Artykuły

„Hiob” – znak teatralny Karola Wojtyły

Sobotnia premiera w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie przyniosła wiele głębokich przeżyć uczestnikom tego pięknego wieczoru. Hiob w twórczości Karola Wojtyły jest wprawdzie sztuką młodzieńczą, wyraźnie zapożycza od pisarzy Młodej Polski ich… zapożyczenia staropolskie (to samo np. czynił znakomity Antoni Gołubiew w swej arcypowieści poświęconej pierwszym Piastom), ale w warstwie filozoficznej rzecz stała się prawdziwie naszą własnością. Walna w tym zasługa teatru — reżysera Tadeusza Malaka, scenografów Józefa Napiórkowskiego i Ryszarda Stobnickiego, choreografa Tomasza Gołębiowskiego i autora muzyki Krzysztofa Szwajgiera, całego zespołu. Język sztuki zresztą czerpie dość odważnie również z zasobu gwar ludzi polskich gór. Na scenie znacznie lepiej to wszystko rozumiemy, niż w czasie czytania.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że starotestamentowy wątek klęsk i poniżenia Hioba w sztuce Karola Wojtyły jest bardzo sceniczny. Mimo retoryczności, mimo rozległych planów moralizujących, które na przykład w sztukach realistycznych wynikają niejako z samego przebiegu intrygi. Hiob po krótkiej ekspozycji sprawy (przybywają kolejno Pastuch, Juhas, Koniuch, Sługa — Andrzej Fryga, Tadeusz Wieczorek, Jan Krzywdziak, Krzysztof Kursa — i obwieszczają klęski mężowi z ziemi Hus) rozgrywa się już właściwie między człowiekiem dotkniętym nieszczęściami, przyjaciółmi i Bogiem. Już się więcej nic nie dzieje: ogień spalił stada, zginęły dzieci Hioba. Postać tytułową gra znakomicie Wacław Ulewicz. Jego rola była niezwykle trudna. Jeszcze raz powtarzam — retoryczność tej postaci, jej złorzeczenia, pytanie: dlaczego mnie to spotkało, mnie sprawiedliwego? — nie mogą być polem do popisów szczegółowych. Ulewicz krzyczy. Krzyczy głosem człowieczym, jest mężczyzną, który cierpi. Przyjaciele jego w czasie odwiedzin jakby chcieli potwierdzić słuszność wyroków surowego Jahwe (dobre role Tadeusza Szanieckiego, Andrzeja Gazdeczki, Janusza R. Nowickiego).

Zgodnie z zapisem biblijnym jawi się — po scenach wręcz zachwycających z chórem, aniołami, aniołem strąconym, który kłóci się z niebiosami o duszę Hioba — prorok Elihu (Adam Sadzik grał tę postać bardzo oszczędnie, jakby akcentując przepowiednię nadejścia Jezusa Chrystusa). Hiob został, mimo nawoływań żony (Jadwiga Lesiak) do zaakceptowania klęski, wynagrodzony. Za co? Za to, że przyjął ją i za to, że tak po ludzku cierpiał. Taka jest wymowa całego przedstawienia Hioba Karola Wojtyły w Teatrze Ludowym.

Jedna z najpiękniejszych ksiąg Starego Testamentu pod piórem młodego studenta polonistyki, potem teologii — Karola Wojtyły stała się w 1940 r. w Krakowie‘przedmiotem zamysłów dramatycznych. Próbę sceny przeszły one zwycięsko. Scenografia plasowała bohaterów cierpień Hiobowych między wyostrzonymi błyskawicami obłoków. Malak uruchomił całą machinę teatralną w momencie, gdy Hiob szczęśliwy, bogaty, kochany przez przyjaciół wychodzi na zasłane białym całunem pole. Gdy spadają nań klęski — biała płachta odpływa ku horyzontowi, na brunatnej ziemi pojawia się dawny szczęśliwiec w szacie żebraczej. Muzyka wydawała mi się nieco za odważna w nieoczekiwanych barwach dźwięku, ale i ona podkreślała niesamowitość, głębię cierpienia.

Człowieczy ból jest tematem tej sztuki. Jej realizacja w Nowej Hucie stanowi powód prawdziwych pochwał Teatru Ludowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji