Artykuły

Poświęcenie siebie

„Przełamując fale” wg scenar. Petera Asmussena, Davida Pirie, Larsa von Triera w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.

„Przełamując fale” wg scenar. Petera Asmussena, Davida Pirie, Larsa von Triera w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.


Ostatnia premiera Teatru Śląskiego – adaptacja filmu Larsa von Triera „Przełamując fale” – to poetycki i budzący emocje obraz. Bliska odległość pomiędzy aktorami a widzami na Scenie Kameralnej nadała historii pary bohaterów dodatkowych walorów. Intymność przestrzeni została podkreślona także przez dwie białe poprzeczne ściany ustawione na scenie, które tworzą coś na kształt wnętrza pudełka.


Reżyserka Justyna Łagowska w duecie z dramaturgiem Miłoszem Markiewiczem wyciągnęli z wątków i postaci filmu esencję, ograniczając obsadę do Bess i Jana. Inni bohaterowie są grani przez tych samych aktorów – Aleksandrę Przybył i Dariusza Chojnackiego – ale pojawiają się tylko na chwilę.
Ten, kto widział film, wie, że nie będzie to usłana różami, miłosna historyjka. Choć początek spektaklu może to sugerować – na scenę wpada dwójka zakochanych w sobie bez pamięci osób. Są dopiero co po ślubie, ona w zwiewnej białej sukience, on w różowym garniturze. Dobrze się bawią, parodiują członków rodziny Bess, proboszcza uważającego się za moralną wyrocznię dla lokalnej społeczności. Można jednak odczuć, że ich związek nie jest w pełni akceptowany przez mieszkańców małej miejscowości. Ślub z przyjezdnym (pracownik platformy wiertniczej) może przynieść tylko nieszczęście, ale Bess poza Janem nie widzi świata. On nie rozumie do końca panujących tu zwyczajów, jest niewierzący. Postawa czułego opiekuna Bess nie wydaje się też w pełni naturalna.


Pierwszą próbą dla ich uczucia jest powrót mężczyzny do pracy. Sprawa wydaje się oczywista, ale nie dla Bess, która przeżywa rozstanie niczym zapowiedź rychłej śmierci męża. Jej zachowanie powoduje pierwszy wybuch Jana. Kiedy wyjeżdża, kobieta zatraca się we własnym świecie, w którym religijność przybiera wręcz obsesyjny wymiar. Prosi Boga, żeby ten jak najszybciej zwrócił jej ukochanego, co następuje, ale w tragiczny sposób. Mężczyzna ulega wypadkowi, traci władzę w nogach, co otwiera zupełnie inny rozdział w ich relacji. Rozpoczyna się proces samodestrukcji kobiety. Przebywający w szpitalu Jan prosi żonę, żeby znalazła sobie kochanka, a jemu zadawała szczegółowe relacje z życia seksualnego. Kobieta nie chce o tym słyszeć, ale kiedy okazuje się, że realizacja prośby męża daje pozytywne skutki w leczeniu, popada w manię rozwiązłości, zawierzając się Bogu. Finałem staje się jej przedwczesna śmierć.


Justyna Łagowska, również scenografka, umieściła bohaterów pomiędzy dwiema białymi ścianami, dając im do dyspozycji wiekowy fortepian, dwa stołki, balię z wodą. Niewiele, ale pozwoliło to namalować obraz pełen poetyczności. Przybył i Chojnacki poruszają się w niedopowiedzianej przestrzeni naturalnie, idealnie z nią współgrają. Mimo że widzowie mają ich na wyciągnięcie ręki, są w pełni skupieni na sobie. Bess to kolejna po Saszy z „Płatonowa” bardzo udana rola Aleksandry Przybył. Delikatność, która od niej bije, wzbudza poczucie, że można by ją było skrzywdzić samym spojrzeniem, a jednak miłość do męża sprawia, że oddaje się rozpuście (z głuchym hukiem opada wielokrotnie na fortepian). Chojnacki gra mężczyznę, który ukrywa się za pozami. Z jednej strony chce być ciepłym i opiekuńczym mężem, ale z drugiej szorstkie obycie i patriarchalne wychowanie nie pozwalają mu zachować zdrowego rozsądku w sytuacji kryzysowej.

Spektakl Teatru Śląskiego można uznać za subtelną przypowieść o uczuciu, które los wystawia na próbę. Nie jest to historia łatwa, lecz jej teatralna subtelność powoduje, że ogląda się ją z dużą przyjemnością. Niewątpliwie to zasługa empatycznego podejścia reżyserki i zespołu twórców. Muzyka Hani Rani ma na to istotny wpływ. Jej kompozycje są odtwarzane i wykonywane przez Aleksandrę Przybył na starym, rozstrojonym fortepianie, który wydaje pełne głębi dźwięki.
---
Paweł Kluszczyński – rzemieślnik kultury, z wykształcenia technolog chemik, z pasji autor recenzji, poezji, bajek, bloga ijestemspelniony.pl oraz kolaży; zawodowo od zawsze związany z teatrem, finalista VII i IX Edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych, członek Komisji Artystycznej 28. Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji