Dzięki poezji jesteśmy braćmi
Nasza przyjaźń przypadła na trudne czasy. On rzadko mógł wybrać się do Niemiec, ja nie zawsze otrzymywałem wizę do Polski. Pamiętam, że w latach 70. wybraliśmy się na festiwal literacki do Meksyku. Samolot startował z Frankfurtu nad Menem. Nad Atlantykiem Tadeusz wyjrzał przez okno i powiedział: "Gdyby mój ojciec to wiedział... Syn samolotem do Meksyku... I wszystko to za wiersze...". W tych słowach jest cały Tadeusz - mówił Günter Grass podczas spotkania pisarzy na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie.
Spotkania pisarzy z Polski i Niemiec oraz wieczór poezji Różewicza, Grassa i Enzensbergera były najważniejszymi wydarzeniami piątku na Międzynarodowych Targach Książki.
- W 1958 r. mieszkałem w Paryżu i pisałem "Blaszany bębenek". Kiedy doszedłem do opisu obrony Poczty Polskiej, stwierdziłem, że muszę pojechać do Gdańska, żeby zebrać materiały - mówił w piątek Grass [na zdjęciu] podczas konferencji prasowej. - Był to czas odwilży, właśnie powstała "Policja" Mrożka, której manuskrypt przekazałem mojej wydawczyni. Właśnie wtedy zetknąłem się z twórczością Różewicza. Tadeusza poznałem natomiast w latach 60. - Spotykaliśmy się w Berlinie. Nasza przyjaźń przypadła na trudne czasy. On rzadko mógł wybrać się do Niemiec, ja nie zawsze otrzymywałem wizę do Polski. Pamiętam, że w latach 70. wybraliśmy się na festiwal literacki do Meksyku. Samolot startował z Frankfurtu nad Menem. Nad Atlantykiem Tadeusz wyjrzał przez okno i powiedział: "Gdyby mój ojciec to wiedział... Syn samolotem do Meksyku... I wszystko to za wiersze...". W tych słowach jest cały Tadeusz.
W Meksyku Grass wykonał portret Różewicza.
- W tle pojawiły się kaktusy i kolce o bardzo symbolicznym znaczeniu - wspominał twórca "Blaszanego bębenka". - Twoja droga w Polsce nie była usłana różami, ale poradziłeś sobie. A to dzięki odwadze, sile i poczuciu humoru.
- Na tym portrecie przypominam tłustą rybę, turbota, o którym pisałeś w jednej ze swych powieści - mówił z uśmiechem Tadeusz Różewicz. Po chwili dodał: - Jesteś młodszy, żywszy, jak przystało na prozaika. Dla mnie zawsze bardziej niż malarzem, poetą czy dramaturgiem byłeś powieściopisarzem.
Grass mówił też o talencie polskiego twórcy: - Sprawy, których inni nie potrafią objaśnić w pół godziny, on oddaje jednym słowem.
- Cały czas prawimy sobie komplementy - żachnął się wtedy Różewicz. - Zastanówmy się więc, co złego możemy o sobie powiedzieć? Günterze, wciąż pracujesz, jesteś zbyt pilny, znajdź trochę czasu na leniuchowanie. Muszę ci też od serca powiedzieć, że za dużo palisz.
- Jak śpię, to nie palę - zaprotestował Grass.
- Nie wierzę.
- Ty, Tadeuszu, masz nade mną również tę przewagę, że stronisz od polityki. Ja denerwuję się na rządy, żywo reaguję, komentuję dla prasy i telewizji. Ty - nie. Bo jesteś bardzo mądry.
Wieczorem w Teatrze Dramatycznym Grass i Różewicz czytali swoje wiersze wraz z Hansem Magnusem Enzensbergerem.
Ułożyły się w historię środkowej Europy, różną dla nas i Niemców, a jednak wspólną. Enzensberger przywołał dawnych pruskich urzędników wspominających chwile, kiedy grali na waltorniach w miasteczkach, w których później nastała II Rzeczpospolita. Przypomniał gorszy, trudniejszy los mieszkańców wschodniej części kontynentu - w sekwencji dworcowych grajków z Kijowa, których koledzy po fachu z Salzburga i Bayreuth mają "niewielką, bardzo niewielką przewagę". Grass w "Panu Kichocie" wskrzesił z podziwem, ale i z ironią, polskiego żołnierza w bitwie pod Kutnem. Odżyli poeci prowadzeni na rzeź, których można dziś ujrzeć tylko w postaci rosnącego cienia przestrzelonej głowy na ścianie - jak uwiecznił Brunona Schulza "W świetle lamp filujących" Tadeusz Różewicz. A także starsze, proste kobiety przyszywające do starych, znoszonych płaszczy żółte gwiazdy. Powróciły w recytacji Enzensbergera dedykowanej Adamowi Zagajewskiemu.
Wiersze dawały świadectwo kataklizmów naszej historii, ale poeci nie kryli, że poezja bywa ułomna w bezpośrednim przedstawianiu jej grozy. Dlatego wybierają metaforę, symbol, pozornie współczesny obraz. Jak choćby ten - siwego pana, który czuje się we własnym domu niczym w bunkrze. Wciąż czuwa, czy ktoś nie wychodzi zza rogu, żeby go zabić, choć przecież od ostatniego wystrzału w sercu Europy minęło sześć dekad.
Poezja przynosi też wytchnienie, oczyszcza. Przypomina, że w najczarniejszy dzień "za stodołą para kochanków/ w uniesieniu, bez tchu i pamięci/ pomimo". Pokazuje świat przyrody, uczy brać przykład z obłoków i chmur, które nie potrzebują naczelników, bitew. Przemijają w spokoju. Radzi naśladować oceany i morza. Przecież Bałtyk nie zapomniał niemieckich i polskich dziejów Gdańska, ale odbijając się o brzeg - pluszcze w języku zrozumiałym dla wszystkich.
Połączył też poetów zachwyt dla mądrości i piękna kobiet, świadomość wiecznej chłopięcej niedojrzałości mężczyzn.
- Zostawiłem najlepszy tomik wierszy w domu! - westchnął z udawanym żalem Tadeusz Różewicz zachwycony lirykami niemieckich kolegów. Zdarzyło mu się też jedną własną frazę zabawnie skrytykować, poprawić. Rwącą się chwilami lekturę wierszy wytłumaczył następująco: Najpiękniej podczas wieczoru zabrzmiało słowo "bracia". Jesteśmy braćmi.
* * *
Ktoś z Radomska
Po grochu chodzi Tadeusz.
Nie może odpowiedzieć.
Język leży w poprzek.
Ale ja słucham.
Polska ma usta.
Właściwie cicho, ale zgrzytliwie.
Podgrzejcie mu zupę.
Mógłby.
I miejsce na buty.
Jeszcze ciaśniejsze ściegi.
Szycie rozpogadza.
Jego rozdarcie nie chce.
Günter Grass , przeł. Sława Lisiecka.