Artykuły

Kolekcjonerka kości

Sztukę Howarda Barkera można odrzucić ze wstrętem, można dać się porwać rzece poetyckich nastrojów. Ale to nie jest poezja polityczna najwyższego lotu

wiele łatwiej opowiedzieć, czym "Zwycięstwo" we wrocławskim Teatrze Współczesnym nie jest, niż wskazać, czym jest. To nie jest XVII-wieczny przyzwoity dramat historyczny z dziejów restauracji monarchii Stuartów. To nie jest mieszczańska sztuka alegoryczna ani szekspirowska tragedia władzy. W "Zwycięstwie" Howard Barker tasuje sceny politycznego okrucieństwa, seksualnej przemocy, szaleństwa władców, żądzy posiadania jak karty tarota, w którym każda z figur ma do wypełnienia określone dyspozycje fatum. Przesłanie moralne spektaklu, że człowiek zawsze dokonuje wyboru, w gorączce tej karcianej wróżby wydaje się niewyraźne jak mgły snujące się nad torfowiskami przez trzy godziny spektaklu.

Unurzani w ziemi

Interpretacja reżyserska Heleny Kaut-Howson obraża, wścieka, irytuje, złości i zachwyca. Zachwyca grą aktorów, choć tylko Danuta Stenka w roli wdowy Bradshaw i Anna Filusz jako Cropper, jej córka, to postacie, które ulegają przemianie podczas zmagań z upiorami politycznej rewolucji. Stenka zaczyna kształtować postać jak woskową figurkę - w wykrochmalonym białym czepcu, kołnierzu, mankietach, znaczących jej czarne, wdowie suknie etykietami czystości. Ta purytanka, nawet napastowana przez prymitywnych żołdaków i cynicznych urzędników dworskich, potrafi zachować nieskazitelność. Zmaza wulgarnych przekleństw jej nie dotyczy. Równocześnie aktorka kapitalnie zderza fizyczny spokój, nawet monumentalizm ciała z furią i lękami, których nie chce z siebie wyrzucić, bo nakaz moralny oparty na Bożym słowie, poczuciu przyzwoitości czy małżeńskiej lojalności jest większy niż wolna wola. Ale gdy ta wolna wola popycha ją do zachowań niezwykłych, gdy zechce odzyskać zbezczeszczone ciało męża, zmieni się w ludzkie zwierzę. Tylko tak osiągnie cel. Wśród politycznych bestii człowiek musi zmienić się w bestię - powiada losem tej postaci Barker. Wdowa Bradshaw wędruje do Londynu. Znosząc gwałty, upokorzenia, cięgi, osiąga cel - odzyskuje mężowskie kości. Wielka w tym cudownym przeistoczeniu rola niezwykłej scenografii Pameli Howard. Bohaterowie wprost nurzają się w ziemi jak robaki. Przejmujące doświadczenie, zwłaszcza że widzowie siedzą vis-a-vis, przyglądając się pełnemu zła korytarzowi śmierci, w którym nawet królewski dwór wznosi się na próchnie gleby.

Figury figurek

Bestie są jak porcelanowe figurki. Nienaturalnie upozowane, powykręcane, groteskowe w cukierkowych kostiumach z epoki. Karol, król-jebaka, jak sam o sobie mówi, Macieja Tomaszewskiego wydaje się neurotykiem, seksualnym dewiantem, okrutnikiem, który mimo szaleństwa błyskotliwie rozpoznaje dworskie intrygi, potrafi cynicznie upodlić, czytając w ludzkich lękach jak chiromanta wróży z dłoni. Uwielbia makabryczne scenografie i wulgarny seks i - niespodziewanie - wyjawia głębokie odrzucenie z dzieciństwa.

Nodd, przyjaciel monarchy, w interpretacji Radosława Kaima jest figurką barbarzyńcy w skórzanym, punkowym futerale. Zda się jak cytat z "Tytusa Andronikusa" Julie Tymor. Pastwi się nad innymi, czerpiąc siłę z monarszej skłonności do bestialstwa. Lena Skrzypczak jako Devonshire, królewska faworyta, wiruje wokół Karola niczym figurka na druciku. Są też szmaciane kukiełki. Bankier Hambro Jerzego Senatora, sztywny, jakby kij połknął. Zasztyletowany kona jak marionetki w teatrzykach kukiełkowych. McConochie Tomasza Tyndyka, tchórzliwy syn Bradshawa, którym wszyscy rzucają o glebę niczym szmacianą kukłą. Sekretarz Bradshawa - Skrupa Bogusława Kierca - płaczliwy tchórz, brnący coraz głębiej w upokorzenie, wypisz-wymaluj figura z komedii dell'arte. Bo raz nie przeciwstawił się złu. Każda z tych kreatur przeraża. Każda wskazuje, jak łatwo pozbawić nas człowieczeństwa, a co gorsza, jak z własnej woli całujemy łapy władców. Dla chwili szczęścia, pozorów władzy, blichtru rang.

Tłumaczyć sobie

Jest także świat alternatywny w "Zwycięstwie". Dostrzegamy, że dzikie żądze i wyuzdane namiętności może zneutralizować przyzwoitość czy godność. Język, religia, kultura codzienna - jest wiele sposobów na przeciwstawienie się złu. Dlatego najważniejszym przesłaniem sztuki wydały mi się słowa Cropper, córki rewolucjonisty. Wychowywana z premedytacją przez rodziców do roli głupiej, wiejskiej krowy, której nie będzie nękać polityka, jako jedyna spełni misję ojca. Nauczywszy się łaciny, wbrew rodzicielskiej klątwie, wskazując co wieczór litery dzieła Bradshawa grubym, brudnym paluchem, tłumaczy je na angielski. Tłumaczy idee rewolucji społecznej, która miała znieść nierówność wobec prawa, sobie, czyli współczesnym. To najpiękniejsza puenta. Wdowa Bradshaw wybrała rolę makiaweliczną. Odzyskała truchło męża, ale straciła wszystko, w co on wierzył: cnotę, godność, wiarę w Boga. Cropper zaczęła od przemiany duchowej. Znalazłszy wiarę, nie dotyka błota, gnoju, skurwysyństwa (to cytaty z Barkera) świata władzy i polityki. Dociekanie sensu zemsty i politycznego rewanżu w czasach demokracji parlamentarnych wydaje się znacznie mniej barwne, wyuzdane czy groteskowe niż w sztuce. Deszcz opadający w finale na wdowę Bradshaw i jej gwałciciela mógłby sugerować, że Księga Natury wszystkich oczyści ze zbrodni. Łatwy morał. Za łatwy. Boże miłosierdzie, o ile wiem, nie wyklucza dnia sądu.

Diagnoza wątpliwa

I wreszcie zdanie o tym, co w robocie Heleny Kaut-Howson irytuje - zaskakujący polityczny banał, na którym skonstruował tekst Barker. Nie udało się go wyeliminować w spektaklu. Marksiści by się ucieszyli. Tyle pada na scenie słów rodem z socrealistycznych poematów oskarżających politykę, że chwilami chce się parsknąć śmiechem. Patetyczne przekonanie o ścisłym związku seksu i polityki ma być może sens w "Manifeście komunistycznym" czy w produkcjach Hollywoodu, niekoniecznie jednak jest diagnozą losu człowieka. Patologie mediów - na szczęście - wciąż nie są normą, lecz folklorem społecznym zarówno w kulturach egzotycznych, jak i za ścianą mojego pokoju.

Po wstrząsającym spektaklu Kaut-Howson zadzwoniłem do przyjaciół z Wielkiej Brytanii. Potwierdzili moje obawy. To wina frankofobii. Postaci Barkera mają problemy z seksem, które my rozwiązujemy w liceum, czytając najpierw minstreli, potem Lautreamonta. A nie odwrotnie. Ta kolejność zapada w świadomość na całe życie. Są jeszcze tacy, którzy nic nie czytają. I oni wybiorą klipy Mansona, filmy Tarantino i sztuki Barkera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji