę Blidę i Beatę Sawicką.

Grażyna Szołtysik była pierwszą ofiarą medialnych procederów podwładnych pana Ziobry. Dziś można już powiedzieć - rodzajem "treningu" do śmierci Barbary Blidy. Grażyna Szołtysik przez lata całe dyrektorowała znakomicie Estradzie Śląskiej, potem była wiceprezydentem Katowic, a na końcu radną miejską. Była wzorowym urzędnikiem, prawym człowiekiem i wymagającym zwierzchnikiem. Mało kto zrobił dla swojego miasta tyle co ona.

Poznałem panią Grażynę 10 lat temu, bo była organizatorką Festiwalu Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje", którym zajmuję się od lat. Znam też rozmiar krzywdy, jakiej doznała. Dziś prokuratura wycofuje się z wszystkich zarzutów (a było ich 1600), oddano jej kaucję, zarekwirowane mieszkanie i odwieszono emeryturę.

Ale kto przywróci jej zniszczone morale? Kto przywróci jej dobre imię? Padła ofiarą donosu byłej podwładnej, na której prawdopodobnie wymuszono takie "dzieło". Rzecz ma wyraźny kontekst polityczny i wiąże się z wyborami samorządowymi na prezydenturę miasta. Jej aresztowanie było pierwszym pokazowym spektaklem telewizyjnym w guście ministra Ziobry na całą Polskę.

Barbara Blida musiała widzieć tę publiczną "egzekucję" swojej koleżanki, bo znały się dobrze. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że będzie drugą w kolejce na "szafot ziobrowej sprawiedliwości". Ale była posłanką i ministrem z postkomunistycznej lewicy i to wystarczyło, by zarzucić na nią sieć. Wszak szło ku wyborom. Dziś nadal otwarte jest pytanie o przyczyny jej desperacji. Czy aby - między innymi - nie chciała przeżyć pohańbienia Grażyny Szołtysik i w buntowniczym odruchu targnęła się na swoje życie?

Trzecią ofiarą stała się Beata Sawicka. Prowokacyjne zakusy tajnych służb wokół jej osoby trwały rok i wszystko było tak ułożone, by skompromitować Platformę Obywatelską i zdecydować o zwycięstwie PiS-u w wyborach parlamentarnych. Wszak pani Sawicka była posłanką Platformy. Wszyscy pamiętamy scenę, kiedy stała na szczycie sejmowych schodów i błagała szefa urzędu antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego, aby nie linczował jej publicznie.

Traktowanie kobiet jak królików doświadczalnych, jako przejaw chęci utrzymania się przy władzy za wszelką cenę, jest najpaskudniejszym grzechem, jakim po sobie zostawiła ekipa Jarosława Kaczyńskiego.

Dlatego dziś - po wizycie Dody w TVN-ie - możemy odetchnąć z ulgą - pocałunek Tuska nie był "pocałunkiem śmierci".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji