Artykuły

„Milczenie”

Brandstaetter nie należy do dramaturgów rozpieszczanych przez polski teatr. Choć jest autorem ok. 20 sztuk, jego teksty z trudem torują sobie drogę na scenę. Gra się je częściej w Wiedniu niż w Krakowie.

Z aplauzem należy więc powitać wystawienie na nowohuckiej Scenie Nurt dramatu Brandstaettera pt. Milczenie, pisanego w latach 1951-56, dramatu, który pod koniec lat pięćdziesiątych i w następnym dziesięcioleciu przeszedł przez wiele teatrów Europy Zachodniej, Ameryki Północnej i Południowej oraz Australii, wywołując wszędzie żywe zainteresowanie krytyki.

Milczenie jest jedną z lepszych sztuk Brandstaettera — większość polskich krytyków była zgodna w tej opinii. Nie ma w niej wzniosłej retoryki, przegadania, łatwej nastrojowości i młodopolskiej maniery o które to „grzechy” często oskarżali recenzenci dawniejsze teksty Brandstaettera. Jest zwięzłość, jest napięcie dramatyczne i ostrość zarysowanych konfliktów. Autor Milczenia nie napisał jednak sztuki politycznej sensu stricto. Napisał rzecz o problemach moralnych, o sytuacjach i postawach. Te postawy pracowały na ogólny klimat duchowy tamtych czasów. I niezależnie od takich czy innych realiów rozstrzygały o ocaleniu człowieka, albo o jego zatraceniu.

Sprężyną działań dramatycznych w Milczeniu Brandstaetter czyni strach — strach, który odbiera ludziom ich podmiotowość, tożsamość, nie pozwala im być sobą, żyć w prawdzie. Postacią pierwszoplanową jest tu literat. Literat, który nie pisze, bo zrujnowano jego talent, wyobraźnię. Nie udało mu się także życie rodzinne. Trzy razy się rozwodził. Ostatnia żona go nie rozumie, nie kocha, a córkę wychował na swojego mściciela. Pije i gryzie się wewnętrznie. Życie jawi mu się jako labirynt, z którego nie ma wyjścia. Rola Ksawerego Poniłowskiego jest interesującą propozycją dla aktora. Kryje w sobie duże możliwości kreatorskie. Materii dramatycznej jest w niej tyle, że można z tego zbudować postać żywą, psychologicznie interesującą. I robi to Andrzej Gazdeczka na miarę swojego talentu aktorskiego. Wygrywa wewnętrzne rozdarcia Ksawerego, jego stłumione bunty, frustracje i wielki strach, który poraża jego ludzkie odruchy. Najlepszy jest w chwilach zamyślenia, wydłużającego się milczenia. Gra twarz — smutna i zmęczona.

Poza Ksawerym Gazdeczki jest jeszcze jedna interesująco zarysowana postać — Wanda Barbary Szałapek. Dziewczyna w czerwonym krawacie, fanatyczka „nowego”, recytująca z żarem artykuły z pierwszej strony „Sztandaru Młodych” z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych. Żywa kopia czegoś, co było kiedyś postrachem dla rodziców, nauczycieli, samodzielnie myślących kolegów.

Inne postaci nowohuckiego przedstawienia wypadły raczej blado, papierowo. Może trudno o to mieć pretensje, poza jednym wypadkiem. Ryszard Gajewski w roli prokuratora, niestety, nie wyzyskał wszystkich możliwości, jakie niosła ta postać. Postać bardzo wieloznaczna, o dużym ładunku dramatycznym.

Wacław Jankowski — młody reżyser, rozgrywa Milczenie w przestrzeni zamkniętej, pudełkowej, oddzielonej od widowni przeźroczystą przesłoną jakby chciał zakomunikować, że to, co się rozgrywa na scenie, to już rzeczywistość zamknięta, historyczna. A może to zamknięcie sceny ma służyć zupełnie czemu innemu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji