Artykuły

Z muzyką polską u progu kariery

W granym od niedawna na Kenie Państwowej Opery Bałtyckiej Strasznym Dworze Stanisława Moniuszki w rolę Zbigniewa wcielił się Radosław Wielgus. Młody artysta, tegoroczny absolwent Wydziału Wokalno-Aktorskiego gdańskiej Akademii Muzycznej z klasy prof. Piotra Kusiewicza, w przedstawieniu tym scenicznie zadebiutował, wykazując się wszelkimi cechami dobrego muzyka. Znakomicie wyszkolony głos o przyjemnej barwie, bezbłędna dykcja, naturalność i swoboda w kreowaniu roli oraz świetne warunki zewnętrzne zadecydowały, ii śpiewak przyjęty został z aplauzem zarówno przez publiczność, jak i przez krytykę.

Z młodym śpiewakiem, którego podziwiać będziemy mogli dziś o godz. 17 w kolejnym przedstawieniu Strasznego Dworu, przeprowadziliśmy rozmowę.

– Zanim przystąpił pan do pracy nad rolą Zbigniewa w okresie studiów prezentował pan swoje umiejętności wokalne na koncertach oraz w spektaklach, działającego w gdańskiej Akademii Muzycznej, Teatru STUWA. Brał pan także udział, odnosząc sukcesy, w konkursach wokalnych.

– Przez długi czas oceniałem siebie bardzo krytycznie. Wiedziałem, że jeszcze nie reprezentuję zadowalającego mnie poziomu, by występować przed publicznością. Na pierwszym w moim życiu konkursie wokalnym gdańskiej Akademii Muzycznej za wykonanie muzyki polskiej otrzymałem ex aequo z Edytą Łuczkowską — pierwszej nagrody nie było — drugie miejsce. Wkrótce potem postanowiłem sprawdzić się na szerszym forum, przystępując do eliminacji Międzynarodowego Konkursu Wokalnego Placido Domingo i doszedłem do przesłuchań w Sztokholmie. To doświadczenie pozwoliło mi uwierzyć, iż mogę podobać się międzynarodowemu jury. W tym samym roku na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Ady Sari otrzymałem wyróżnienie i nagrodę specjalną za wykonanie utworu polskiego. Uczestniczyłem następnie w międzynarodowych konkursach wokalnych w Wiedniu, Marmande, Lipsku i Budapeszcie. W Teatrze STUWA zagrałem rolę tytułową w Weselu Figara W.A. Mozarta. Było to moje przedstawienie dyplomowe. Ale dopiero rola Zbigniewa była moim prawdziwym debiutem na profesjonalnej scenie operowej.

– Przygotował się pan do tej roli wyjątkowo szybko, w prawdziwie rekordowym czasie.

– Właściwie partię tę zrobiłem w ciągu tygodnia. Zgłosiłem się na przesłuchanie do dyrektora Andrzej Knapa, gdy trwały już pierwsze próby reżyserskie. Zaśpiewałem prolog, który wykonywałem kilkakrotnie w ubiegłym roku z Chórem „Moniuszko” pod dyrekcją Henryka Gostomskiego. Nie uzyskując wiążącej odpowiedzi udałem się do Sobieszewa na kurs wokalny pod kierunkiem Jerzego Artysza. Po powrocie dowiedziałem się, iż dostałem tę rolę i przystąpiłem do pracy.

– Sądząc po przekonującym sposobie gry, bliska jest panu rola Zbigniewa.

– Z całym szacunkiem podchodzę do tej partii śpiewanej, jak cała opera w języku staropolskim, co stwarza dodatkową trudność. Rzeczywiście dobrze czuję się w roli rycerza, polskiego szlachcica. Starałem się śpiewać naturalnie, jasnym dźwiękiem, własnym głosem, to znaczy barytonem.

– Miał pan okazję w premierowym przedstawieniu partnerować gwieździe światowej wokalistyki, Stefanii Toczyskiej, kreującej rolę Jadwigi. Co dało panu to doświadczenie?

W trakcie wspólnej pracy na próbach poczułem się kolegą tej wielkiej artystki, która traktowała mnie, podobnie jak wszystkich innych śpiewaków, bardzo bezpośrednio, bez dystansu. Przekonałem się, że jej sposób pracy jest bardzo naturalny, co stwarza doskonały kontakt pomiędzy partnerami na scenie. Grając, byłem autentycznie w Jadwidze zakochany i czułem, że Jadwiga obdarza mnie tym samym uczuciem.

– Jak dawno pan śpiewa? Czy wywodzi się pan z rodziny o tradycjach muzycznych?

– Moi rodzice są bardzo muzykalni, ale nie są z zawodu muzykami. Ja zawsze czułem się w świecie muzyki, jak ryba w wodzie. Gdy byłem mały, huśtając się na huśtawce, potrafiłem przez cały dzień śpiewać piosenki. Potem było Państwowe Ognisko Muzyczne, w którym uczyłem się gry na akordeonie. W Średniej Szkole Muzycznej w Lublinie rozpocząłem naukę gry na klarnecie. Uczęszczając do Technikum Kolejowego grałem na trąbce, alcie i klarnecie w szkolnej orkiestrze dętej. Dwa lata studiowałem na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Za namową pani Aliny Naumowicz, która prowadziła zajęcia z emisji głosu, zacząłem uczyć się równolegle w jej klasie śpiewu solowego w Średniej Szkole Muzycznej. Po roku zdałem egzamin na Wydział Wokalno-Aktorski Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki.

– I właśnie uzyskał pan dyplom z wyróżnieniem. Po udanym scenicznym debiucie czy ma już pan skonkretyzowane plany zawodowe na najbliższą przyszłość?

– Jestem w tej chwili u progu drogi zawodowej. Odbyłem kilka rozmów w teatrach w kraju, których wyniki powinny mi pomóc podjąć decyzję co do mojego miejsca, czy może miejsc mojej pracy.

–Dziękuję panu z rozmowę i życzę wielu, wielu sukcesów na scenach i estradach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji