Artykuły

Przekrojowa dyskryminacja wielowymiarowa

Przez większość prawie dwugodzinnego spektaklu nie byłam pewna, czy podoba mi się to, co oglądam w wykonaniu studentów IV roku Wydziału Aktorskiego wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Teraz z kolei nie mogę przestać myśleć o tym, co zobaczyłam. Jestem pozytywnie zaskoczona - o spektaklu dyplomowym "Bahmut" wg Jane Austin w reż. Wojciecha Kościelniaka w AST we Wrocławiu pisze Klaudia Kasperska z Nowej Siły Krytycznej.

O wrocławskiej uczelni mówi się zdecydowanie za mało. Na początku marca premierę miał tam dyplom wyreżyserowany przez Wojciecha Kościelniaka. To doświadczony reżyser, który z adeptami sztuki aktorskiej wielokrotnie już pracował. Jego najnowsza realizacja jest, krótko mówiąc, przyjemnie frapująca.

Spektakl na motywach powieści "Duma i uprzedzenie" Jane Austen, do którego scenariusz napisał Kościelniak, od samego początku zdecydowanie odbiega od Austenowskiej estetyki. Charakterystyczne dla niej opisy życia i zwyczajów angielskiej klasy wyższej XIX wieku, dystyngowanie upudrowana aparycja bohaterów czy ckliwy melodramatyzm zostały w sposób absolutny zuniwersalizowane i przepisane na język postnowoczesnych realiów. Oto znajdujemy się w magazynie sklepowym, w świecie wcale niedalekiej przyszłości. W głębi sceny na wysokich półkach piętrzą się ogromne pudła. Opiekunka biznesu (w tej roli brawurowa Anastazja Borkoniuk) zapalczywie prezentuje ekspozycję: cztery humanoidalne roboty-kobiety (nazywające opiekunkę "matką"), każda innej urody, usposobienia i stylu. W sklepie znajdziemy ich ponad trzysta. Nazywają siebie siostrami, chociaż zamiast rodziców łączy je identyczna specyfikacja techniczna, proces produkcji i oprogramowanie. Androidki sprzedawane są mężczyznom jako materiał na żony. Wokół tego tematu zostaje nakreślona główna oś akcji.

Do sklepu przychodzi pan Bingley (Igor Tajchman) i błyskawicznie decyduje się na zakup rudowłosej Jane o ładnej buzi i głupiutkim usposobieniu (Martyna Bazychowska). Zanim transakcja zostanie sfinalizowana androidka i mężczyzna zaczynają się spotykać, niepostrzeżenie wiążąc ze sobą losy bliskich. Gdy Jane wybiera się do potencjalnego kupca/małżonka z wizytą, zaskakuje ją deszcz, doprowadzając do zwarcia w podzespołach. W opiekę bierze ją Carolina, równie przebiegła co dystyngowana siostra Bingleya (Marta Parzychowska), wypadek Jane ściąga do ludzkiej posiadłości jej zbuntowaną androicką siostrę (Ewa Niemotko). Elizabeth poznaje tam Darcy'ego (Bartłomiej Jabłoński) - przyjaciela Bingleya i sercowego wybranka Caroliny - w którym wzbudza zainteresowanie. Ta dziwna ludzko-robotyczna relacja ujawnia wielowymiarowość i uniwersalność pojęcia dyskryminacji rasowej oraz ksenofobii.

Rzeczywistość ukazana w spektaklu to jedna z możliwości bliskiej przyszłości naszego świata - napromieniowanego, niemalże pozbawionego drzew i dzikiej roślinności, w którym wiele wyginiętych gatunków zwierząt zastąpiono ich zrobotyzowanymi alternatywami. Zapylone powietrze wywołuje u ludzi alergie, egzemy skórne i zapalenia; jedzenie jest zakażone. Skrajnie toksyczne warunki ujawniły słabość gatunku ludzkiego, dla którego androidy wydają się być praktyczniejszą alternatywą. Jedynym szkodliwym warunkiem dla robotów pozostał bowiem kwaśny deszcz; pozostałe czynniki wyniszczające gatunek ludzki dla robotów pozostają obojętne. Nie dotykają ich choroby, słabości, starość. Jako produkty idealnie zaprojektowanie nie borykają się z kompleksami, za to podbijają szereg kompleksów nieidealnych ludzi.

Dowodem postać Caroliny, jedynej "ludzkiej" kobiety w spektaklu, borykającej się z chorobami i niedoskonałościami. Zazdrość, strach i niepewność stają się pożywką jej niechęci do androidek - idealnie pięknych, wiecznie zdrowych i młodych. Stają się one realnym zagrożeniem, kiedy Carolina przegrywa z androidką Elizabeth w zalotach. Wyrazu owego strachu i niechęci daje Lady Catherine (Karolina Rzepa), z niewzruszoną twarzą torturując Elizabeth, przekonując (tak samo siebie, jak i androidkę), że roboty seryjnie produkowane w fabryce, nie będą ludźmi. Nigdy bowiem nie będą czuły prawdziwych emocji, nigdy nie będą w pełni samoświadome, nigdy nie będą miały duszy - tej przecież nie da się wyprodukować. Słyszymy: "Ma piękne oczy, ale nigdy nie będą zwierciadłem duszy". Sceniczna rzeczywistość jednak podważa te słowa, pytając, czy owe ludzkie przekonania, dyktowane strachem i zazdrością, nie zaczęły się już rozmijać ze światem. Spektakl teoretycznie ma szczęśliwe zakończenie, dwie pary androicko-ludzkie łączą się w uścisku, jednak Wojciech Kościelniak kreśli w istocie czarną wizję przyszłości, która zaczyna dziać się teraz.

Tak, jak często dzieło przerasta artystę, tak technika lada chwila przerośnie wynalazców (istnieje szereg podstaw do dyskusji, czy przypadkiem już to się nie stało). Wobec tego humanoidy, od kilkunastu lat tak namiętnie udoskonalane, w pewnym momencie mogą zacząć ewoluować, samoistnie napędzane własnym oprogramowaniem. Sztuczna inteligencja to wciąż inteligencja. Może ewoluować tak, jak u homo sapiens. Komputer jednak potrzebuje o wiele mniej czasu niż biologia. Istnienie humanoidów i ich potencjalny rozwój uruchamia również dyskusję o moralności, pytającą o potencjalne prawa i szacunek należące się tym "istotom" ... czy też pytającą o moment, w którym zaczną się one ich domagać. Nie są to jedynie gdybania wobec faktu, że w październiku 2017 roku humanoid wyprodukowany dwa lata wcześniej przez firmę Hanson Robotics z Hongkongu, obdarzony sztuczną inteligencją, otrzymał prawa obywatelskie w Arabii Saudyjskiej. Sophia samodzielnie udzieliła dziennikarzom wielu wywiadów, przemawiała do tłumu, potrafiła nawet żartować na własny temat.

Wobec tego precedensowego zjawiska wizja Wojciecha Kościelniaka staje się raczej logiczną analizą rzeczywistości niż teatralnym science-fiction. Chociaż przedstawienie nie odkrywa nowych aspektów tematu, nie dodaje argumentów ani nowych zagadnień do dyskusji, w niezwykle ciekawy sposób ukazuje zagadnienie samo w sobie, sprytnie odnajdując analogię między przeszłością, przyszłością a teraźniejszością, między problemami rasowymi i socjologicznymi, ekologicznymi a postępem technologicznym, a w końcu między XIX-wieczną literaturą, hollywoodzkim science-fiction, wizjonerstwem Stanisława Lema, futuryzmem i starymi podaniami arabskimi. Do tych ostatnich nawiązuje tytuł - Bahamut w arabskiej mitologii jest ogromną rybą, na której utrzymuje się świat, który ze względu na niefortunnie kulisty kształt potrzebuje podparcia. Mit przywołuje Elizabeth podczas narkotycznego posiedzenia z Jane, Caroliną, Darcy'm i Bingleyem. W sposób nad wyraz bolesny potrzeba stworzenia Bahamuta przed Boga ukazuje niewypał boskiej kreacji.

Jakkolwiek warte uwagi byłyby błyskotliwy scenariusz, efektowna scenografia czy kostiumy, "Bahamut" to przede wszystkim dyplom, mający na celu zaprezentowanie talentu i warsztatu młodych aktorów, każdemu studentowi oddając podobne możliwości popisu. Tu niestety spektakl kuleje. Martynika Kośnicka, grająca androidkę Lydię, pojawia się na scenie zdecydowanie za rzadko. Jej postać nie wnosi nic do akcji, a na rolę nie zwraca się większej uwagi. Szkoda, bowiem w aktorce kryje się coś intrygującego. Żałuję również strategii reżyserskiej zastosowanej wobec postaci Bingleya, która zmusił Igora Tajchmana do biegania nago na czworaka (jako pies) przez większą część przedstawienia - i niestety, to jedyne, czym zapadł w pamięć. Aktorsko spektakl został zdominowany przez Martynę Bazychowską, Ewę Niemotko, Anastazję Borkoniuk oraz Michała Krzywdzińskiego, z czego ostatnia dwójka zdecydowanie wybijają się przed szereg. Brawurowo odgrywają role ekscentrycznej "matki" androidek oraz profesora Collinsa, jej klienta. Obie postaci, precyzyjnie wyreżyserowane, napędzają aktorsko przedstawienie, a studenci konsekwentnie oddając ich charakterystykę, zdecydowanie przyćmiewają koleżanki i kolegów. Warto śledzić te nazwiska i generalnie scenę wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Wrocław przecież wciąż żyje teatralnie.

"Bahamut"

na motywach "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen

scenariusz, reżyseria, opracowanie muzyczne: Wojciech Kościelniak

Akademia Sztuk Teatralnych we Wrocławiu, filia w Krakowie, Duża Scena, prapremiera: 3 marca 2018

występują: Martyna Bazychowska, Anastazja Borkoniuk, Ewa Niemotko, Martynika Kośnica, Marta Parzychowska, Bartłomiej Jabłoński, Igor Tajchman, Michał Krzywdziński

oraz Karolina Rzepa (III rok Wydziału Aaktorskiego)

Klaudia Kasperska - studentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, absolwentka studiów I stopnia Wiedzy o teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim, współautorka projektu www.projekt-jarocki.blog.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji