Artykuły

Obcas propagandy

Czerwone transparenty, sztur-mówki, ryczące głośniki. Dziarski, chóralny śpiew słychać z daleka. „Nie zna granie ni kordonów pieśni zew, pieśni zew, pieśni zew! Więc śpiewajmy, niech rozbrzmiewa wolny śpiew!” Jak to się nazywało? Hymn młodzieży świata? A może marsz? I zaraz potem walczyk, „O Nowej to Hucie piosenka”, co „jest taka prosta i piękna, i nowa jak Huta jest Nowa". Gości witaja chłopcy w ZMP-owskich mundurach. Sa poważni i gorliwi. Wręczają każdemu program akademii w 60. rocznice urodzin Bolesława Bieruta „ku czci Przywódcy Naszej Partii, Ojca Narodu, Niestrudzonego Bojownika o Pokój”. Wszystko z dużej litery. W programie wydrukowano kolejność okrzyków wznoszonych spontanicznie.

Jest niemal tak. jak to zostało opisane i utrwalone w gazetowych sprawozdaniach. ociekających entuzjastycznym patosem. Niemal, bo mój towarzysz stanowczo protestuje. Był niegdyś aktywistą ZMP i teraz, jako kombatant, czuje się zobowiązany dać świadectwo prawdzie. Już historycznej. Zrzędzi więc, że koszule były inne. zwykłe płótno, żadne tam elany czy syntetyki. I kolor nie ten, tamte miały soczystą barwę dorodnej sałaty. Kołnierzyki koniecznie z długimi szpicami. No i spodnie. Obowiązkowo z mankietem i bezwarunkowo szerokie. Wąskie nogawki nosili bikiniarze, w Krakowie zwani dżolerami. Za spodnie wylatywało się z organizacji.

Zatem jest prawie tak jak wtedy. Prawie, bo oto wśród zetempowców pojawia się pan w sile wieku i smokingu. To Jerzy Fedorowicz, aktor Starego Teatru, od niedawna dyrektor Teatru Ludowego. Tak więc przedstawienie zaczyna się już na ulicy, przed udekorowanym i radośnie rozśpiewanym budynkiem teatru.

Pomysł jest przedni. Przywołać przeszłość, trafić w teraźniejszość. W swoim mieście, które całe jest tworem naszych czasów. Rzecz ma tytuł: Człowiek z marmuru — początek i koniec. I podtytuł: Widowisko teatralne inspirowane filmem Andrzeja Wajdy. Tytuł jest jednoznaczny. Joanną Olczak-Ronikier utkała swój scenariusz z dokumentów, wywiadów. reportaży i wierszy. Wykorzystała także Człowieka z marmuru Aleksandra Ścibora-Rylskiego. Jak każda publicystyka trąci to nieco schematem, ma jednak walor wcale zręcznej kompilacji Stosuje tu autorka sposób sprawdzony w scenariuszu „Z biegiem lat, z biegiem dni”, a mianowicie łączy poszczególne części postaciami Nowaczka, Kobiety i Piotra Ożańskiego; Kanwa test tu bowiem życiorys Ożańskiego, pierwowzoru owej marmurowej postaci. Życiorys odmienny od losów filmowego Birkuta. Ożański, murarz, rekordzista. bohater pracy, był wzorem nowego, socjalistycznego człowieka. Więcej, symbolem pokolenia i znakiem epoki. Także jej ofiarą. Symbolem jest nadal. Tyle że teraz oznacza pokolenie, które w radosnym zapamiętaniu tworzyło czas zwany okresem błędów i wypaczeń. Jak Nowa Huta. Kiedyś sława kraju i duma Krakowa, okazała się w istocie jego przekleństwem i trucicielem. Tytułowy „początek i koniec” nie zakreśla więc tylko biografii Ożańskiego. Oznacza początek i koniec okresu naszych dziejów. Zatem ma ambicje pewnego uogólnienia. Przynajmniej w zamierzeniu.

Przedstawienie dzieli się na trzy części. Czas wybrany trafnie, określony dokładnię w scenografii, tekście i w programie. Miejsce to samo: sala widowiskowa. Tu odbywają się akademie. Ten pomysł także mi sie podoba. Pokazać zmiany poprzez schemat propagandy. Nie jej sens i bałwochwalczy ton, bo te w istocie pozostały takie same, ale przez zewnętrzny blichtr.

Nowa Huta, rok 1952. Trzeci rok Planu Sześcioletniego. Jego pełna nazwą brzmiała: Plan Rozwoju Gospodarczego i Budowy Podstaw Socjalizmu. Wszystko z wielkiej litery. Na podkrakowskich ziemiach, żyznych i wydajnych, powstaje wielka budowa, nowoczesny kombinat. Teatru Ludowego jeszcze wtedy nie było, otwarto go trzy lata później. Były za to i szturmówki i transparenty, i pieśni zew. Fotograficzne portrety Stalina i Bierut wiszące centralnie, nad wielkim mezydialnym stołem. Z boku, za. mównicą, straszliwe bohomazy — wizerunki przewodników pracy. 800 procent normy, 500 procent, najskromniej 200 procent. Jesteśmy uczestnikami akademii. Na razie czekamy na dostojnych gości, towarzyszy z Warszawy, Krakowa i z dyrekcji kombinatu. Pod ścianą, przepasani czerwonymi szarfami z wymalowanymi setkami procent, stoją przedownicy pracy Szarzy, niepozorni, zabiedzeni, przeganiani z miejsca na miejsce. Po widowni kręcą się młodzi osobnicy w wytartych skórzanych kurtkach. Urząd Bezpieczeństwa czuwa nad porządkiem i spokojnym przebiegiem uroczystości. Nie sądzę, aby pracownicy UB ujawniali się takim kostiumem, zwłaszcza przy tak uroczystych okazjach, ale niech będzie. Skórzano kurtka to już uniform, znak rozpoznawczy. Wreszcie są! Na widownię wchodzą oczekiwani goście Siadaja naprzeciw w pierwszym rzędzie, potem zostają zaproszeni do prezydium. Znów błąd scenografa. Elżbieta Krywsza-Fedorowicz jest zbyt młoda, aby pamiętać garnitury dawnych wysokich urzędników z majtającymi się szerokimi spodniami. Dostojnicy z Teatru Ludowego mogliby spokojnie zasiąść w dzisiejszym Sejmie nie btffiząc żadnej sensacji.

Akademia może się rozpocząć. Nie ma tylko bohatera wieczoru, Piotra Ożańskiego. A przeć eż to on właśnie ma odczytać patriotyi zny list do Towarzysza Bieruta. Zamieszanie, wymysły, groźby. Towarzysze z Warszawy sie sniesza. wiec trzeba szybko, ale składnie i według planu. Przemówienia, brawa, okrzyki wznoszone z widowni Potem i pół świetlicowy Hutnik wykonuje część artystyczną „Oni budują nasze szczęście”. W czterech obrazach ukazana jest droga Ożańskiego z rodzinnej wsi do murarskiego rekordu. Zaagitowany przez zawadiacka i energiczną grupę ZMP opuszcza rodziców, mówiąc: „Idę!”. Mozolne wkuwanie klasyków marksizmu, rekord, dziewczyna, robotniczy ślub. Wreszcie własne mieszkanie. Owacje i brawa przerywa krzyk kobiety (Jadwiga Lesiak). O aresztowaniach, biciu, torturach, o kłamstwie i oszustwie. Ten schemat będzie się powtarzał.

Pierwsza akademię Krzysztof Orzechowski wyreżyserował sprawnie i taktowanie. Toczy sie dynamicznie, bez szarży i nadmiernej karykatury. Młodzi aktorzy grają z werwą, zapałem i rozmachem, ale serio i poważnie. Widowisko jest efektowne i naprawdę zabawne. Mimo kontekstu. Nic więc dziwnego, że wzbudza na widowni śmiech, wywołuje huczne brawa. Publiczność ma rację. Jest to najlepsza część przedstawienia. Potem już gorzej.

Nowa Huta, rok 1979. Piąty z kolei plan pięcioletni. Z małej litery. Wielkimi przestaliśmy pisać w roku 1975, kiedy to zakończył sie Plan Społeczno-Gospodarczy Rozwoju Kraju. Trwają przygotowania do uroczystej akademii. Edward Gierek przybywa na 30-lecie kombinatu. Fotograficzny portret Przywódcy wśród robotników. Inny model, inny sztafaż. Jest nowocześnie, radośnie i dostatnio. To już nie amatorski zespół Hutnik. Teraz obowiązuje lekka rewia satyryczna, ais nie za bardzo, z udziałem giyiązd estrady i sceny. Nad porządkiem i praworządnością sprawuje pieczę czujna jak żuraw pani z Urzędu Prasy, Publikacji i Widowisk. Artyści zgani i zaorani cha! tur szczyty… dziecięce pląsy grupy Słonko (czytaj: Gawęda), duet taneczny, girlaski z grupy wokalno-tanecznej. No i wszechwłady telewizja. Bezczelna panienka, reżyser Jerry, kawał zdrowego chama, i scenografka dekorującą Gierka różowym tiulem, żeby było przytulnie. Ożański nie przyszedł. Są za to jego koledzy, robotnicy, weterani. Szarzy, nieufni, rozgoryczeni, zamknięci w swojej codzienności i kłopotach, obojętni na całą tę pompę. Ładnym pomysłem jest piosenka „Romantycznie” do muzyki Chopina „Kocham świat” — sentymentalna, ckliwa afirmacja mogła być wcale zręczną puentą. Tym bardziej, że prawda epoki sukcesu znana jest już wszystkim, nawet najmłodszym widzom. Próbę akademii przerywa jednak Jadwiga Lesiak. bufetowa. Wszystko jest niby w porządku. Obserwacja trafna, atrybuty nieźle podpatrzane, charakterystyka dosadna. A jednak drugą akademia wydaje się rozwlekła, jest raczej zbiorem etiud i scenek niż próba syntezy. Ale prawdziwe nieszczęście zaczyna się w części trzeciej.

Nowa Huta, rok 1981. Dwa lata potem zaczął się trzyletni plan przezwyciężania kryzysu gospodarczego. Trzeci dzień stanu wojennego. Zdemolowana po rewizji sala, połamane meble, rozszarpane portrety. Został tylko wizerunek Stalina, oparty niedbale o ścianę horyzontu. Symbol i patron epoki, ciągle obecny. Dopiero teraz pojawi się na scenie Piotr Ożański. Rozmawia z Nowaczkiem. rekwizytorem zespołu Hutnik, byłym restauratorem z Bochni Słuchają radia, trochę piją To już nie dokument, tu potrzebna dramaturgia. No i dialog. Nastrój niby jest, cel ważki i zamysł poważny. Zbyt to jednak patetyczne, literacko nieporadne i szablonowe. A szkoda.

Zapowiadało się widowisko o legendzie i prawdzie Ożańskiego. A poprzez Ożańskiego także rzecz o pokoleniu. Oszukanym, upodlonym, skrzywdzonym i upokorzonym. Bez literackiego wymiaru, za to rzetelna i poważna. O legendzie budowanej przez nachalną propagandę. Ulakierowanej i ubarwionej. I o prawdzie. Tymczasem prawda przemyka się nieśmiało. zbyt wyrywkowo, aby można ją było złożyć w obraz w miarę kompletny i znaczący. Dowiadujemy się, że marmurowy bohater pije, odszedł z kombinatu, naprawia zamki, że jego małżeństwo było fikcją, mieszkanie zafałszowanym chwytem agitacyjnym. Prawdziwy życiorys Ożańskiego, krótki i prosty, wydrukowany w programie, demaskuje system bardziej niż pełna szczytnych frazesów ostatnia część widowiska. Legenda jest, prawdy zabrakło. Odnosi się wrażenie, jakby teatr chciał nam opowiedzieć zbyt wiele, zbyt podniośle i za bardzo wprost. Także dopowiedzieć, posługując się przy tym schematem i tonem propagandy, którą prześmiewą i demaskuje.

Przedstawienie grane jest bezbarwnie i nijako. Nie ma tu właściwie ról, czy postaci zarysowanych wyraziście, odbiegających od znanego i opatrzonego stereotypu. Jakby Krzysztof Orzechowski zajął się tylko inscenizacją, pozostawiając aktorów na łasce własnej inwencji, Zaletą spektaklu jest młodzież, absolwenci krakowskiej PWST. Pamiętamy ich z przedstawień dyplomowych, także z innych teatrów. Dyrektor Fedorowicz będzie miał wkrótce całkiem niezły zespół. Podobał mi się Krzysztof Gadacz jako młody Ożański. Przypomina trochę Radziwiłowicza z epoki marmuru Zewnętrznie, nie aktorsko. Małgorzata Kochan jako jego narzeczona. potem tancerka DUO—2.

Za to program jest naprawdę świetny. Opracowany inteligentnie, daje kwintensencję tego, o czym mówi przedstawienie. Jest w nim fragment Poematu dla dorosłych Ważyka, List do prezydenta Jarosława Iwaszkiewicza. Pocztówka z Nowei Huty Jalu Kurka, trafnie wybrane urywki artykułów z krakowskich gazet. Cała kronika Huty. I nie tylko.

Człowiek z marmuru — początek i koniec jest przedstawieniem potrzebnym. Żyja jeszcze ludzie, którzy Hutę budowali lub przynajmniej czas ten pamiętają. Dla młodzieży na widowni i na scenie to już historia. Zamknięta, niezbyt dawna, a przecież odległa niczym wojny punickie. I tak jak one niezrozumiała. Na szczęście. Rozpatrywanie spektaklu w kategoriach artystycznych mija się z celem. Jest ono bowiem wydarzeniem propagandowym. nie teatralnym. Mogło być syntezą, stało się agitką.

Agito znaczy „popędzać, zachęcać”. Ale także „rozmyślać”. Jednak myśl została spłaszczona ciężkim obcasem propagandy. Czy naprawdę musimy tkwić pod nim nadal?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji