Artykuły

Nie każda szkoła baletowa jest pełna przemocy

Mam zastrzeżenia do reportażu "Tato, oni mnie tam bili", choć uważam, że powinien od września wisieć w każdym pokoju nauczycielskim w każdej szkole baletowej i być może przeczytany na lekcjach wychowawczych (tego nie jestem pewien, zapytam szkolnego psychologa) - Mirosław Różalski, dyrektor Szkoły Baletowej w Poznaniu odpowiada na tekst Katarzyny Włodkowskiej.

Nazywam się Mirosław Różalski i jestem dyrektorem Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu. Przeczytałem reportaż z wielkim smutkiem. Zdarzenia, które Pani opisuje, nigdy nie powinny się wydarzyć, słowa, które Pani przytacza, nigdy nie powinny być wypowiedziane.

Wiem, że w całym szkolnictwie artystyczny, a szczególnie baletowym, dochodziło, dochodzi i pewnie będzie dochodziło do takich sytuacji. To wielkie zadanie dla nas dorosłych, nauczycieli, rodziców i dziennikarzy, aby tak nie było. Jeśli Pani reportaż sprawi, że chociaż jeden dzieciak nie usłyszy już nigdy takich słów, to dziękuję.

Nie będę ukrywał, że w mojej szkole, której jestem absolwentem, takie słowa czasami padają nawet teraz (oczywiście nie tak drastyczne, nie poniżające, ale jednak być może sprawiające ból). Są incydentalne i natychmiast wyjaśniane. Ich źródłem najczęściej jest rozczarowanie i poczucie bezsilności nauczyciela, który chciałby, aby jego uczniowie byli dobrzy, bardzo dobrzy, najlepsi.

Specyfika nauczania, która sprawia, że nauczyciel może pracować z uczniem tylko TU i TERAZ i nie może mu "zadać do domu" tworzy poczucie "utraconej szansy", jeżeli ćwiczenie nie jest wykonywane poprawnie, kiedy utrwala się błąd. To jest źródłem stresu, który popycha nauczyciela do bezwzględnego egzekwowania metodycznych założeń. Nauczyciel przestaje być pedagogiem, staje się treserem.

Sam uczę najbardziej stresogennego przedmiotu w szkole baletowej, czyli tańca klasycznego. Przedmiotu, który decyduje o "być i..." każdego ucznia. Wiele razy zadaję sobie i kolegom pytanie, dlaczego nam, nauczycielom tańca klasycznego, tak trudno przychodzi godzenie się z niedoskonałościami naszych uczniów. Sam również miewam chwile słabości, ale radzę sobie prostą i bardzo skuteczną metodą - lekcja bez śmiechu to żadna lekcja. Grunt to pogoda ducha i świadomość, że w ich wieku nie byłem lepszy.

Mam też zastrzeżenia do reportażu "Tato, oni mnie tam bili", choć uważam, że powinien od września wisieć w każdym pokoju nauczycielskim w każdej szkole baletowej i być może przeczytany na lekcjach wychowawczych (tego nie jestem pewien, zapytam szkolnego psychologa).

Myślę, że u każdego zszokowanego czytelnika (np. rodzica) musiała zrodzić się po lekturze prosta myśl - nigdy nie dam dziecka do tej szkoły, wszystko tylko nie balet. Przewaga zła nad dobrem była miażdżąca. Wyszło, że to szkoła ze swoim systemem nauczania jest złem a nie, że niektórzy nauczyciele zapomnieli (lub nigdy nie wiedzieli) o co chodzi w wychowaniu i ukształtowaniu młodego człowieka oraz młodego artysty. Dlatego trzeba dyskutować i stawiać pytania dlaczego to się działo, dlaczego młodzi ludzie to akceptowali, dlaczego rodzice to akceptowali, dlaczego uznano, że tak musi być.

Jestem przekonany, że nauczyciele przemocowi to dziś margines, który zasługuje na potępienie, a normą są pozostali nauczyciele. To oni decydują o tym, że uczniowie z radością wstają rano, idą do szkoły, stają przy drążku, żeby się zmęczyć, spocić, czasem walczyć z bólem i czekać przez sobotę i niedzielę na szkolny poniedziałek, nawet jeśli "nie lubią poniedziałków". Słyszę w Pani tekście całkowicie uzasadnione wołanie, że nie możemy się godzić na takich nauczycieli, na takie słowa i postępowanie, ale nie wszyscy tak uczą baletu. To trudny i pełen wyrzeczeń zawód, a nauczanie nie musi być surowe.

16-letnia uczennica, której śmierć była impulsem do napisania reportażu, chciała przenieść się do naszej szkoły. Rozmawiałem z nią w kwietniu, kiedy nas odwiedziła. Powiedziała mi, że chce zmienić szkołę, nasi uczniowie już z nią korespondowali, umawiali się, że w czerwcu odwiedzą Warszawę. Ta tragedia wstrząsnęła i zaskoczyła nas wszystkich.

Chcę poruszyć jeszcze jeden temat. Wspomina Pani o krzykach, środkowym drążku, ostatniej linii, ważeniu. To typowo baletowe problemy. Większość rodziców nie rozumie, lub nie chce się przyznać, że ich dziecko może być najlepsze (z tym nie ma problemu), bardzo dobre (z tym też nie), dobre (no dobrze, ale) i słabe (tu oczywiście jest problem, nawet tragedia). Zgadzają się, że ich syn, albo córka jest świetna z polskiego i słaba z matematyki. Ale gdy chodzi o taniec klasyczny, trudno przychodzi im zrozumieć, że dziecko może nie będzie klasykiem.

Przyznać to, znaczy pogodzić się z myślą, że być może ich dziecko po prostu musi odejść ze szkoły. A to oznacza przegraną, koniec marzeń, ból, wstyd. Ich świat się wali. Niestety nie zawszy my, nauczyciele, potrafimy to tłumaczyć, chociaż wkładamy w to wiele wysiłku. A jeśli na drodze dziecka staje nauczyciel, który umie uczyć przez strach, absolutne podporządkowanie, pełną dominację nad uczniem, zaczyna się koszmar. Każdy uczeń w szkole baletowej wie, że jeśli stoi na środku sceny lub tańczy solo, jeśli stoi na środkowym drążku to znaczy, że należy do najlepszych. Tak było zawsze i dzisiaj też tak jest. Chociaż w mojej klasie uczeń może stać gdzie chce. Jeśli jednak przygotowuję choreografię, to zawsze najlepszy uczeń musi stać na środku i być liderem. Najsłabszy stoi w ostatniej linii. Tak jest w szkole i w teatrze. I w życiu. Liderzy są na czele.

Ważenie też było, jest i będzie. To część zawodu. Oczywiście to bardzo delikatna sprawa. Uczulenie na to jest ogromne. W 99 proc. dotyczy dziewcząt ( i w 99 proc. chodzi o zbędne kilogramy), najtrudniej to znoszą w okresie rozwoju, kiedy zmienia się im sylwetka. Ważenie i rozmowy nie mogą być publiczne! Ten temat to jedna wielka rana. Nie można go pomijać, ale lepiej zawsze konsultować się z psychologiem. Tu najłatwiej popełnić błąd, a naprawić go jest niezwykle trudno. Czasem, rzadko (każda szkoła to wie) przynosi to odwrotny skutek.

Dwa lata temu wycofałem bardzo dobrą dziewczynę z konkursu (nigdy nie miała problemów wagowych), bo wbiła sobie do głowy, że może się udoskonalić. I nagle zaczęła chudnąć. Zawiesiłem ją w prawach ucznia i tydzień przed koncertem dyplomowym odesłałem do domu, mówiąc, że zdrowie jest ważniejsze. Dzisiaj jest uśmiechniętą dziewczyną, ma sukcesy na koncie, dobrze się uczy.

Krzyk - nie chodzi o krzyk, tylko o słowa i intencje. W balecie zawsze były krzyki. Zawsze trzeba było przekrzyczeć Chopina, Czajkowskiego, Minkusa. I zagrzać do boju, sprawić, że jeszcze raz skoczą, wejdą na puenty, rzucą się na podłogę. Więc zawsze będzie słychać - wyżej noga! Szybciej! Jeszcze raz! Słabo! Do niczego! Ale lipa! (to moje). Więc krzyczymy, dopingujemy, krytykujemy.

Wiem, że nie chodzi o te krzyki. Tylko o te drugie, z grubą krową i inne. Dlaczego? To proste. Jeśli uczeń gada głupoty na polskim, można mu przerwać, odesłać do ławki, zadać na jutro, niech siedzi cały wieczór i kuje. W balecie jest inaczej. Zwłaszcza na tańcu klasycznym. To jedyna specjalność, w której codziennie weryfikuje się każdego ucznia z całości materiału. Każdego dnia uczeń (a później w teatrze) zaczyna tak samo. Przysiad (demi, grand plie), wysuwanie nogi (battement tendu) itd. Nie można niczego opuścić. Nie można utrwalać błędów. Jeśli uczeń robi coś źle, to już to zrobił, to się stało, to jest fakt. Nie można mu powiedzieć, żeby się zastanowił, coś mu podpowiedzieć, zasugerować. On to już zrobił. Dlatego większość choreografów, pedagogów, dyrygentów, reżyserów, trenerów to raczej cholerycy, flegmatyk tu nic nie zdziała.

Na tańcu, jeśli uczeń wykręca dobrze nogi, a nie naciąga stóp, to ma problem. Tancerz jest oceniany w całości, wszystko musi być dobre. Liczy się ostateczny efekt. Rodzice często podnoszą argument pracowitości. Oczywiście ona jest ważna, ale na końcu uczeń wychodzi na scenę i nieważne jest czy pracował długo, sumiennie, cały czas, tylko czy zatańczył dobrze czy nie.

Niestety sztuka brutalnie weryfikuje nasze marzenia. Dajemy oceny za wykonanie, za pracę, można oceną zachęcać lub nie, ocena bywa sprawiedliwa, a czasem nie, ale jeśli przychodzi wybrać ucznia do roli, do wariacji, postawić go na środku to wybieramy najlepszego. Ale ma Pani rację. Gdzie w tym wszystkim jest młody człowiek ze swoimi marzeniami, dążeniami, poświęceniem?

Słyszałem kiedyś wypowiedzi nauczycieli, że czują się obrażeni złym wykonaniem, jakby uczeń robił coś na złość, czują brak szacunku. Przyjmują to bardzo osobiście, nie mogą się pogodzić, czują się oszukani. Przecież oni tyle poświęcili swojemu uczniowi, a on ICH ZAWIÓDŁ. Takie podejście do nauczania jest przyczyną rodzenia się ogromnych emocji w stosunkach między uczniami i nauczycielami tańca. Niektórzy nauczyciele traktują uczniów niemal jak swoją własność. Nauczyciel fortepianu pracuje z uczniem indywidualnie, zadaje mu utwór do domu, uczeń ćwiczy sam i przychodzi na kolejną lekcję. W szkole baletowej jest inaczej. Wszystko robi się wspólnie. Uczeń jest bardzo uzależniony od nauczyciela. Nauczyciel jest wyrocznią i prawie zawsze panuje nad uczniem. Dlatego tak ważne są uwagi nauczyciela.

Każdy uczeń czeka na nie na każdej lekcji. W klasie ćwiczy wiele osób, wszyscy słyszą uwagi i wiedzą do kogo są kierowane. Z reguły najwięcej dostają najlepsi. Bo to oni są wizytówką pracy nauczyciela. Ale też wszyscy uczniowie i uczennice wiedzą, że powinni korzystać z każdej uwagi, nawet jeśli nie jest kierowana do niego. No, ale on czeka na tę ,,swoją" uwagę, tę, tylko dla niego.

Dzisiaj większość nauczycieli zdaje sobie sprawę, jak ważną rzeczą jest w nauczaniu psychologia. Ciągle jesteśmy szkoleni, jak pracować z uczniem, na co zwracać uwagę, co mówić, jak mówić i kiedy mówić. Ogromna część nauczycieli doskonale rozumie skomplikowany proces nauczania. A kluczowe w tym procesie jest myślenie o uczniu, nie o sobie.

Czekamy na Wasze historie, opinie: listy@wyborcza.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji