Artykuły

Ponowocześni kolekcjonerzy

Kuratorzy projektu tanecznego "Rollercoaster. Kolekcjonerzy wrażeń" realizowanego przez Cricotekę wybrali siedem spektakli, które według nich wchodzą w dialog - poprzez formę, temat czy stylistykę - z postmodernizmem - pisze Wiktoria Tabak z Nowej Siły Krytycznej.

Strefa przeżyć

Dyskurs akademicki wokół ponowoczesności zazwyczaj osadza się na zwrotach kulturowych, w tym na paradygmacie społeczeństwa konsumpcyjnego, na zwiększeniu globalnej świadomości, a także na wzroście tolerancji i akceptacji inności oraz troski wobec ludzi odmiennych kultur i wyznań. Wyselekcjonowane przez Pawła Łyskawę i Eryka Makohona przedstawienia wpisują się w naukowe rozważania, ale jednocześnie próbują zweryfikować, czy teoretyczne formuły da się przyłożyć do rzeczywistości. Ważnym punktem odniesienia w konstruowaniu programu okazała się również Baumanowska koncepcja człowieka ponowoczesnego, ufundowana na czterech typach osobowości: Spacerowicz, Gracz, Turysta i Włóczęga. Można je rozpatrywać zarówno jako osobne, jak i przenikające się figury. Organizatorzy zaprosili nas do wejścia w buty każdej z nich, dokonania wiwisekcji prezentowanych działań i do dzielenia się wrażeniami.

Dzień dobry, Polsko!

Przegląd rozpoczął performans "Witajcie/Welcome". Aurora Lubos poddała w nim w wątpliwość chrześcijański obowiązek niesienia pomocy ludziom uciekającym przed wojną oraz wyidealizowany pogląd Polaków na naszą otwartość wobec różnorodności. Punktem wyjścia był zrealizowany w 2015 roku (podczas Dnia Solidarności z Uchodźcami w Sopocie) film, który rejestrował wyciąganie przez artystkę z Bałtyku płóciennych lalek przypominających ludzi. Desperacką walkę z żywiołem musiała stoczyć sama, gdyż nikt z przyglądających się przechodniów nie zaoferował jej pomocy. Nawiązanie do działań sprzed trzech lat odbywa się na poziomie tematycznym i scenograficzno-wizualnym.

Po wejściu na salę zwracają uwagę poukładane obok siebie kukły podobne do tych z filmu, a z boku sceny wyświetlone jest wspomniane wideo. Tym, co różni pierwszą wersję od obecnej jest wybrana przez Lubus strategia wobec relacji z widzem. Od początku włącza odbiorcę w przedstawienie. A to wręcza publiczności manekiny, a to chwyta ludzi za dłonie i odchylając się z coraz większą siłą, wyrywa się z uścisku, uderzając ciałem o podłogę, zrzucając symbolicznie na trzymającego odpowiedzialność. Aktorka chętnie powtarza gest upadku, co wydaje mi się cytatem z performansu "Impact Afghanistan War", w którym Helene Vosters codziennie przez siedem lat nagrywała siebie spadającą na ziemie w publicznej przestrzeni. Podjęte działania miały stać się metaforą bezsensu wojny i jej ofiar.

Pokazywaną tydzień później "Idylluzję" odebrałam jako komentarz do poczynań Lubos. Chociaż Ilona Gumowska, Franciszek Wojciechowski, Tomasz Ciesielski na spotkaniu podkreślali, że chodziło im o ukazanie gry z percepcją - co akurat nie było komunikatywne - to jednak spektakl ciekawiej wybrzmiewał w kontekście budowy wspólnoty opartej na wymuszonej partycypacji. Aktorzy próbowali wchodzić z widzami w relacje, zachęcać do grupowego działania (podnoszenia rąk, przekazywania koperty etc.), ale większość akcji kończyła się porażką. "Idylluzja" w kontrastującym zestawieniu z "Welcome/Witajcie" wypadała jako projekcja współczesnego człowieka wyzbytego empatii i obojętnego na inne istoty, pływającego w bańce urojeń i samozadowolenia w społeczeństwie medialnej produkcji tożsamości.

Być kobietą, być kobietą

Na jeszcze innej płaszczyźnie sytuuje się "Melancholia", spektakl odwołujący się do twórczości Edwarda Hoppera. Obrazy amerykańskiego malarza posłużyły za kanwę monodramu (część I) i trzyosobowego przedstawienia w choreografii Jakuba Lewandowskiego (część II). Inspiracje można odnaleźć w grze światłocieniem, w sposobie umiejscowienia aktorek na scenie (Sylwia Hefczyńska-Lewandowska, Dominika Wiak, Kinga Duda) czy w gamie kolorystycznej. A będąc przy barwach, warto także zwrócić uwagę na intrygujący zabieg zastosowany na początku spektaklu - na reżyserię przełamującego ciemność, ostrego, żółtego światła. Czerń i żółć tworzą nierozerwalny związek i dają się zinterpretować w kontekście Hipokratesowej teorii osobowości, w której słowo melancholia w etymologicznym ujęciu rozbija się na mélanos (czerń) i chole (żółć). W działaniach zabrakło mi spójności, co może wydawać się zachętą do różnych interpretacji, ale raczej jest wynikiem źle skonstruowanej dramaturgii.

Zupełnie od innej strony za figurę kobiety zabrała się Helena Ganjalyan w monodramie "Melt". Artystka jako punkt wyjścia obrała postać Ofelii, ukazując ją w wielowymiarowym kontekście. Performerka próbuje odzyskać jej człowieczą obecność i dokonuje tego za pomocą szeregu czynności niejako odwracających schematyczne funkcje płci. Ganjalyan-Ofelia nie jest już piękną dziewczynką, o której wiemy tylko tyle, co powiedzą nam inni. Tym razem to ona dyktuje warunki - w pewnym momencie wybiera z widowni Hamleta i zaprasza na scenę. Ten posłusznie wykonuje jej polecenia i wspólnie odgrywają scenę oddawania pamiątek. Czy to przesunięcie jest propozycją alternatywnej wersji dobrze znanej historii, która pierwotnie reprodukowała stereotypowe role? Jeśli taki był zamiar, to niewątpliwie został osiągnięty. Istotne jest, że Ganjalyan posiłkując się zarówno dramaturgią słowną, jak i ruchową, unika scalenia tych środków na zasadzie obrazowania ruchu słowem, bądź komentowania słowa ruchem.

Projekt: ciało

"Stany skupienia" zaprezentowane przez studentów Akademii Sztuk Teatralnych Wydziału Tańca w Bytomiu to w znaczeniu dosłownym i metaforycznym podróż. Widzowie od samego początku proszeni są o podążanie za aktorami w najróżniejsze miejsca Cricoteki. Akcja toczy się na schodach, w salach wystawowych, w przejściach i finalnie na scenie. Adepci sztuki teatralnej ze zręcznością i precyzją poruszają się w zaprojektowanej przez Jacka Przybyłowicza choreografii, prezentując wachlarz umiejętności. Na poziomie fizycznym i wizualnym performans może robić wrażenie, jednakowoż dramaturgicznie się rozsypuje. W drugiej części na pierwszy plan wysuwa się ciało jako nośnik erotycznych znaczeń. Nie wiem, czy to zabieg zamierzony, czy powstał w trakcie grania przedstawienia (aktorzy podczas spotkania powiedzieli, że po premierze choreograf przyzwolił im na dołożenie do postaci siedmiu procent treści od siebie), niemniej wyczuwalny jest brak konsekwencji i poluzowanie kontekstu.

Obok "Stanów skupienia" ustawiłabym spektakl "Bataille i świt nowych dni". Są to przedstawienia w zasadzie bez słów (padają pojedyncze wyrazy), a za tym idzie zupełnie inna percepcja. Sławomir Krawczyński (scenariusz i reżyseria) wraz z Anną Godowską (choreografia) od wielu lat inspirują się psychologią analityczną Carla Gustava Junga, pracują według metody zorientowanej na proces Arnolda Mindella oraz na aktorskie improwizacje i medytacje. W tym wypadku wzbogacili swój system o myśl wyciągniętą z tekstów Georgesa Bataille'a: "Doświadczenia wewnętrznego", "Łez Erosa", "Części przeklętej" i "Erotyzmu". Praca badawcza miała odzwierciedlenie w precyzyjnie wymyślonej choreografii, której ciała tancerzy poddawały się bez reszty, co z kolei trochę przeczyło zamysłowi ukazania na scenie podświadomości. Trzech mężczyzn (Paweł Grala, Bartosz Ostrowski, Łukasz Przytarski) wraz z trzema kobietami (Aleksandra Bożek-Muszynska, Natalia Dinges, Zofia Tomczyk) podjęli próbę zilustrowania fizycznością myśli francuskiego pisarza i filozofa. Efekt jest raczej pobieżnym dotknięciem tematu niż wnikliwą analizą, niemniej otrzymaliśmy skrupulatne widowisko, budzące podziw zwłaszcza na poziomie finezyjnych, płynnych i dynamicznych manewrów wykonawców.

Cały ten blichtr i blask

Na koniec przeglądu zaproponowano "Glamour" Krakowskiego Teatru Tańca. Kurator Eryk Makohon przejął rolę reżysera i wraz z Pamelą Bosak, Magdaleną Skowron i Mateuszem Ulczokiem zaprosił publikę do rozgrywek. Początek może budzić skojarzenia z walką z "Czarnego łabędzia" Darrena Aronofsky'ego. Konotacje te nie wydają mi się bezzasadne, o czym świadczą choćby kostiumy - dwie kobiety, ubrane w wystawne, kontrastujące ze sobą, po części tiulowe sukienki, odtwarzają przemocowy układ ruchowy. Po krótkim damsko-damskim fragmencie pojawia się mężczyzna i reguły ulegają zmianie. Gra zaczyna toczyć się na wielu poziomach. Performerzy próbują kreować realność - co z założenia jest sprzeczne - i jednocześnie zdają się pytać, w jakim stopniu jesteśmy sobą w codziennych sytuacjach, stojąc przed innymi ludźmi, a w jakim, gdy nikt nie patrzy. Jak daleko możemy zabrnąć w procesie reprodukcji własnej tożsamości w różnorakich kontekstach. Odpowiedź przychodzi pod koniec, gdy intensywnie wibrujące ciała wykonują transowe ruchy w celu pozbycia się krępującego sprawność ubioru i tym samym na poziomie metaforycznym ograniczających konwenansów. Po tej sekwencji artyści stają przed widownią zupełnie nadzy z zamkniętymi oczami i konfrontują nas z poczuciem wstydu i dyskomfortu, które odczuwamy bardziej my, siedzący wygodnie w fotelach, w pełni wykreowani i bezpieczni w swoich rolach.

Ostatnia stacja

Kilka lat temu Anna Królica zrealizowała w Cricotece projekt "Maszyna choreograficzna" polegający na poszukiwaniu punktów wspólnych między twórczością Tadeusza Kantora a działaniami współczesnych choreografów. Tegoroczny "Rollercoaster" zdaje się wpisywać w tę krótką tradycję prezentacji spektakli tanecznych w Ośrodku przy Nadwiślańskiej. Krakowski przegląd miał wzloty i upadki. Nie można jednak zaprzeczyć, że dzięki rozmaitości programu festiwal umożliwił konfrontacje z wieloma formami teatru tańca (bądź "tańca teatru", jak pisała Anka Herbut za Dariuszem Kosińskim w "Dwutygodniku") i zmierzenie się z niełatwą materią interpretacyjną. Po każdym przedstawieniu organizowane były rozmowy z artystami prowadzone przez Karolinę Wycisk, które stwarzały możliwość dopytania o nurtujące kwestie. I chociaż taniec, jako dziedzina autonomiczna, wciąż bywa marginalizowany przez instytucje teatrów repertuarowych (zmiany w tym zakresie następują bardzo wolno) to wydaje mi się, że jego potencjał jest coraz większy i dużo bardziej atrakcyjny niż wyczerpująca się formuła wielkich widowisk z plejadą powtarzanych nazwisk.

**

"Rollercoaster. Kolekcjonerzy wrażeń", Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka w Krakowie, 6-27 października 2018, w ramach projektu Instytutu Muzyki i Tańca "Scena dla Tańca 2018".

*

Wiktoria Tabak - studentka trzeciego roku wiedzy o teatrze i zarządzania międzynarodowego na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji