Artykuły

Warszawa. Stodoła wszystkich muz

W Stodole było jak u mamy. Było też "wino, miłość i fantazja. Noce zarwane na grę w kierki, wygrywane festiwale i wiara, że będzie tak zawsze". A także wspaniałe spektakle, wystawy i koncerty. I tak przez 50 lat.

Trafili na krótki czas odwilży. Politycznej. Przyszła pora na Hłaskę, Gałczyńskiego, Kołakowskiego, jazz, film francuski, czarne swetry i kabaret - studenci w całej Polsce zakładali kluby. W Warszawie pierwsza była Politechnika.

Do dzisiaj nie wiadomo, kto podjął decyzję, żeby wielki barak przy Emilii Plater opustoszały po budowniczych Pałacu Kultury i Nauki powierzyć studentom. Tak czy inaczej 5 kwietnia 1956 roku na oścież otwarto drzwi Stodoły - Centralnego Klubu Studentów Politechniki Warszawskiej. I tego dnia zagrał zespół dixielandowy Janusza Zabieglińskiego.

Od tego czasu klub przeprowadzał się czterokrotnie: najpierw do baraku na Trębacką, później na Wspólną (jakżeby inaczej - też barak), na Nowowiejską do dawnego kina Oka i wreszcie w roku 1972 do nowiutkiego budynku przy ulicy Batorego 10. W Stodole znalazły swoje miejsce właściwie wszystkie muzy: muzyka, teatr, film, taniec, sztuki plastyczne i fotografia, ale sławę przyniosły mu kabaret i jazz, później rock.

Był jazz

Dla muzyków jazzowych skończył się okres katakumb, kiedy to kilku, no może kilkunastu ludzi w Polsce zwoływało się, by potajemnie, w prywatnych mieszkaniach grać wyklętą przez władzę muzykę. Teraz jazz przestał być wyrazem protestu, ale dalej był muzyką "ludzi znających się narzeczy". Przez pierwsze dwie dekady w klubie królował jazz tradycyjny, a na parkiecie szalały tłumy tańcząc boogie-woogie.

W Stodole zorganizowano trzy pierwsze edycje Jazz Jamboree (1958 -1960). W"Życiu towarzyskim i uczuciowym" Leopold Tyrmand przywołał tamtą atmosferę "zapotniałych, barakowych wnętrz, wymoszczonych niebywałym, młodzieńczym tłokiem: ludzie tkwili w oknach, zwisali z sufitów, piętrzyli się pod ścianami (...). Poczym rozległ się triumfalny, dixielandowy trójgłos, prowizoryczna kurtyna rozsunęła się powoli, trzech młodych chłopców zbrojnych w puzon, trąbkę i klarnet, ruszyło do przodu: To, co następowało później, wie każdy z nas -zaczynał królować dobry jazz".

W owym czasie w Stodole istniało sześć zespołów. Właśnie muzycy tych kapel uświetnili przeprowadzkę na ulicę Trębacką. Z fasonem, w dorożkach, głośno...

W styczniu 1964 roku powołano nową sekcję pod nazwą Klub Jazzu Tradycyjnego Stodoła. Organizowano Piątki Jazzowe, które kończyły się zazwyczaj całonocnymi jam session.

W 1966 roku pożar strawił barak na Wspólnej, a zdesperowani klubowicze chcąc dostać nowe pomieszczenie, uciekali się do najróżniejszych sposobów. Połączone orkiestry grały pod oknami rektora Politechniki, w pochodzie pierwszomajowym muzycy nieśli transparent z chwytającym za serce apelem: "Stodoła Warszawie całe swoje serce, czy Warszawa widzi, żeśmy w poniewierce!". Widać pomogło, bo na początku 1967 roku wojsko wydzierżawiło klubowi budynek kina Oka.

Opiekuńcza Stodoła

- Klub pamiętam od zawsze - wspomina Ewa Bem. - Mój starszy brat Aleksander bywał tam i grywał. Czasami i mnie, piętnastoletnią pannę, przemycił. Jako siedemnastolatka śpiewałam już w grupie bluesowej na Nowowiejskiej. Stodoła zawsze była opiekuńcza, nie odmawiano sali prób, pomagano załatwić sprzęt, wypożyczyć samochód, uszyć kostiumy. Stodoła słynęła także z zabaw sylwestrowych. Muzycy najpierw zarabiali po całej Warszawie, a później spontanicznie zjeżdżali się do Stodoły. Tam w towarzystwie rodzin i "przyjaciół królika" grali do rana. I to jak grali... - kończy piosenkarka.

W drugiej połowie lat 60. przez Stodołę przewinęły się najznakomitsze ówczesne jazz-bandy: Big-Band Stodoła, Gold Washboard, Hagaw, Old Timers, Storyville Jazz Band, Vistula River Brass Band. Tu też odbywały się konkursy jazzu tradycyjnego Złota Tarka oraz festiwal Old Jazz Meeting. Trwało to do roku 1990, kiedy odbył się ostatni Meeting.

Zazdrosna o "Króla Ubu"

Kabaret pojawił się w Stodole w 1957 roku, razem reżyserem Janem Biczyckim. Już w pierwszym spektaklu - "W tym szaleństwie jest metoda" - wystąpiły przyszłe gwiazdy: Krystyna Chimanienko i Jan Stanisławski. Złośliwi twierdzili, że najlepszym punktem tego programu był... striptiz, zresztą pierwszy w Polsce...

Następny spektakl "Jutro będzie lepiej" miał swoją premierę w październiku tegoż roku. Ale wtedy odwilż już się cofała. Zamknięto tygodnik "Po prostu", a kabaretowi twórcy rozpoczęli wieloletnią grę z cenzurą.

W Stodole pojawiła się Sława Przybylska, a za chwilę cała Polska śpiewała "Widzisz mała jak to jest".

Rok 1959 przyniósł głośną inscenizację "Króla Ubu". Jeszcze wiele lat później Agnieszka Osiecka, wtedy autorka konkurującego ze Stodołą STS, nie ukrywała zachwytu: "Wciśnięta między czyjeś kolana, okulary i obcasy - przetrwałam piekielny ten spektakl. Kiedy wstałam z ziemi, byłam sina z zazdrości (...) Do dziś starsi widzowie wspominają rozjazgotane werble uczynione z miednic, palącą przeróbkę "Alarmu" i zjadliwe, nieprzytomnie złośliwe kreacje Jana Stanisławskiego i Krystyny Chimanienko".

Najpierw ambasada, potem Rakowiecka

Pod koniec lat 60. do Stodoły przyszli Elżbieta Jodłowska, Magda Umer, Marek Gołębiowski, Krzysztof Knittel, Wojciech Mann, Krzysztof Materna, Czesław Niemen z Akwarelami, Andrzej Rosiewicz, Janusz Weiss, Marcin Wolski, Jan Wołek, Andrzej Woyciechowski.

- Dla mnie to był drugi dom - mówi Elżbieta Jodłowska. - Byliśmy zachwyceni, że możemy tworzyć, nigdy nie pytaliśmy o pieniądze. Lubiliśmy się nawzajem, razem wyjeżdżaliśmy na obozy, spędzaliśmy sylwestra, chodziliśmy na wiece '68 roku. Bywało ciekawie... Kiedy zostaliśmy zaproszeni na kolację do attaché kulturalnego amerykańskiej ambasady, to już chyba na drugi dzień spotkaliśmy się wszyscy w słynnej komendzie przy Rakowieckiej. Tym razem zaproszeni na rozmowę.

Na początku lat 70. zaczęła się złota era kabaretu Stodoła. Także dla Marcina Wolskiego były to "najpiękniejsze lata w studenckim kabarecie - wspaniałe programy, wino, miłość i fantazja. Noce zarwane na grę w kierki, wygrywane festiwale i wiara, że będzie tak zawsze".

Chodziło się na operę bitową "Wilkołak" i na spektakl, który szybko stał się legendą -"Jak dobrze mi w pomarańczowym jest" z tekstami Marka Gołębiowskiego i Marcina Wolskiego. Muzykę do obydwu napisał Krzysztof Knittel. -Ten ostatni spektakl pamiętam najlepiej. Był naprawdę odkrywczy, fabularyzowany, a ja grałam w nim sześć postaci - wspomina Jodłowska. -Wtedy siebie odnalazłam.

Druga połowa dekady Gierka stawała się coraz bardziej ponura. Trudno było robić kabaret, a jeszcze trudniej go wystawić. Ale o klasie i... wielkości stodolanego teatru (większą powierzchnię miała tylko Sala Kongresowa) może świadczyć fakt, że na jej deskach gościli także The Royal Shakespeare Company, Tadeusz Kantor z Teatrem Cricot 2, Piwnica pod Baranami...

Nie tylko rock

- Ja jestem dzieckiem klubu Medyk. Ale kiedy w połowie lat 70. nastąpił kres i Hybryd, i Medyka, to większość wyrzuconych przygarnęła Stodoła - mówi Zbigniew Hołdys. - Klub był otwarty na nowe pomysły. Trzy, cztery imprezy dziennie potrafiono zorganizować. Dzisiaj, no cóż... Ale gdyby teraz ten klub miał działać według starych zasad, to by zdechł. A tak dalej jest ważnym miejscem w stolicy.

W 1978 roku powstał Perfekt. W sylwestra 1980 roku zespół zagrał w klubie nowy repertuar w nowym składzie - z Grzegorzem Markowskim. To były lata sukcesu Perfektu, a kiedy w 1983 roku rozwiązano zespół, Hołdys zorganizował w Stodole

Krwawe Wtorki.

"Był to czas Jaruzelskiego. Ludzie szukali szczęścia wszędzie, w szczelinach, gdziekolwiek. Krwawe Wtorki miały im to dać. Moimi gośćmi byli ludzie ważni wówczas dla świata: Martyna Jakubowicz (cudowna zupełnie osoba i artystka), Grzesiek Ciechowski (okazało się, że kapitalny i dowcipny gawędziarz) i Wojtek Mann z Janem Chojnackim czy też jeden z nich, nie pamiętam już za dokładnie. Na żywca zagrał Tomek Lipiński z Tiltem i awangardowy gdański zespół Apteka... Filmy (które ryzykownie szły poza cenzurą) wywołały w młodych ciarki - pamiętam dwa tytuły: "Klasa 1984" i" Papillon" - pisał Hołdys.

Swoje próby zespoły rockowe odbywały - podobnie jak ich jazzowi poprzednicy - w ozdobionej rysunkami Jana Sawki Sali Prób 06, znajdującej się w piwnicy pod główną sceną. W latach 80. i 90. ćwiczyły tu m.in.: Collage, Kult, Maanam, Oddział Zamknięty, Voo Voo, Wilki... Mówiono, że sala przynosi fart.

- Pamiętam taką śmieszną historię - opowiadał Robert Gawliński. - Kiedyś z Madame skończyliśmy próbę, atu nagle przybiega jakiś koleś, i krzyczy: "Grajcie, chłopaki, bo muszę ten obraz skończyć". Okazało się, że miał pracownię nad salą prób i malował do naszej muzyki.

Chyba najbardziej liryczny stosunek do Stodoły ma Grzegorz Markowski: "Mam dwie matki. Pierwsza z nich to biologiczna, druga zaś to Stodoła".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji