Artykuły

Białystok. Miasto chce oddać fabrykę artystom

Zamiast mieszkań - spektakle teatrów niezależnych, pokazy filmów, artystyczne prezentacje. Oto przyszłość opuszczonej fabryki Chany Marejn i Wolfa Zilberblatta przy ul. Częstochowskiej 14/2. Miasto nie będzie jej sprzedawać, chce oddać kulturze.

To dobra wiadomość. Po likwidacji nielegalnego squatu, który działał tam przez kilka lat - XIX-wieczny budynek stał pusty i niszczał. Właściwie wiadomo było, co go czeka: albo wykup przez dewelopera, który przerobiłby go na mieszkaniówkę (co zazwyczaj zmienia charakter zabudowy); albo powolne obracanie się w ruinę, bo zabytku, ot tak sobie, rozebrać nie można.

Magistrat jednak poszedł po rozum do głowy i ma pomysł: budynek oddać na działania kulturalne. A konkretnie - białostockim teatrom niezależnym (m.in. Kompanii Doomsday i Akcji Dzrt, skupionym w Stowarzyszeniu Promocji Artystycznej), które od dwóch lat borykają się z brakiem lokalu. Nie mają gdzie ćwiczyć, ani trzymać scenografii. Zamiast się skupić na robieniu spektakli (a talenty i wyobraźnię mają olbrzymią, co doceniają jurorzy festiwali - ostatnio wygrali Konkurs Nowe Sytuacje na poznańskiej Malcie) - niepotrzebnie tracą energię na szukanie miejsc, w których mogliby zagrać.

Finał najpewniej za dwa lata

W szukanie lokalu zaangażował się wiceprezydent Tadeusz Arłukowicz. On też jest autorem pomysłu, by użyczyć teatrom opuszczoną fabrykę. Wcześniej analizował różne możliwości (w grę wchodził m.in. budynek na rogu Sienkiewicza i Ogrodowej czy część budynku dawnego zakonu "braciszków" przy Słonimskiej). Najlepszy okazuje się jednak XIX-wieczny obiekt, w którym kiedyś tętnił przemysł włókienniczy.

- To świetne miejsce na tego rodzaju alternatywne działania. Ma dobrą lokalizację, a życie kulturalne koncentrować się powinno w centrum - mówi Arłukowicz. - Kiedyś były nawet przymiarki, by fabrykę przeznaczyć na działania kulturalne, ale potem pojawiła się idea Węglówki [w powojskowych zabudowaniach przy ul. Węglowej miały się ulokować rozmaite instytucje kulturalne, ostatecznie do tego nie doszło - red.] i pomysł upadł. Teraz jest dobry moment, by do niego wrócić.

I zapowiada, że zrobi wszystko, by w budżecie na przyszły rok znalazły się pieniądze na opracowanie dokumentacji technicznej projektu modernizacji i rewitalizacji zabytkowego budynku. Zastrzega jednak, że do całkowitej realizacji jeszcze spora droga - pomysł muszą zaakceptować radni, remont zaniedbanego przez lata budynku też potrwa. Najbliższy termin?

- 2009 r. - szacuje ostrożnie Arłukowicz. - Ale warto poczekać, najważniejsze, by w tym pofabrycznym kompleksie stworzyć miejsce dla twórczości niezinstytucjonalizowanej. Będziemy się jeszcze zapewne zmagać z wieloma kwestiami: jak dojazd czy parkingi, ale jestem dobrej myśli. Chcę też uspokoić mieszkańców okolicznych bloków - nikt nie będzie zakłócał im spokoju.

Charakter nowej instytucji widzi następująco: scena impresaryjna, a właściwie kompleks kilku scen, otwarty na różne działania. Jej dysponentem byłoby miasto - właściciel fabryki, ono też ją utrzymuje. Podmiotem prowadzącym byłby Białostocki Ośrodek Kultury. Aktorzy korzystający z budynku pieniądze na działalność zdobywaliby z różnych grantów.

Wartościowe stare kontakty

Co jednak ma ze sobą zrobić teatr, który jak był bez lokalu, tak będzie przez najbliższe półtora roku?

- Aktorzy skupieni w SPA [twórcy m.in. świetnych spektakli "Baldanders" i "Murdas" w Białostockim Teatrze Lalek, "Kąsanie", "Salome" - red.] są zbyt cenni dla miasta, nie możemy ich stąd wypuścić - mówi Arłukowicz. - I będziemy przez czas oczekiwania nadal ich wspierać. Myślę, że za kilka miesięcy sali użyczać im będzie Białostocki Ośrodek Kultury.

Marcin Bartnikowski, prezes SPA, jest zadowolony z pomysłu na Częstochowską: - To rzeczywiście fajne miejsce. Ale chcielibyśmy mieć realny wpływ, nie być tylko petentami. Myślę, że więcej szczegółów dowiemy się podczas rozmowy z wiceprezydentem, na którą nas zaprosił pod koniec września.

Na razie dalej mają problem z miejscem na spektakle - użyczający im życzliwie swych pomieszczeń BTL i Akademia Teatralna zaczęły już swój rytm zajęć i z miejscem będzie tam bardzo trudno. Aktorzy mają jednak nadzieję, że kolejną premierę, którą planują jeszcze w tym roku - uda im się jednak wystawić w Białymstoku. I nie stanie się tak - jak w przypadku "Kąsania" - że spektakl najpierw zobaczyli warszawiacy, a dopiero później białostoczanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji