Histeryczne krzyki Olbrychskiego
Daniel Olbrychski po raz kolejny zadziwił. W rosyjskiej (sic!) telewizji powiedział, że IPN to polityczna instytucja, która stosuje techniki polskiego KGB, czyli Służby Bezpieczeństwa - pisze Krzysztof Gottesman w Rzeczpospolitej.
Kabotyn, towarzysz Szmaciak III RP - można by powiedzieć. I byłaby to prawda. Ale niecała prawda. Jest w histerycznej wypowiedzi aktora coś więcej, coś bardziej poważnego, wskazującego, jak bardzo podstawowy porządek i system wartości może być postawiony na głowie.
Olbrychski swoim gadaniem reprezentuje wcale niemałą grupę ludzi, która - dla obrony własnej pozycji, ze strachu, z niechęci do PiS - gotowa jest zaprzeczyć rzeczywistości czasów PRL. Nie tej wesołej wizji rzeczywistości z "Czterema pancernymi", małym fiatem i M-3 w blokach, z Włodkiem Lubańskim, również nie tej z premierami Wajdy czy Swinarskiego. Ale tej, która zepchnęła Polskę na kilkadziesiąt lat do ciemnej dziury komunizmu. Z terrorem, policją polityczną, kapusiami, karierami robionymi na telefon. Bez wolności, również w sztuce.
Kilka dni temu grupę studentów pierwszego roku dziennikarstwa poważnej wyższej uczelni zapytano, kim był Stanisław Pyjas. Ponad połowa nie wiedziała. Dla Olbrychskiego byłaby to dobra wiadomość, znak normalności. Dla mnie jest to dowód na konieczność istnienia IPN. Mam nadzieję, że to ja będę miał rację.