Artykuły

Miraż prywatnego teatru?

Władze Warszawy zamiast wspierać inicjatywy artystów, zniechęcają do aktywności, wygodniej jest bowiem nic nie robić, niż tracić czas i oszczędności życia na budowanie zamków na piasku - o kłopotach prywatnej sceny Emiliana Kamińskiego pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Mijają dwa lata, od kiedy aktor Emilian Kamiński zdobył 5 mln zł dotacji z Unii Europejskiej na budowę Teatru Kamienica w kamienicy przy alei "Solidarności" [na zdjęciu], a na konto jego fundacji Atut nie wpłynęła dotąd z europejskiej kasy ani jedna złotówka. Wszystko dlatego, że wojewoda mazowiecki nie chce udzielić Kamińskiemu poręczenia finansowego, którego wymagają instytucje unijne. Rzekomo nie pozwalają na to przepisy. Termin otwarcia oddala się, najpierw był to kwiecień, potem październik, teraz nikt nie jest w stanie powiedzieć, kiedy teatr ruszy. Sprawa Kamińskiego jest modelowym przykładem, jak się w Warszawie niszczy nowe inicjatywy. Kiedy gruchnęła wiadomość, że aktor dostał pieniądze z Unii, podniosły się głosy krytyki, po co inwestować w teatr od zera, skoro jest tyle innych, fajnych sal. Teraz, kiedy Kamińskiemu grozi porażka, środowisko milczy z zaciętą satysfakcją.

Przez dwa lata aktor z grupą kilkunastu wolontariuszy pracował nad projektem teatru, przygotowywał plany przebudowy, szukał wykonawców i mecenasów. Wpakował w projekt własne oszczędności. Do udziału namówił miasto, które ma wyłożyć kolejne 1,5 mln zł. Teraz cały wysiłek może pójść na marne - ostateczny termin rozliczenia inwestycji mija za półtora roku, w czerwcu 2008 roku. Jeśli budowa nie zakończy się przed tym terminem, dotacja przepadnie.

Przypadek Kamińskiego nie jest jedyny, podobną walkę prowadzi grupa artystów skupionych wokół Teatru Wytwórnia na Pradze. Za własne pieniądze zaadaptowali salę teatralną w jednym z poprzemysłowych budynków w Fabryce Wódek "Koneser". Od lat władze miejskie mamią ich obietnicą przejęcia Konesera i przekształcenia w centrum kulturalne, ale regularnie nie dotrzymują słowa. Ostatnio wbrew obietnicom byłego prezydenta Kazimierza Marcinkiewicza syndyk fabryki znowu wystawił budynki na sprzedaż. Możliwe, że zamiast teatru powstanie tam hotel albo apartamentowiec z mieszkaniami po 10 tys. zł za metr. Wszystko to napawa smutkiem: władze zamiast wspierać inicjatywy artystów, zniechęcają do aktywności, wygodniej jest bowiem nic nie robić, niż tracić czas i oszczędności życia na budowanie zamków na piasku. Być może na klęsce Kamińskiego zyska jakiś deweloper, który zamiast teatru postawi apartamentowiec o nazwie Warsaw City Residence albo równie wdzięcznej. Stracą natomiast twórcy i publiczność. Straci Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji