Artykuły

Variétés

Strzępka i Demirski pokazują ludzi teatru bez znieczulenia, ale z empatią, która zmiękcza bezlitosną kreskę.

O serialu usłyszałam na muzealnym kory­tarzu. Pod malarskim autoportretem Józefa Rapackiego, syna Wincentego, zatrzymała mnie młoda historyczka sztuki. „Oglądasz Artystów” — było to stwierdzenie raczej niż pytanie. „Podobno Strzępka i Demirski opisali tam Garbaczewskiego i innych, powiesz mi, kto jest kto?” Jeszcze tego samego wieczoru skorzystałam z usługi VOD.

O kluczu plotkarskim zapomniałam bardzo szybko. Oglądanie Andrzeja Kłaka w brawu­rowej roli Krzysztofa Schillera groziło śmier­cią ze śmiechu, mniejsza o to, kto posłużył za pierwowzór modnego reżysera. W dell'arte, po­dobnie jak w karykaturze, rzecz polega na trafności ujęcia typu. Nie trzeba znać z imienia i nazwiska francuskich polityków XIX wieku, by docenić klasę Daumiera. W galerii postaci stworzonej przez autorów i realizatorów Ar­tystów może się rozpoznać każdy polski teatr instytucjonalny.

2.

Zasłużony dyrektor warszawskiego Teatru Popularnego popełnia samobójstwo. Kierow­nictwo sceny obejmuje Marcin Konieczny (Mar­cin Czarnik). Ma ambitne plany, do stolicy sprowadził rodzinę, a do współpracy zaprosił artystycznych przyjaciół. Siedziba Popularne­go mieści się w Pałacu Kultury i Nauki, tu także ulokowały się teatralne zaświaty zaludnio­ne przez duchy największych reżyserów, a za­razem dyrektorów polskiej sceny; medium zapewniającym komunikację między wymia­rami jest sprzątaczka Helena (Ewa Dałkow­ska). Nie poznajemy całego zespołu aktorskie­go, załóżmy, że (łącząc role) dałoby się z niego złożyć obsadę Wesela. Oto szczyt aktorskiej hierarchii: wybitna aktorka „Diva” (Antonina Choroszy), wdowa po dyrektorze samobójcy, w dzień pilnuje ognia zniczy zapalanych przed portretem małżonka w gabinecie Konieczne­go, po godzinach jest kochanką szefa Wydziału Kultury Urzędu Miasta (Miłogost Reczek); wybitny aktor „Nestor” (Krzysztof Dracz) za pomocą alkoholu i kabotyńskich wystąpień neutralizuje strach przed biologiczną i zawo­dową andropauzą; „Gwiazdor” (Tomasz Ka­rolak), gwiazda seriali, wkurza manifestowa­nym w każdych okolicznościach zadowoleniem; „Seniorka” (Elżbieta Karkoszka) nim umrze,wygłosi najmocniejszy w dziejach polskiego serialu monolog na odejście, zamierzony ja­ko przestroga dla młodszej koleżanki (Marta Ojrzyńska).

3.

O czym nie został uprzedzony naiwny zwy­cięzca łapanki zwanej konkursem, czyli no­wy szef stołecznej sceny? Że reżyser Adamek (Mikołaj Grabowski) niebawem da premierę przedstawienia, które na wiele miesięcy zaśmie­ci repertuar Popularnego. Że dyrektorem ds. finansowych został niejaki Sterczyński (Adam Cywka), „menedżer, SGH, w przeszłości dy­rektor administracyjny Muzeum Sztuki No­woczesnej w Milanówku”. Że główna księgo­wa (Agnieszka Glińska) — „ja proszę pana pra­cowałam na najwyższych stanowiskach w pol­skich bankach, ja obracałam miliardami proszę pana” — cierpi na ciężką depresję; ostatecznie uda się z nią dogadać na gruncie wspólnoty użytkowników psychotropów. Że w teatrze za­czynają węszyć audytorzy (Antonina Kłos-Kleszczewska i Michał Opaliński). Ale przede wszystkim nikt głośno nie powiedział, że władze miasta, czyli „organizator instytucji kultury”, mają wobec teatru własny plan i dla Koniecznego przewidziano w nim rolę gaszą­cego światło.

4.

Strzępka i Demirski pokazują ludzi teatru bez znieczulenia, ale z empatią, która zmiękcza bezlitosną kreskę (ostatecznie portretują tak­że siebie — swoją drogą ciekawe, czy osobistym wątkiem jest motyw zazdrości o sukcesy part­nera, silniejszej niż wspólnota majątkowa i ro­dzinna). Frustraci, histeryczki, snobki, wyrob­nicy… W zasadzie nic ich nie odróżnia od mas zaludniających centra handlowe: aktorzy też umierają ze strachu przed utratą etatu (Włodzimierz Dyla) albo uwięźli w kredycie (Dobromir Dymecki). Potrafią podpatrzeć i naśladować ludzkie słabości i śmiesznostki, ale ta umiejętność nie chroni ich przed popadaniem we własne. Co odróżnia reżysera od urzęd­nika średniego szczebla, a wielką aktorkę od gorzkniejącej pięćdziesięciolatki? Rys pazer­ności na teatr, w który chcą wierzyć, że jest świątynią sztuki. Niepohamowana potrzeba popisu okupiona wieczną tremą, przed premierą przeradzająca się w panikę.

Jednak teatr to nie tylko scena i zespół ar­tystyczny. Jest to jedyne miejsce na świecie, w którym bufetowa (Maria Maj) może bez kon­sekwencji odmówić obsługiwania dyrektora, a portier (Edward Linde-Lubaszenko) udzielać gwiazdorowi klucza do garderoby — na noc­leg. Z drugiej strony to w teatrze źle widziany jest romans technicznego (Michał Majnicz) i aktorki (Anna Ilczuk), a inną młodą aktorkę (Klara Bielawka) upokarza perspektywa gry z inspicjentką (Dorota Segda), choć przed la­ty świetną aktorką. Na co dzień na przeciw­ległych biegunach teatru rezydują: kierownik działu „najbardziej hetero” — technicznego (Ta­deusz Huk) i homoseksualny sekretarz dyrek­tora (Tomasz Nosiński); w sytuacji kryzysu, dla dobra teatru, spotkają się na rybach.

Przy ponownej rozmowie koleżanka muzealniczka powiedziała z lekką pretensją:

„Wiesz, ale oni wcale nie pokazują, jak to się na tych próbach dzieje, że potem powstaje do­bre przedstawienie”. Jako opowieść o teatrze Artyści to czysty realizm, o tym wie każdy, kto zna scenę od kulis; „tego” Strzępka i De­mirski nie pokazali, bo nie mogli. Nigdy nie wiadomo, czy i kiedy się złoży, a jeśli się złoży — dlaczego się złożyło. Charakterystyczne, że jedyne sceny, na których realizatorzy polegli, to fragmenty tych „dobrych” przedstawień; za to bardzo się udał fragment chałowatego przedstawienia Adamka, zgreda silącego się na nowoczesność.

5.

Najpierw zaskakuje czołówka, której nie chce się pomijać nawet po wielokrotnym obej­rzeniu. A potem kolor, przedziwny. Wydaje się, żeserialowy świat jest monochromatyczny, a przecież tak nie jest. Widzi my różne barwy, czę­ściej przygaszone, czasem — wybiórczo — wy­dobywane, ale bez wątpienia są; na ich tle, szarością znaną z książkowych reprodukcji biało-czarnych fotografii, wyświetlają się du­chy. Kolor i światło potrafią wynieść wytwór popkultury ponad powtarzalność formatu (kla­sycznym przykładem jest CSI Miami). Bartosz Nalazek, autor zdjęć, zrobił z tego odkrycia (oczywistego dla operatorów filmów, ale rzad­ko wykorzystywanego w produkcjach telewi­zyjnych) użytek na polskim gruncie. Wyty­czył kontury serialowej rzeczywistości, okre­ślił jej klimat. Drugie, co uderza, to obsada — jeden z lepszych castingów wśród rodzimych produkcji. Dobrano twarze serialowo nieopatrzone (z wyjątkiem Karolaka poniekąd gra­jącego samego siebie), dzięki temu już samo zestawienie nazwisk tchnie świeżością: oto skonfederowane siły polskiego aktorstwa z róż­nych szkół, ośrodków i pokoleń z niewielką (ale znaczącą) pomocą amatorów (choć nie-cywi lów w rozumieniu środowiskowym, jak Ma­ciej Nowak czy Jan Klata). Realizatorzy mieli ten gest, że w najmniejszej, a czasem i niemej roli (nie odważyłabym się nazwać ich epizo­dami) obsadzony jest wielki aktor: Juliusz Chrząstowski jako ochroniarz, Jerzy Trela jako duch czy Andrzej Seweryn jako szef stołecz­nych strażaków. Ten zwielokrotniony chwyt guest starringu jest jednym z przykładów, jak sprawnie Strzępka i Demirski przyswoili regu­ły gatunku. Podobnie umiejętnie, za pomocą muzycznych klipów, puentują poszczególne odcinki. Słuch na polszczyznę i talent dialogisty (parę kwestii ma potencjał skrzydlatych słów), także dar charakteryzowania postaci przez język u Demirskiego nie zaskakują. Oboje nie wyzbyli się receptorów czule odbie­rających puls współczesności, która wlewa się litrami piwa wypijanego w barze u imigranta (Marcin Pempuś) i falangą kibiców, ramię w ra­mię z gejami stających w obronie teatru. Prze­jawia się w drobnych znakach, jak stylizacja audytorki na eks-ministrę, obecnie komisarkę Elżbietę Bieńkowską, a czasem w paradoksal­nych napomknięciach, jak wypowiedź „tra­dycyjnej” bufetowej, że na „glutenową brusketkę” to do hipstera.

6.

Transfer z teatru do telewizji czy kina nie jest tak prosty, jak się zdaje. Nie każdy arty­sta teatru marzy o karierze telewizyjnej, ale też nie każdy sprawdzi się w tym medium i nie o każdego telewizja się upomni. O do­bry scenariusz równie trudno jak o dobry dra­mat, a dobry serial zdarza się w sezonie rów­nie rzadko jak dobre przedstawienie. Dlate­go z osłupieniem wysłuchałam, wygłoszonej w trakcie jednej z debat wrocławskiej Olim­piady Teatralnej, lekceważącej wypowiedzi pewnego krytyka o „chałturzących w tele­wizji Strzępce i Demirskim”. Naprawdę ktoś jeszcze sądzi, że teatr — w przeciwieństwie do telewizji — z natury jest formą szlachetną, a za­tem automatycznie daje gwarancję obcowa­nia ze sztuką? Artyści mają to, co cechuje utwór wart uwagi — zniewalają do wielokrot­nych oględzin, przyciągają i jednoczą różne widownie, a wobec mnogości wątków i możli­wych perspektyw odbioru wymykają się próbie pełnego opisu. Od czasu telewizyjnej realizacji Z biegiem lat, z biegiem dni nie by­ło równ ie udanego serialu „teatralnego” (przeniesionego z teatru i z teatrem w tle — jak u Wajdy, lub wprost o teatrze — jak w przy­padku Artystów, na marginesie: przy oczy­wistych różnicach obie produkcje łączy nie­mało powinowactw).

I dlatego mam nadzieję, że nikomu nie przyj­dzie do głowy pomysł realizacji seąuela.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji