Artykuły

Akademia Pana Kleksa dla dorosłych im. Pawła Łysaka

"Powrót Odysa" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy wzbudził ogromne kontrowersje. Gazeta Pomorska inicjuje dyskusję wokół modelu teatru, proponowanego przez Pawła Łysaka. Jako pierwszy głos zabrał w liście do redakcji emerytowany aktor Kazimierz Kurek.

W "Magazynie na afiszu" na pierwszej stronie, zobaczyłem zdjęcie dwulufowego, sprzężonego, szybkostrzelnego, przeciwlotniczego działka (kalibru nie pamiętam) z okresu II wojny światowej. Przy nim niczym kapitan Juliusz Konstanty Ordon siedzi nie kto inny, tylko sam pan dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy Paweł Łysak.

Zapatrzony w celownik, uśmiechnięty, zadowolony z wypielęgnowaną bródką i resztką włosów pedantycznie przystrzyżonych. Jeszcze chwila i zacznie walić całymi seriami pocisków - pomysłów do naszych serc, do naszych głów...

Przeintelektualizowane

Nowoczesna rewelacyjna wizja teatru żywego, kontrowersyjnego, teatru dyskutującego na ważne tematy dotyczące Obywateli i Państwa z widownią i twórcami imprez pozateatralnych. (...) Zadałem sobie trud i wyliczyłem, że od 22 kwietnia do 18 maja 2007 roku odbędzie się w sumie aż 12 odczytów, wykładów i imprez towarzyszących. Oprócz tego warsztaty, performance i zespoły muzyczne. (...) Wszystkie te imprezy są wokół jednego tylko teatralnego wydarzenia: "Powrót Odysa".

Odnoszę wrażenie, że dzisiejszy bydgoski Teatr Polski - z woli i w wyniku przeintelektualizowanych aspiracji dyrektora Pawła Łysaka - stanął na głowie! To już nie jest teatr w klasycznym tego słowa znaczeniu, ale jest to: "Akademia Pana Kleksa dla dorosłych im. Pawła Łysaka". A może by tak do tego wszystkiego dołożyć "Salon Odnowy", "Uniwersytet Trzeciego Wieku", gdzie wykładowcy obowiązkowo wbijaliby w głowy zaawansowanych wiekiem studentów, że historia Teatru Polskiego wzięła swój początek od panowania dwóch Pawłów Wielkich, Łysaka i Wodzińskiego? (...)

Dzień premiery

Zaraz po wejściu do foyer teatru wita nas wytwornie ubrany pan dyrektor Paweł Łysak, a obok pani Ewa Adamus Szymborska mile z uśmiechem anonsuje gości.

Zaś tuż przy lewej nodze pana dyrektora Pawła Łysaka czarny, czworonożny "ochroniarz" wesoło merdając ogonem, daje znak, że również jest kontent z naszego przybycia. Słowem Francja elegancja! Po tym wszystkim, czego się o panu Pawle Wodzińskim dowiedziałem, po miłym szarmanckim powitaniu, rozparłem się w fotelu nr 21 w rzędzie 7., wziąłem szeroki i głęboki oddech w płuca i czekam na WIELKOŚĆ.

Na scenie bardzo ciekawa propozycja scenograficzna, obszerne, czyste, nie zagracone wnętrze, dwa stare kufry, szafa oszklona, a w głębi sceny zamknięte drzwi. Powoli, tajemniczo zaczynają zaludniać scenę aktorzy. Współcześnie przyodziani, to dobitnie wróży, że rzecz będzie o dniu dzisiejszym, o nas, o Polsce.(...)

Co raz - dla ożywienia - pan reżyser serwuje nam nowy pomysł, który za każdym razem nie doprowadza do niczego, nie pointuje tematu. Przeciwnie - całkowicie zamazuje autorski tekst, widz traci kontakt z sensem, z tematem sztuki, bo przesadne działania fizyczne wszystko mordują.

Niestety zaraz na wstępie głęboko się zawiodłem i rozczarowałem. Na zapełnionej postaciami scenie, panuje ogólny chaos i zamieszanie. Może dlatego, że aktorzy mówią zbyt cicho albo przekrzykują własne teksty. Stan dykcji fatalny. Zastanawiam się, jak to się dzieje, że u pana Macieja Prusa w "Tymonie Ateńczyku" ci sami aktorzy byli wszędzie i doskonale słyszalni?

Co raz - dla ożywienia - pan reżyser serwuje nam nowy pomysł, który za każdym razem nie doprowadza do niczego, nie pointuje tematu. Przeciwnie - całkowicie zamazuje autorski tekst, widz traci kontakt z sensem, z tematem sztuki, bo przesadne działania fizyczne wszystko mordują. Przykład: jeden z aktorów, na dwóch palcach wyciągniętej prawej ręki, niesie kieliszek w połowie wypełniony czerwonym płynem (domyślamy się może wino?, może cykuta?). Kroczy w poprzek całej dużej sceny, w kierunku Odysa, powoli, majestatycznie niczym mim z Pantomimy Henryka Tomaszewskiego; dochodzi do Odysa i co? I nic.

Tekst całkowicie zadeptany przerysowaną sytuacją i pomysł rozpływa się jak papierosowy dym. Ot po prostu: sztuczka dla sztuczki. (...) I tak co chwilę dostajemy nową porcję "szokujących pomysłów": bezsensowne przesuwanie szafy, ciężkich metalowych stołów, nieboszczyków w czarnych garniturach przeciąganych za ręce i nogi od jednej kulisy do drugiej, a wszystko to bez ładu, bez składu.

Po co? Na co? Jak w totalnym rozgardiaszu i zamęcie doszukać się tak głośno zapowiadanych odniesień, podtekstów i intencji do takich problemów jak Patriotyzm, Ojczyzna, Polska? (...)

Z całego dramatu pan Wodziński wypreparował jednogodzinny pokaz, w którego bałaganie i bełkocie od początku do końca nie wiadomo o co chodzi. W rezultacie tego ucierpieli biedni, niewinni aktorzy i bydgoska zawsze wierna teatrowi publiczność, licząc na szlachetne przeżycia, i płacąc za bilet wstępu żywą gotówką.

Znakomity polski reżyser teatralny i operowy pan Maciej Prus (niedawno gościł w naszym Teatrze reżyserując Szekspirowskiego "Tymona Ateńczyka") w godzinnym wywiadzie dla radiowej "Jedynki" z gorczycą i sarkazmem na temat tzw. "pokoleniowej wojny nowego ze starym" powiedział: "Wandalizm groźną falą zalewa nasz teatr."

Święte słowa, Panie Macieju!

Niedouczeni, pyszałkowaci, bezczelni, zarozumiali, wręcz chamscy, nafaszerowani pychą i butą kolesie, układają się w klany-dworki. Dyrektorzy teatrów, reżyserzy, recenzenci, taplają się w swojej próżności i niekompetencji, wierząc święcie, że są genialni, ponad wszystko i ponad wszystkimi. Robią "kasę", "trzepią kasę", bo przecież tylko o to chodzi. A ze starymi, zmurszałymi wapniakami do gazu! Teraz nasza kolej!

Hola! Hola Panowie dzisiejsi "reformatorzy" - to wszystko już było. Odkrywczość, nowoczesność w waszym stylu już była. Przeżyliśmy nakazowy psychologizm teatru Konstantego Stanisławskiego, intelektualny teatr Gustawa Holoubka, teatr nieograniczonej i wszechwładnej dominacji scenografa nad autorem, reżyserem, aktorem, a nawet dyrektorem teatru, awangardy: Kantorów, Grotowskich, Szajnów.

To wszystko już było!

Tekst całkowicie zadeptany przerysowaną sytuacją i pomysł rozpływa się jak papierosowy dym.

Szamaństwo, hochsztaplerka, szarlataneria mają krótkie nogi i kończą się klęską dla wszystkich tych, którzy ten niecny proceder uprawiają. A więc póki czas, na kolana, sypać łby popiołem i do Canossy, byście w przyszłości oczyszczeni "wydezynfekowani" mieli prawo wypowiedzieć te święta słowa "Teatr mój widzę ogromny."

Widziałem w swoim życiu setki przedstawień. W teatrze jak na wojnie, można wygrywać ciąg największych bitew, ale zawsze liczy się bitwa ostatnia.

Bydgoski "Powrót Odysa" w reżyserii pana Pawła Wodzińskiego był dla niego bitwą zdecydowanie przegraną. Należy z tego wyciągnąć wnioski.

P.S. Byłbym wielce rad, gdyby szanowny pan dyrektor teatru Paweł Łysak był łaskaw podać do publicznej wiadomości koszt premiery "Odysa" w tym za: reżyserię, scenografię, muzykę, kostiumy i dekoracje oraz za tzw. imprezy pozateatralne. Jestem obywatelem płacącym podatki, chciałbym o tym wiedzieć i mam do tego prawo.

Kazimier Kurek, widz

Czy Kazimierz Kurek ma rację? Jakie są państwa opinie na ten temat? Prosimy o listy przesyłane na adres: "Gazeta Pomorska", ul. Zamoyskiego 2, 85-063 Bydgoszcz z dopiskiem: "Teatr na głowie". Swoje zdanie można też wyrazić w emailu, przesłanym na adres: marek.heyza@pomorska.pl

Na zdjęciu: scena z "Powrotu Odysa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji